|
2018-11-29T18:39:33+01:00
Czw 29 Lis 2018, 18:39
Informacja, dezinformacja, reklama
W dzisiejszych czasach, jak chyba nigdy dotąd, istnieje niezwykle wiele sposobów przekazywania informacji. Główne sposoby to Internet, telewizja, radio i prasa. Za pomocą tych mediów przekazywane są informacje z najdalszych zakątków świata. Ranga tych informacji jest różna. Jeden są bardzo ważne, inne mniej ważne, a są i takie, które są bez znaczenia, ale pomimo to ktoś się nimi interesuje. Do przekazywania informacji stacje telewizyjne, radiowe i redakcje czasopism zatrudniają reporterów i dziennikarzy, którzy docierają wszędzie tam gdzie coś się dzieje. A we współczesnym świecie dzieje się wiele. Wojny, konflikty, morderstwa, kradzieże, katastrofy, wypadki to tylko niektóre sprawy o których media informują. Tego rodzaju informacje są najbardziej pożądane bo w naturze człowieka jest interesowanie się czymś sensacyjnym i niezwykłym. Media wbrew pozorom są nie tylko po to, aby dostarczać człowiekowi informacji, ale także po to, aby zarabiać. A żeby zarabiać trzeba w gazecie podawać informacje, które sprawią, że gazetę tę kupi jak największa ilość ludzi. Aby stacja telewizyjna miała dużą oglądalność musi ona nadawać takie programy, które przyciągną przed ekrany jak największą ilość telewidzów. Zyski danej stacji nie biorą się oczywiście z tego, że wyświetli ona interesujący film, ale z reklam, które przed tym filmem i w czasie jego projekcji zostaną wyświetlone. Jest zasadą, że im więcej oglądających daną stację tym więcej chętnych do zamieszczania w niej reklam. To samo dotyczy radia i prasy. Czy reklamy to też informacja? Oczywiście, że tak z tym jednak zastrzeżeniem, że nie jest to informacja mająca na celu przekazanie człowiekowi wiedzy o zaletach danego produktu, lecz skłonienie go do jego zakupu. W przypadku reklamy należy do tego, co widzimy lub słyszymy podchodzić z dużą dozą nieufności i rezerwy, ponieważ bardzo często się zdarza, że zalety reklamowanego produktu znacznie odbiegają od stanu faktycznego. Niejednokrotnie, gdy przyniesiemy do domu produkt, który kupiliśmy – bo reklama, często bardzo nachalna, sprawiła że uznaliśmy, że jest nam on potrzebny i spełnia nasze oczekiwania – rozczarowujemy się, bo okazuje się, że nie jest to, to o co nam chodziło. Jeszcze gorzej jest w przypadku, gdy kupujemy produkt poprzez sprzedaż wysyłkową. Taki sposób zakupu pozbawia nas możliwości dotknięcia i sprawdzenia tego co kupujemy. Tak więc reklama i informacja to nie to samo. Kiedyś pracowałem z Julianem, który był porządnym człowiekiem, ale niestety nie był w stanie odróżnić jednej od drugiej. To co widział w telewizji przyjmował literalnie i stosował w życiu. Był to czas, gdy następowały w Polsce przemiany polityczne i gospodarcze. W telewizji zaczęło pojawiać się coraz więcej reklam. Reklamowano wszystko, a wiec proszki do prania, margarynę, wafelki itp. itd., a wszystko to było zagraniczne i oczywiście jak to w reklamie bywa najlepsze. Lobby margarynowe w czambuł potępiało masło przedstawiając je jako szkodliwe dla zdrowia bo powodowało ono wzrost cholesterolu. Najzdrowsza miała być margaryna. Julian usłyszał to i przerzucił się na margarynę. Jednego razu poszedł zrobić sobie badania okresowe. Przychodzi z tych badania i mówi: „Ta lekarka, która mnie badał to ma chyba hopla, bo powiedziała, żebym margaryny nie jadł, ale masło, bo margaryna jest niezdrowa. Ma hopla i już! Przecież w telewizji mówią, że margaryna to samo zdrowie!” No cóż Julian nie odróżniał informacji od reklamy tak zresztą jak znaczna część ówczesnego – a pewnie i dzisiejszego - społeczeństwa. A wracając do masła i margaryny dzisiaj wiadomo, że masło jest zdrowe, bo jest produktem naturalnym, a margaryna niezdrowa, bo powstaje poprzez utwardzanie olejów roślinnych, a ponadto zawiera emulgatory, stabilizatory, barwniki, aromaty i konserwanty. Czy do Juliana to dotarło? Nie wiem, bo dawno go nie widziałem, ale obawiam się, że nie. Tak jak wszystkim innym informacją można manipulować. Wtedy nie jest to informacja, ale dezinformacja. Dezinformować można podając informację niepełną lub całkowicie nieprawdziwą. Dzisiejsza technika pozwalająca na utrwalanie obrazu i dźwięku pozwala także na usuwaniu z tego co zostało zarejestrowane niewygodnych obrazów i fragmentów wypowiedzi. Z takiego niepełnego przekazu wychodzi zupełnie coś innego niż w rzeczywistości było. Nagminnie było to stosowane w Związku Radzieckim i krajach obozu socjalistycznego. Na przykład na zdjęciu był Stalin i kilku jego współpracowników, ale gdy w ramach rozgrywek politycznych kogoś ze sfotografowanych ukatrupiono to ze zdjęcia on znikał. Dzisiaj nie jest inaczej, no może poza tym, że się kogoś ukatrupi. Żadna stacja telewizyjna i radiowa nie jest w pełni niezależna, chociaż wszystkie twierdzą, że niezależne są. A przecież wiadomo, że każda ma swojego właściciela i prezentuje wyznawaną przez niego opcję polityczną. Jak możemy się przekonać każda z nich przekazując relację z tego samego zdarzenia przekazuje ją tak jak widzi to jej właściciel. Zadaniem redaktorów jest tak dobrać materiał filmowy i dźwiękowy, aby odbiorca przyjął to, co zobaczył i usłyszał za rzeczywistość. Dalszym etapem dezinformacji jest komentarz do tego co jest prezentowane. Komentarzem tak ukierunkowuje się odbiorcę, że nie musi on już samodzielnie wyciągać wniosków, ale przyjmuje bezkrytycznie wnioski i opinie komentatora. Wątpliwości mogą się w nim zrodzić dopiero wtedy, gdy włączy stację o innej opcji politycznej. Zderzenie tych dwóch, a często i więcej przekaźników informacji może jednak sprawić, że nie jest on w stanie określić jaki jest stan rzeczywisty. Świat jest tak wielki, że żaden człowiek nie jest w stanie dotrzeć osobiście do najdalszych jego krańców o dotarciu do krańców wszechświata i kosmosu nie mówiąc. Chociaż nigdy nie będziemy w stanie cofnąć się w mroki historii dziejów, to przecież wiemy co się działo sto lat temu, tysiąc, a nawet milion lub miliard. Skąd to wiemy? Ano z informacji przekazywanych nam przez tych, którzy wiedzą. Ale i oni przecież nie wiedzą wszystkiego, bo żaden człowiek wszystkiego nie wie, lecz mają wiedzę przekazaną przez innych. Wszyscy więc naszą wiedzę opieramy w zasadzie na tym, czego ktoś gdzieś doświadczył, coś zbadał lub coś odkrył. W zasadzie wszelkie informacje o otaczającym nas świecie musimy przyjmować „na wiarę”, bo nie mamy innego wyjścia. Owszem możemy stwierdzić, że kamień jest twardy uderzając w niego głową, ale na pewno nie stwierdzimy ile on ma lat, z jakich pierwiastków się składa i skąd się wziął. Nie jesteśmy w stanie stwierdzić, że Ziemia jest okrągła i że się obraca no bo jak. Wierzymy, że tak jest bo tak nam powiedzieli ci, którzy podobno wiedzą. Przykłady można by mnożyć w nieskończoność, ale podam tylko jeden. Pierwsze lądowanie człowieka na Księżycu. Miało ono miejsce w 1969 roku. Pamiętam bezpośrednią relację oglądaną na małoekranowym czarnobiałym telewizorze. Nawet mi przez myśl nie przeszło, żeby mieć wątpliwości, że to co widzę to szczera prawda. Dzisiaj słyszę, że była to mistyfikacja, a całe lądowanie odbyło się w…studio filmowy. Na ten temat powstało wiele książek i filmów. Jaka jest prawda? A bo ja wiem? Oczywiście skłaniam się ku temu, że to co widziałem było rzeczywistością, ale jednak gdzieś tam kołacze się, że może ci, którzy twierdzą inaczej mają rację. I tak jest ze wszystkim. Musimy wierzyć w to, że konserwa, którą kupujemy ma taki skład jaki podano na etykiecie, musimy wierzyć, że w jądrze Słońca jest temperatura 16 milionów stopni C, a odległość Słońca do Ziemi wynosi 149 600 000 kilometrów. No bo czy jesteśmy w stanie sprawdzić skład konserwy lub zmierzyć odległość Ziemi do Słońca? Oczywiście, że nie możemy. Musimy przyjąć na wiarę, że tak faktycznie jest. Informując czy dezinformując można manipulować poszczególnymi ludźmi, grupami ludzi, a także całymi społeczeństwami dla osiągnięcia zamierzonego celu. Dla ilustracji tego o czym mówię kolejny przykład. W 2002 roku nastąpiła inwazja USA i tzw. sił sprzymierzonych na Irak. Wcześniej rozpętano nagonkę na Saddama Husajna udowadniając, że jest on w posiadaniu broni masowego rażenia, co zagrażać miało nie tylko Stanom Zjednoczonym, ale także ich zachodnioeuropejskim sojusznikom. O tym, że broń ta jest istotnie w posiadaniu przywódcy Iraku miały przekonywać raporty służb specjalnych, zdjęcia itp. Zmasowana kampania antyiracka spowodował, że społeczeństwo Stanów Zjednoczonych jak również społeczeństwa krajów zachodnioeuropejskich popierały inwazję. Po zdobyci Iraku przez siły koalicji okazało się, że nie ma tam żadnej broni masowego rażenia. Jednak dla zwycięzców nie miało to już zupełnie żadnego znaczenia, bo cel jakim było zdobycie Iraku i zabicie Saddama został osiągnięty. Oto inny przykład jak można zmanipulować informację. Tym razem efekt by niezamierzony, ale nic nie stoi na przeszkodzie, aby kiedyś ktoś, to o czym mówię zastosował z pełną premedytacją. Otóż 30 października 1938 roku amerykańska rozgłośnia radiowa CBS nadała słuchowisko zrealizowane na podstawie książki Herberta George’a Wellesa pt. „Wojna światów”. Słuchowisko to było tak zrealizowane, że wyglądało na reportaż z pola bitwy Ziemian z najeźdźcami z Marsa. Prawie wszyscy mieszkańcy Stanów Zjednoczonych wpadli w panikę i przerażenie. Ludzie uciekali z domów w popłochu. Kilka osób zmarło na atak serca. Doszło do poważnych zniszczeń. Oczywiście żadnego najazdu obcych nie było. Ogromnym polem do dezinformacji jest Internet. Jakieś dwa tygodnie temu pojawiła się informacja, że zmarł aktor Franciszek Pieczka. Pod tą ilustrowaną zdjęciem aktora informacją zaczęły pojawiać się wpisy kondolencyjne zasmuconych sympatyków Pieczki. Informacja okazał się blefem, ale przez pewien czas iluś internautów wierzyło w nią i co najgorsze przekazywało ją dalej. Być może są tacy, którzy w to, że aktor nie żyje wierzą do dzisiaj. Na zakończenie powiem, że współczesne środki przekazu są dla nas wielkim dobrem. Dzięki nim możemy poznawać świat, dowiadywać się o tym co się gdzieś dzieje, poszerzać naszą wiedzę, komunikować się. Niestety tak jak wszystko inne nie zawsze są one właściwie wykorzystywane i nie zawsze służą dobru człowieka. Dość często zdarza się, że stosowane są one do wprowadzania człowieka w błąd i do jego wykorzystywania. Jednak czy chcemy czy nie musimy się z taką rzeczywistością pogodzić, ale ważne dla nas powinno być to, aby do sprawy informacji podchodzić z dużym dystansem i ostrożnością. Jan Seweryn
2018-11-18T13:55:36+01:00
Nie 18 Lis 2018, 13:55
Czytać? Oczywiście, że czytać.
Czytać? Oczywiście, że czytać. Nie od dziś wiadomo, że czytelnictwo w Polsce jest na bardzo niskim poziomie. W ubiegłym roku przynajmniej jedną książkę przeczytało tylko 38% Polaków, czyli ponad 60% Polaków nie przeczytało żadnej książki. Jest to niepokojące sytuacja, bo świadczy to jednoznacznie, że Polacy nie czytając zaniżają swój poziom intelektualny. Bez dyskusyjne jest, że czytanie książek rozwija człowieka, poszerza jego wiedzę, a także sprawia, że rozwija się jego wyobraźnia. Od pradziejów człowiek starał się zapisywać swoje przemyślenia i obserwacje, a czynił to w najprzeróżniejszy sposób. Początkowo były to nieporadne rysunki naskalne, ale wraz z rozwojem cywilizacji następował rozwój pisma. 3500 lat przed naszą erą powstało pismo obrazkowe, a stworzyli je Sumerowie. W Mezopotamii posługiwano się pismem klinowym, a Egipcjanie wynaleźli hieroglify. Różne odmiany pisma obrazkowego były bardzo skomplikowane i aby je opanować trzeba było poświęci na to wiele lat. Co zapisywali starożytni pisarze? Zapisywali modlitwy do bogów, polecenia władców, sprawozdania urzędników, a także opisywali zdarzenia. Chyba nie muszę przekonywać, że pisanie odbywało się zupełnie inaczej niż to jest dzisiaj. W starożytności pisano na papirusie, na glinianych tabliczkach, a także ryto teksty w kamieniach. Pierwszy alfabet opracowali 1500 lat przed nasza erą Fenicjanie. Alfabet fenicki dał początek wszystkim alfabetom używanym obecnie w Europie. W średniowieczu używano różnych materiałów pisarskich, ale z czasem zaczęto pisać na pergaminie, a później na papierze. Papier wynaleziono w Chinach około 105 roku naszej ery. W Europie pierwsze papiernie powstały w XII wieku. Sztuka pisania znana była bardzo niewielu, tak samo zresztą jaki i sztuka czytania. Pisaniem zajmowali się przeważnie zakonnicy. Książki pisane i przepisywane były ręcznie, dlatego były bardzo drogie, dlatego niewielu je mogło posiadać. Dopiero wynalezienie w 1450 roku przez Jana Gutenberga druku sprawiło, że książki stały się bardziej dostępne. Dzisiejsza technika druku jest zupełnie inna niż dawniej. Drukuje się dużo, szybko i osiąga się bardzo dobrą jakość druku. Książki wydawane obecnie to niejednokrotnie prawdziwe dzieła edytorskie. Dostęp do książek jest bardzo łatwy, a ich ceny bardzo zróżnicowane, dlatego każdy może sobie kupić książkę w cenie, która jest adekwatna do jego sytuacji materialnej. Jeżeli kogoś rzeczywiście na książkę nie stać to może ją sobie bardzo łatwo wypożyczyć w którejś z bibliotek. Niestety ten łatwy dostęp do książki nie przekłada się na czytelnictwo, które jak powiedziałem na wstępie jest na fatalnym poziomie. Tu można by sobie zadać pytanie: dlaczego ludzie nie czytają? Niejeden powie, że nie ma na to czasu, ale jest to przeważnie nieprawda, bo czas jest na przykład na wielogodzinne oglądanie telewizji. Nie czytając nie ubogacamy siebie i nie rozwijamy się intelektualnie. Bezdyskusyjne jest, że czytając książki naszą wyobraźnią widzimy to, co opisuje autor a więc krajobrazy, budowle i ludzi. Wyobrażamy sobie jak przebiega opisywane zdarzenie. Ponadto uczymy się logicznego i poprawnego wypowiadania się, a także utrwalamy w sobie zasady interpunkcji i ortografii. To wszystko bardzo nam się przyda w życiu i sprawi, że będziemy człowiekiem jak to się mówi na poziomie. Jak powiedziałem nie czytając stajemy się ubodzy nie tylko duchowo, ale także intelektualnie. Skutkuje to tym, że nie potrafimy poprawnie formułować zdań nie tylko w mowie, ale i w piśmie. Często można usłyszeć, że żeby czegoś się dowiedzieć nie trzeba czytać, ale przecież można obejrzeć program w telewizji lub film nakręcony na podstawie książki jakiegoś wybitnego pisarza. Ostatnio pojawiły się tak zwane e-booki. Są to pliki elektroniczne na których zapisano teksty, które można odtworzyć za pomocą specjalnego oprogramowania na komputerze, telefonie komórkowym itp. Pojawiły się także audiobooki. Są to nagranie dźwiękowe zawierające odczytany przez lektora tekst publikacji książkowej zapisane w formacje MP3, MP4 na płytach czy kastach magnetofonowych. Czytelnik – a właściwie słuchacz – takiego audiobooka niczego nie musi czytać wystarczy, że słucha. Ale czy te nowoczesne „książki” mogą się równać z książką tradycyjną wydana na papierze? Uważam, ze nie. Nic nie jest w stanie zastąpić wzięcia do ręki pachnącego farbą drukarską tomu. Nic nie jest w stanie zastąpić szelestu przewracanych kartek. Nie twierdzę wcale, że e-booki czy audiobooki nie są potrzebne, ale uważam, że powinny być one niejako dodatkiem do prawdziwej papierowej książki. Czyż nie pięknie w pokoju wygląda regał z książkami? Niestety takich regałów jest w Polsce coraz mniej. W większości domów nie ma ani jednej książki no chyba, że są to książki dzieci chodzących do szkoły. Dom bez książki jest domem ubogim. Chociaż mogą w nim być supernowoczesne meble i drogi wystrój to jednak brak książek powoduje, że w domu tym czegoś brakuje. W czasach komuny książka tak jak wszystko była rzeczą trudno dostępną. Owszem można było kupić jakieś mało znaczące tytuły, ale już klasykę czy bestselery wydawnicze nie wszyscy mogli kupić. Szczęśliwi byli ci, którzy mieli znajomych w księgarniach. Ci dostawali towar spod lady. Zwykły klient mógł kupić to, czego nie chcieli znajomkowie. W Starachowicach było pięć księgarń i miłośnicy książek biegali po tych księgarniach i sprawdzali czy czasami czegoś nie dostarczono. Czasami udawało się coś kupić, ale przeważnie odchodziło się od lady z niczym. Nie do kupienia były książki niepoprawne politycznie. Tych cenzura nie „przepuszczała” i po prostu nie były one wydawane. Podobnie sprawa się miał z Encyklopediami. Kupienie encyklopedii było praktycznie niemożliwe. Były jakieś zapisy, ale aby się zapisać na taką encyklopedię to też trzeba było mieć układy w księgarniach. Dzisiaj jest zupełnie inaczej. Książek jest cała masa. Problemu z kupnem jakiejś pozycji wydawniczej nie ma żadnego. Tematyka książek to bardzo szeroki wachlarz. Wydaje się poezję, literaturę piękną, popularnonaukową, książki historyczne, naukowe itp. itd. Jest w czym wybierać. Tylko że tych wybierających jakoś nie widać. Księgarnie upadają jedna po drugiej. W Starachowicach z tych, które były nie ma już żadnej. Jest tylko jedna malutka księgarnia w Rynku. Ostatnio pojawiła się duża księgarnia MPiK w Galardii, ale tłumów tam nie widać. Ludzie wolą siedzieć przed telewizorami lub wpatrywać się w smartfony niż wziąć do ręki książkę. A szkoda, bo jak powiedziałem czytanie książek rozwija człowieka. Dlatego kupujmy i czytajmy książki i zaszczepiajmy to czytanie naszym dzieciom i wnukom. Miejmy świadomość tego, że one nas obserwują i robią dokładnie to co my robimy. Nie dziwmy się, że nasze dziecko nie przeczytało lektury szkolnej skoro my sami jej nie przeczytaliśmy. Nie dziwmy się, że nasze dziecko interesuje się tylko grami komputerowymi skoro nas samych trudno od takich gier odegnać. No, dobrze skoro lubimy te telewizory i komputery to się w nie wpatrujmy, bo po to one są, ale co jakiś czas wyłączmy je i sięgnijmy po książkę. Najpierw po cienką i niebyt skomplikowaną, później po grubszą i bardziej poważną. Na początek niech to będzie pół godziny czytania, później godzina, a może kiedyś dojdziemy do tego, że na czytanie to i nocy będzie mało. Bo dobra i ciekawa książka tak potrafi człowiek wciągnąć, że czasu poświęconego na jej przeczytanie się nie liczy. Jan Seweryn
2018-11-01T08:06:57+01:00
Czw 1 Lis 2018, 8:06
Wszystkich Świętych, czyli cmentarny szał
Wszystkich Świętych, czyli cmentarny szał Dzień Wszystkich Świętych – za czasów komuny zwany Dniem Zmarłych – jest czasem pamięci o tych, którzy odeszli już z tego świata. W Polsce Dzień ten jest dniem szczególnym, pełnym zadumy i refleksji nad przemijaniem. W Dniu tym Polacy masowo odwiedzają groby swoich bliski, pamiętają o bohaterach narodowych i o często bezimiennych żołnierzach poległych w różnych okresach walk za Ojczyznę. Nawiedzanie cmentarzy ma w Polsce wielowiekową tradycję i bardzo mocno związane jest z wiarą chrześcijańską. Odwiedzając groby pamiętamy też o tym, aby oprócz kwiatów i zniczy odmówić modlitwę za zamarłych. Jeszcze nie tak dawno temu odwiedzanie grobów naszych bliskich miało skromny wymiar. No bo przeważnie zapałało się mały znicz i ewentualnie składało stroik złożony z jodłowych gałązek. Z czasem pojawiły się chryzantemy w doniczkach, ale ponieważ były one stosunkowo drogie mało kto sobie na nie pozwalał. Po jakimś czasie cała ta skromna oprawa zaczęła się zmieniać. Znicze zaczęły być coraz większe, chryzantemy staniały, pojawiły się plastikowe kwiaty. Dzisiaj odwiedzający cmentarze taszczą z sobą naręcza różnobarwnych sztucznych kwiatów i wieńców. Dźwigają torby pełne zniczy różnego kształtu i rozmiaru. A znicze te potrafią być naprawdę ogromne, bo niektóre mają rozmiar wiadra. Są też znicze elektryczne, na baterie. Wszystko to ląduje na grobach, które zaczynają przybierać wygląd kwietnych, pstrokatych, oświetlonych rabatów. Przyjęło się, że im więcej na grobie tym lepiej. Trwa też swoista rywalizacja, kto przyniesie większy znicz, kto przytarga większy plastikowy wieniec. O modlitwie już mało kto pamięta, a i na zadumę też nie ma za bardzo czasu, bo trzeba lecieć do następnego grobu, albo jechać na następny cmentarz. Jeżeli już mówimy o zmianach obyczajowości cmentarnej to koniecznie trzeba powiedzieć o tym, że i same groby się zmieniły. Dawniej przeważnie były to groby ziemne z drewnianymi krzyżami. Później pojawiły się krzyże żelazne. Oczywiście były też grobowce mniej lub bardziej okazałe, ale fundowali je sobie ludzie zamożni. Na cmentarzach dominowały groby ziemne. W ciągu ostatnich kilkudziesięciu lat sytuacja, jeżeli chodzi o groby zmieniła się radykalnie. Dzisiaj praktycznie nikt nie ma grobu ziemnego. Każdy nawet najbiedniejszy funduje sobie i swojej rodzinie grób z płyt granitowych. Groby z takich płyt wyglądają o wiele lepiej niż groby ziemne, bo są estetyczne i pomysłowo zaprojektowane. Klienci mają do wyboru całą masę różnego rodzaju grobów i grobowców. To, jaki kto sobie grób wybierze uzależnione jest od zasobności jego portfela. Są jednak przypadki, że nawet ludzie, których na ekskluzywny grób nie stać taki grób sobie zamawiają biorąc w banku pożyczki. Czynią tak często dlatego, bo nie chcą odstawać od innych. No bo jak by wglądał ziemny grób pośród wypolerowanych i błyszczących grobów z płyt granitowych i marmurów. Nie bez znaczenia jest też to, że takiego grobu praktycznie nie trzeba sprzątać. Wystarczy zmiotką zmieść kurz i zeschłe liście i ewentualnie przetrzeć płyty wilgotną szmatą. Dawne, ziemne groby trzeba było okopywać i plewić. Kto ma na to dzisiaj czas? Przy okazji omawiania zmiany obyczajów cmentarnych należy też wspomnieć, że w ostatnich kilkunastu, no może dwudziestu, trzydziestu lat pojawił się inny sposób chowania zmarłych. Coraz częściej nie chowa się zmarłego, ale jego prochy, bo osoba zostaje skremowana, czyli spalona w krematorium, a rodzina dostaje w urnie to, co po spaleniu pozostało. W związku z tym, że urna jest dużo mniejsza od trumny to na cmentarzu potrzeba o wiele mniej miejsca na jej pochowanie. Pojawiły się więc mini groby, albo groby w których umieszcza się wiele urn. W takim grobie spokojnie można pomieścić całą dużą rodzinę. Ostatnio w Starachowicach pojawiły się specjalne piętrowe tak zwane kolumbaria z niewielkimi komorami na urny. Takie kolumbaria zajmują jeszcze mniej miejsca, bo są piętrowe. Można prognozować, że jeżeli kremacja będzie miała coraz szerszy zakres to powstaną całe piętrowe cmentarze, a te tradycyjne, czyli z granitowymi grobami odejdą w zapomnienie tak jak odeszły cmentarze z grobami ziemnymi. Na marginesie dodam, że na świecie już istnieją cmentarze piętrowe w których można chować zarówno ciała jak i prochy zmarłych. Największy piętrowy cmentarz to Memorial Necropole Ecumenica w Brazylia w mieście Santos. Jest to najwyższy istniejący cmentarz na świecie, bo jego wysokość wynosi 108 metrów. Budynek tego nietypowego cmentarza jest jednym z najwyższych budynków w Brazylii. W jego wnętrzu można pochować około 40 tysięcy osób. Ale wróćmy do obchodów Dnia Wszystkich Świętych. Niestety święto to, tak jak wiele innych świąt, zostało skomercjalizowane. Za tą komercjalizacją stoją producenci szajsu cmentarnego, którzy zrobili sobie z tego niewysychające źródło dochodów. To oni wykreowali modę na gigantomanię cmentarną. To oni dobrze rozeznali psychikę człowieka i wiedzieli jak sprawić, aby ludzie zapragnęli uczcić zmarłych dziesiątkami wieńców i setkami zniczy. Do tego doszła próżność ludzka, która doprowadza do rywalizacji, kto przyniesie na grób więcej. Wszystko to ma wymierne materialne skutki zarówno dla producentów jak i dla nabywców. I w zasadzie wszyscy z tego stanu rzeczy są zadowoleni. Producenci, bo zarobili, a nabywcy, czyli rodziny zmarłych, że uczcili (czytaj zapłacili) za pamięć o swoich bliskich. Kilka dni po Wszystkich Świętych jest problem, co z tym, co się na grobach znajduje zrobić. Bo znicze się wypaliły i trzeba by było gdzieś je wynieść. To samo z wieńcami, które po większym wietrze poniewierają się pomiędzy grobami i nie bardzo wiadomo z którego grobu pochodzą. Jedni wynoszą to wszystko do kontenerów, inni upychają gdzieś po kątach, a jeszcze inni nic nie robią, bo pojawią się na cmentarzu dopiero za rok. Ten sam problem co zrobić ze stosami plastikowych wieńców i kwiatów jest po pogrzebie kogoś z rodziny. Bo grób jest dosłownie zawalony plastikiem. Im większa jest rodzina zmarłego, im więcej miał on przyjaciół tym większa jest góra na grobie. Jest faktem, a nie przesadą, że grobu spod tego szmelcu nie widać. Problem może się rozwiąże wraz z ewentualnym rozwojem mody na kremowanie zmarłych i budowę coraz większej ilości kolumbariów. Otóż pod takim kolumbarium nie ma po prostu miejsca na stosy plastikowych wieńców i kwiatów, a także na dziesiątki zniczy. W odróżnieniu od cmentarzy dawnych dzisiejsze cmentarze są smutne, bo są na nich tylko groby i nic więcej. Kiedyś na cmentarzu rosły drzewa, które nadawały cmentarzowi swoistego uroku. Dzisiaj niestety drzewa są masowo wycinane na starych cmentarzach, a na nowych nie sadzi się ich w ogóle. Dzisiejszy cmentarz to w praktyce betonowo-granitowo-marmurowa pustynia. Jedynie stara zabytkowe cmentarze wyglądają inaczej, ale jak powiedziałem drzew na nich wciąż ubywa. Dlaczego tak się dzieje? Odpowiedź jest prosta. Chodzi właśnie o te piękne granitowo-marmurowe groby i grobowce. Korzenie drzew rozsadzają je, a spadające konary uszkadzają. Dlatego drzewa się wycina lub się ich nie sadzi. Gdy były groby ziemne drzewa nikomu nie przeszkadzały, bo w żaden sposób nie naruszały one grobów. Nawet jeżeli drzewo się na grób przewróciło to większej szkody nie narobiło. Wystarczyło wziąć łopatę i grób uformować na nowo. Dzisiaj nikt nie chce, aby jego grób czy grobowiec, za który zapłacił kilkadziesiąt tysięcy złotych był uszkodzony, bo za jego remont trzeba będzie zapłacić duże pieniądze. Warto też wspomnieć o modlitwach za zmarłych. Ta sprawa też został skomercjalizowana. Nie wystarcza nam już modlitwa przy grobie bliskiej nam osoby. Teraz zamawia się msze w kościele, bo to według zamawiającego ma większą wagę. I bardzo dobrze, że się zamawia, bo to też jest formą pamięci o zmarłym. Ale co niektórzy i w tej sprawie idą nie na jakość ale na ilość. Zamawia się wiele (nawet dziesiątki), mszy bo taka jest, jeżeli tak można powiedzieć, moda. Dlaczego tak się dzieje? Ano dlatego, że niejeden sądzi, że Pan Bóg będzie łaskawszy dla zmarłego, gdy mu się opłaci drogę do Królestwa Niebieskiego. Chyba jednak jest to błędne myślenie, bo gdyby tak było to bogaci wchodziliby do tego Królestwa szerokimi bramami, a jak nauczał Pan Jezus łatwiej wielbłądowi przejść przez ucho igielne niż bogatemu wejść do Królestwa Niebieskiego. Co by nie mówić to dobrze jest, że pamiętamy o tych, których już nie ma wśród nas, bo ta pamięć sprawia, że nie odeszli oni w niebyt. Ta pamięć sprawia, że wciąż żyją oni w naszych myślach i sercach. Miejmy jednak świadomość, że nie najważniejsza w tym wszystkim jest ilość mszy, wieńców i wielkość zniczy. To też jest, owszem ważne, ale w rozsądnych granicach. Niejednokrotnie więcej znaczy jedna położona na grobie róża i zapalny skromny znicz niż dziesiątki barwnych lampionów i stosy plastikowych wieńców. Jan Seweryn
2018-10-18T18:24:04+02:00
Czw 18 Paź 2018, 18:24
Kogo wybrać, a kogo nie?
Kogo wybrać, a kogo nie? Od kilku tygodni trwa gorączka wyborcza. Już za tydzień w wyborach samorządowych wybierać będziemy władze gminne, powiatowe i wojewódzkie czyli tych, którzy będą w dużym stopniu mieć wpływ na naszą lokalną rzeczywistość. Właściwie to kampania wyborcza zaczęła się jeszcze przed kampanią oficjalną, bo rozpoczęli ją pretendenci do fotela prezydenta Warszawy. Media różnej orientacji z dużym zaangażowaniem włączyły się w tę półoficjalną kampanię relacjonując wystąpienia i działania chętnych do rządzenia w Warszawie. Za przykładem Warszawy poszły inne duże miasta – Kraków, Gdańsk, Wrocław i inne – ale w całej Polsce kampania ruszyła z kopyta dopiero po oficjalnym ogłoszeniu terminu wyborów. Jak już do tego zdążyliśmy się przyzwyczaić nastąpił festiwal obietnic, programów i planów, które pretendenci do władzy różnego szczebla zrealizują, gdy zostaną wybrani. Partie polityczne, które co jest oczywiste nadają ton kampanii wyborczej wprost prześcigają się w prezentacjach swoich pomysłów na to, aby mieszkańcom miast i wsi żyło się coraz lepiej. Aby przekonać wyborców, że dany kandydat jest lepszy od konkurenta, za wszelką cenę stara się go zdyskredytować szukając na niego się tak zwanych „haków”. Jeżeli ktoś śledzi co piszą i mówią media to wie jak to wygląda. Każdy stara się mieć „haka” na każdego. Mówi się o łapówkach, defraudacjach, aferach, niemoralnym prowadzeniu się itp. itd. Gdy nie starcza „haków” aktualnych sięga się do przeszłości i wyciąga to, co ktoś kiedyś powiedział lub co zrobił. W niejednym przypadku wciąga się do walki rodziny kontrkandydatów. Wszystko po to, aby jak najbardziej zdołować przeciwnika. Ale wróćmy do obietnic wyborczych. Ktoś, kto przeżył wiele kampanii wyborczych na to, co obiecują kandydaci nie zwraca najmniejszej uwagi. Wiadomo przecież, że dla tych, którzy obiecują jest to czysta retoryka niemająca z rzeczywistością nic wspólnego. Myślę, że mało który kandydat na poważnie bierze to, co w kampanii wyborczej mówi. Owszem liczy się z tym, że to i owo zrobi, ale na pewno nie wszystko, bo po pierwsze część z tego, co obiecuje nie leży w jego kompetencjach, a po drugie nie ma worka z pieniędzmi. Dla kandydata najważniejsze jest to, aby wyborcy w obietnice uwierzyli i na niego zagłosowali. A później to już jakoś będzie. Nawet jeżeli z tego, co się obiecywało nic się nie uda zrealizować to i tak przez cztery lata wyborcy nie mogą wybranemu przez siebie prezydentowi czy radnemu nic zrobić. Owszem są procedury odwoływania z funkcji, ale są one skomplikowane i mało skuteczne, a poza tym komu by się chciało tym zajmować. Tak więc wybraniec może się czuć bezpiecznie. Nie twierdzę wcale, że nie ma ludzi, którzy kandydują, bo chcą coś zrobić dla lokalnej społeczności. Na pewno są, ale chyba nie jest ich za wielu. Tu rodzi się pytanie po co ludzie „pchają” się do władzy? Powodów jest kilka. Najważniejszy to ten, że to sama władza pociąga, bo rządzenie to niezwykle przyjemna sprawa. Następny powód to czucie się ważnym, bo można szpanować przed kolegami i rodziną, że jest się radnym lub zajmuje stanowisko w mieście, powiecie czy województwie. Dla niektórych ważna jest też dieta – w przypadku radnego. Inny powód to załatwianie interesów grupy do której się należy. Są przecież w mieście czy powiecie grupy, które funkcjonują w ramach tworzonych przez instytucje samorządowe warunkach. Z punktu widzenia grupy dobrze jest, aby „nasi” weszli w jak największej liczbie do rady miasta czy powiatu, bo będą tam dbać o nasze, czytaj grupy, interesy. Niejeden kandyduje bo liczy, że będzie mógł załatwić sobie lub swojej rodzinie dobre miejsce pracy albo wejść do rady nadzorczej którejś ze spółek podlegających samorządowi lokalnemu. To tylko niektóre przykłady tego dlaczego ludzie kandydują do władz nie tylko lokalnego szczebla. To tyle jeżeli chodzi o spojrzenie ogólne. Przejdźmy teraz nasze lokalne podwórko. Co można powiedzieć o wyborach do rady miasta, rady powiatu, sejmiku wojewódzkiego i wyborze prezydenta miasta? Ano można powiedzieć, że słów brakuje i ręce opadają. Jak możemy zauważyć nastąpiło całkowite pomieszanie, jeżeli chodzi o partie polityczne, a właściwie o tych, które te partie wystawiają. Patrząc na listy kandydatów można się mocno zdziwić widząc nazwisko tej czy innej osoby. Starachowice to nie takie duże miasto, więc mniej więcej wie się kto jaką opcję reprezentuje. Dlatego dziwimy się, co ta osoba na danej liście robi skoro w poprzednich wyborach kandydowała z zupełnie innej list. A zdziwienie nasze będzie jeszcze większe, gdy okaże się, że należy ona do konkurencyjnej partii. Jak to zrozumieć? Nie bardzo wiadomo. Są też na listach takie osoby, które jak sobie przypominamy co wybory kandydują z innej listy. Możemy się zastanawiać co nimi kieruje, że tak postępują, ale w tym przypadku odpowiedź jest bardzo prosta. Otóż osobom tym zależy tylko i wyłącznie na tym, aby być wybranym. To, z jakiej listy jest dla nich bez znaczenia. Ktoś może powiedzieć – i takie poglądy co niektórzy głoszą – że w lokalnych wyborach przynależność partyjna nie ma żadnego znaczenia. Jest to pogląd fałszywy, bo jednak znaczenie ma. Przecież to głównie partie polityczne wystawiają listy wyborcze, a jak wiadomo partia to organizacja, która zrzesza ludzi o określonych poglądach. Swoją partię mają liberałowie, narodowcy, ludowcy, komuniści i inni. Wybierając do władz lokalnych ludzi z danej partii w praktyce dajemy tej opcji politycznej władzę. Dlatego nie dziwmy się, że dla liberałów będzie w mieście ważne co innego niż dajmy na to dla ludowców. Nawet jeżeli z listy danej partii wszedł ktoś, kto się z tą partią nie identyfikuje to jednak ma wobec niej dług wdzięczności i czy chce czy nie chce to musi te dług spłacać głosując na posiedzeniach rady tak jak radni którzy do tej partii należą. Są także takie przypadki, że ci którzy uważają, że mają marne szanse na wejście z listy partyjnej tworzą własne komitety wyborcze licząc na to, że głoszone przez nich hasła, że są niezależni sprawią, że wyborcy zrażeni do partii politycznych na nich zagłosują. Tak czynią zazwyczaj starzy wyjadacze, którzy do niejednej partii należeli i z niejednej listy kandydowali. Ewenementem – być może w sakli krajowej – są w Starachowicach wybory prezydenta tego miasta. Jeszcze na długo przed kampanią wyborczą ogłoszono, że wybrany zostanie dotychczasowy prezydent czyli Marek Materek. To przekonanie sprawiło, że w zasadzie jest jeden kandydat, bo dwaj jego rywale w praktyce nie będą mieli żadnych szans. Zadziwiające jest to, że główne partie nie wystawiły swoich kandydatów. Nie zrobił tego PiS, nie zrobiła PO ani PSL. Wszyscy poparli Materka. O czym to świadczy? Ano o tym, że starachowiccy politykierzy – bo tak ich trzeba nazwać – są do niczego. No bo jak to wygląda, że partia rządząca nie może wystawić swojego kandydata. Przecież to kompromitacja! Popieranie kogoś kto nie jest członkiem tej partii świadczy o tym, że partia ta w Starachowicach jest bardzo słaba. To samo dotyczy największej siły opozycyjnej czyli PO. Jak to może by że partia, która jeszcze nie tak dawno w Polsce rządziła nie jest w stanie wystawić na kandydata na prezydenta kogoś kto jest jej członkiem. Jest to narażanie się na śmieszność i świadczy, tak jak w przypadku PiS-u o słabości tego ugrupowania. Jak z tego wynika mamy w Starachowicach marnych polityków, a właściwie to politykierów. Okazuje się, że obie te formacje są słabe, nieudolnie zarządzane i w zasadzie nie mają ludzi, którzy byli by w stanie budować silne pozycje tych organizacji. Partie te to kilku krzykaczy, którzy robią wokół siebie dużo szumu, ale jak widzimy niewiele z tego wynika. Ktoś może powiedzieć, że przecież na listach wyborczych mają komplety więc chyba nie jest tak źle. Jeżeli chodzi o listy to nie odzwierciedlają one partyjnej rzeczywistości. Na listy wpisuje się różne osoby, aby tylko były one zapełnione. Większość z tych, którzy kandydują zdobędzie symboliczną ilość głosów, a będą to głosy najbliższej rodziny. Osoby te zupełnie się nie liczą w partyjnych rozgrywkach. Jak powiedziałem punktem honoru każdej poważnej partii powinno być wystawienie własnego kandydata na urząd prezydenta. Jeżeli się tego nie robi to naraża się na lekceważenie i śmieszność, a także pokazuje słabość partii. Aby być dobrze zrozumianym nie twierdzę, że nie należy głosować na Materka. Nie twierdzę także, że Materek jest złym prezydentem, ani nie twierdzę, że jest dobrym. W całej sprawie jest to obojętne. Każdy może mieć własną opinię o nim. Tak jak wcześniej powiedziałem każda poważna partia powinna wystawić własnego mocnego kandydata. Na zakończenie chciałbym zapytać tych, którzy tak gremialnie popierają Marka Materka jak się czują wiedząc, że jego poglądy polityczne rozmijają się z programami ich partii i ich samych. Jak do głosowania na tego kandydata podejdą ci, którzy są członkami lub sympatykami tych partii. Czy przełamią się jak ich liderzy czy nie zagłosują wcale. Będzie to bardzo ciekawe. Kpiąc powiem, że w obecnej sytuacji wszystkie partie nie powinny wystawiać własnych kandydatów do rady miasta, ale powinny gremialnie wejść do komitetu wyborczego Materka bo wtedy miały by szanse na jego plecach wjechać do Rady Miasta. Tak zresztą zrobiło wiele osób, które ni stąd ni zowąd znalazły się w jego komitecie. Cwaniacy ci liczą, że dobre notowania prezydenta sprawia, że jak to się mówi „załapią się”. A teraz odpowiedź na pytanie tytułowe: „Na kogo głosować, a na kogo nie”. Odpowiedź nie jest prosta, ale z całą pewnością nie należy głosować na tych, którzy za wszelką cenę chcą się „załapać” wędrując z partii do partii i z jednego komitetu wyborczego do drugiego. Możemy mieć pewność, że z takich ludzi nie będziemy mieli żadnego pożytku. Nie należy głosować na tych, którzy obiecują przysłowiowe gruszki na wierzbie, bo po co mamy się rozczarować. Nie należy głosować na tych na których się zawiedliśmy, bo jeżeli zawiedliśmy się raz to zawiedziemy się raz kolejny. Głosować należy na ludzi prawych, uczciwych i mających stałe poglądy polityczne. Głosować należy na tych, których postawa i poglądy zbliżone są do naszych, bo wtedy możemy mieć gwarancję, że taki zrozumie nasze oczekiwania. Co by jednak nie mówić to w przypadku Starachowic wybór nie będzie łatwy. No, ale cóż kogoś wybrać trzeba. Jan Seweryn
2018-10-06T16:22:34+02:00
Sob 6 Paź 2018, 16:22
Czy można być człowiekiem?
Czy można być Człowiekiem? Pracując na co dzień z ludźmi mam okazję poznać różne ludzkie charaktery, postawy i poglądy. Niejednokrotnie nadziwić się nie mogę jak co niektórzy się zachowują i jak postępują. Wiadomo, że każdy człowiek to indywidualność zarówno w sferze ciała jak i ducha. Mówi się, że nie ma dwóch takich samych ludzi. Nawet bliźniacy, chociaż na pierwszy rzut oka są tacy sami to jednak są różni. Człowiek jako istota obdarzona rozumem powinien wyznawać wartości i zasady, które przypisane są rodzajowi ludzkiemu. Są to między innymi poczucie piękna, wrażliwość, współczucie, uczciwość, honor, godność itp. Cech świadczących o człowieczeństwie jest o wiele więcej, ale wymieniłem te, które w moim mniemaniu są najważniejsze. Czy wszyscy w swoim życiu tymi cechami się kierują? Powinni, ale w rzeczywistości tak niestety nie jest. W każdym społeczeństwie są ludzie, którzy albo za nic mają jakiekolwiek zasady, albo zasady te traktują wybiórczo czyli wybierają sobie takie, które są im wygodne. Są też tacy, którzy zachowują się różnie w różnych okolicznościach. Tacy to w rzeczywistości nie mają żadnych zasad no, bo co to za zasady, gdy w jednych okolicznościach człowiek postępuje tak, a w innych zupełnie inaczej. Niejeden człowiek to jakby połączenie dwu osobowości. Są nawet tacy, którzy w jednym organizmie mieszczą kilka diametralnie różniących się od siebie ludzi. Niejednokrotnie się zdarza, że mamy kogoś za porządnego człowieka, a tu nagle dowiadujemy się, że postąpił tak jakbyśmy się tego nigdy po nim nie spodziewali. Przykłady tego, o czym piszę można by mnożyć w nieskończoność. Po człowieku, który nie ma jednoznacznej postawy życiowej wszystkiego się można spodziewać i nigdy się nie będzie wiedziało jak on w danej sytuacji się zachowa. Na człowieka takiego nie można w żadnym wypadku liczyć i nie można na nim polegać bo jest on nieprzewidywalny. Niejednokrotnie możemy zaobserwować jak ten czy tamten godzi rzeczy nie do pogodzenia. No bo w domu jest, że go do rany przyłóż, a gdy przychodzi do pracy jest zupełnie innym człowiekiem. W domu użala się nad złamanym paznokciem żony, a w pracy będąc kierownikiem zwalnia matkę, która ma niepełnosprawne dziecko. Inny ma możliwość dania swojemu podwładnemu stałej umowy o pracę, ale nie czyni tego ze złośliwości, bo ten podwładny kiedyś źle się o nim wyraził, albo niedokładnie wykonał jego polecenie. Co ciekawe to taki pójdzie do kościoła – bo przeważnie jest katolikiem – i nawet mu przez myśl nie przejdzie, że ze swojego postępowania powinien się wyspowiadać, odprawić pokutę i czym prędzej naprawić zło, które uczynił. Ale on tego nie zrobi! On pogodzi tę swoją złośliwość z klęczeniem przed ołtarzem! A iluż jest takich, którzy mogą pomóc drugiemu człowiekowi, ale nie pomogą? Chociażby takie zbieranie plastikowych zakrętek. Ta forma pomocy nic nie kosztuje, bo zakrętki w ten czy w inny sposób trzeba się pozbyć. Można to zrobić wyrzucając ją do śmietnika albo przekazać do punktu zbiórki. Większość ludzi jednak wybiera pierwszy sposób czyli wyrzuca do śmietnika. A przecież za te zakrętki kupuje się sprzęt rehabilitacyjny lub wózki inwalidzkie dla osób potrzebujących tych urządzeń. A czy wszyscy odpiszą 1% podatku na jakiś zbożny cel? Ależ skąd. Czy to człowieka coś kosztuje? Zupełnie nic nie kosztuje bo ten 1% i tak trzeba zapłacić. Weźmie go Państwo i wykorzysta według własnego widzi mi się. A czy nie lepiej zainteresować się komu by te pieniądze pomogły i przekazać je samemu konkretnej osobie czy jakiejś fundacji pożytku publicznego? Tych, którzy potrzebują pomocy jest cała masa. Media cały czas informują, że potrzebne są pieniądze na jakieś kosztowne operacje czy na drogie leki. Niestety chociaż każdy z nas rozlicza się z podatku to ogromna liczba podatników nie wykorzystuje szansy aby pomoc komuś poprzez przekazanie tego 1% swojego podatku. Ktoś może powiedzieć, że co to za pieniądze ten 1%. Racja że jest to niedużo w przypadku jednej osoby, ale wygląda to zupełnie inaczej, gdy na przykład 100 tysięcy podatników przekaże swój odpis dla tej jednej wybranej przez siebie osoby. A czy każdy z nas da przysłowiowy grosz na którąś ze zbiorek organizowanych przez różne fundacje czy organizacje? Niejeden powie, że go nie stać na 1, 2 czy 5 złotych, ale na piwo czy paczkę papierosów to go stać. Nie mówię, że nie powinno się wypić piwa. Wcale nie. Piwo jest po to, aby się go napić, ale nigdy nie jest tak, abyśmy nie mogli znaleźć złotówki na wrzucenie do puszki. Ostatecznie można sobie tego piwa raz na jakiś czas odmówić. Inną sprawą jest złośliwość ludzka. Złośliwość ta jest w praktyce irracjonalna, bo w efekcie nic złośliwcowi nie daje, no może poza satysfakcją. Kolejna sprawa to mściwość. Dla mnie jest nie do pojęcia, jak można mścić się za jakąś przykrość czy faktycznie doznaną lub wyimaginowaną krzywdę. Owszem niejednokrotnie jest nam trudno nie „zrewanżować” się komuś kto nas oszukał, okradł lub przyczynił się do tego, że ponieśliśmy stratę materialną lub uszczerbek na honorze. No bo jeżeli ktoś nie oddał nam jakiejś kwoty pieniędzy i ani myśli jej oddawać to naturalnym jest, że budzi się w nas chęć wyrwania mu portfela, odebrania swoje krwawicy i „nakładzenia” oszustowi po ryju. A gdy na dodatek widzimy jak ten oszust ze złożonymi pobożnie rękami idzie do komunii to czy nie rodzi się w nas bunt i czy nie chodzi nam po głowie, aby wywlec go za krawat ze świątyni i z hukiem spuścić ze schodów? Nie czynimy jednak tego, bo nam nie pozwala na to honor. Tłumaczymy sobie, że ja nie zbiednieję a on się nie wzbogaci, a po drugie to może sam los go za naszą krzywdę pokara. Są jednak ludzie, którzy żadnego nawet najmniejszego przysłowiowego nadepnięcia na odcisk nie darują. Niejednokrotnie jest tak, że zemsta ta wielokrotnie przewyższa to, czego dana osoba doznała. Mściwość jest cechą, która powoduje, że błaha sprawa urasta do gigantycznych rozmiarów. Jest ona powodem wielkich konfliktów pomiędzy ludźmi, a nawet wojen pomiędzy narodami. W swoim najbliższym otoczeniu możemy znaleźć wielu, którzy cechę mściwości posiadają. Posiadanie tej cechy nie jest uzależnione od statusu społecznego, wyksztalcenia i zajmowanego stanowiska. Faktem jednak jest, że im kto wyższe stanowisko zajmuje tym jego mściwość ma większe pole rażenia. Kolejna sprawa to obojętność. Jest bardzo wiele osób, które są obojętne na problemy innych ludzi. Niejeden obojętny jest na problemy członków bliższej i dalszej rodziny, kolegów z pracy, sąsiadów nie mówiąc już o kimś obcym, ale o którego problemach słyszał. Na początku tego roku miałem przykład takiej obojętności. Jechałem ulicą 1-ego Maja i skręcałem w dół w ulicę Radomską. Tuż za rondem za chodnikiem na skarpie leżał człowiek. Mijało go dziesiątki samochodów, mijali przechodnie co niektórzy zapatrzeni w smartfony i odizolowani od świata słuchawkami w uszach. Nikt się nie zainteresował tym człowiekiem. Nie widomo czy był chory czy pijany. To nie ważne. Faktem jest, że na dworze było minus trzy stopnie. Zadzwoniłem na policję przyjechali i zajęli się nim. Aby nie kończyć pesymistycznie powiem, że jednak jest wielu ludzi, którzy są wrażliwi, uczciwi, nieobojętni. Dobrze by było, aby było ich jak najwięcej. Starajmy się więc abyśmy i my w tym gronie się znaleźli. Nie czekajmy aż ktoś się do nas o pomoc zwróci, bo wiele osób pomocy potrzebujących nigdy o pomoc nie poprosi, bo się wstydzi, bo nie chce się narzucać albo pogodziło się już ze swoim losem i nie widzi wyjścia z zaistniałej sytuacji. Bierzmy też pod uwagę to, że może się zdarzyć, że sami kiedyś pomocy możemy potrzebować. Życie jest nieprzewidywalne i niesie wiele zawirowań. Często jest tak, że z dnia na dzień możemy stracić wszystko: mieszkanie, majątek czy zdrowie. Dobrze by wtedy było, aby ktoś do nas wyciągnął rękę i nam pomógł. Ale aby tak się stało my musimy też komuś pomóc. Musimy po prostu być człowiekiem dla drugiego człowieka. Jan Seweryn
|