2018-07-06T19:15:46+02:00
Pt 6 Lip 2018, 19:15
Wywiad Jana Seweryna ze Stanisławem Szczygłem
Gdzie pracowałeś w 1980 roku?
W Fabryce Samochodów Ciężarowych w narzędziowni N4.
Jako kto?
Jako frezer.
Należałeś do PZPR?
Nie. Nie należałem.
Czy słyszałeś o strajkach na Wybrzeżu?
Tak. Byłem bardzo zainteresowany tymi strajkami. Słuchałem Radia Wolna Europa. Wtedy po raz pierwszy usłyszałem o Lechu Wałęsie. Oczywiście popierałem te strajki i nawet myślałem, czy by u nas w zakładzie czegoś podobnego nie zorganizować.
Czy rozmawialiście o tym w pracy?
Tak rozmawialiśmy, ale nie było wśród nas takiego, który by pierwszy zaczął.
Co ludzie mówili na temat strajków na Wybrzeżu?
Popierali, ale jednocześnie obawiali się. Euforia jednak była.
Czy brałeś udział w spotkaniach organizowanych przez Edwarda Imielę w siedzibie PAX-u?
Tak brałem. Przychodzili tam przedstawiciele różnych wydziałów FSC. Było nas chyba trzydzieści sześć osób.
A skąd dowiedziałeś się, że takie spotkania się odbywają?
Nie pamiętam, kto mi powiedział o tym, że takie spotkanie jest organizowane u Imieli w PAX-ie przy ulicy Marszałkowskiej
Kiedy odbyło się pierwsze takie spotkanie?
Naprawdę nie pamiętam, ale na pewno było to już po zakończeniu strajków na Wybrzeżu.
Kto na te spotkania przychodził? Pamiętasz?
Jak już mówiłem w tym komitecie założycielskim było trzydzieści sześć osób. Przywódcą tego komitetu był Edward Imiela. Przypominam sobie, że był tam też Jerzy Nobis, Aleksander Paniec, Jerzy Głowcki, Andrzej Markowski, Henryk Miernikiewicz i niestety nic więcej nie pamiętam.
Jak przebiegały te spotkania? O czym dyskutowano?
Mówiono o tworzeniu nowych związków. Nikt nie wiedział, jak to robić, no bo i skąd. Później zaczęły się jakieś nieporozumienia, bo Andrzej Markowski zaczął mieszać. Henryk Miernikiewicz też wtrącał swoje zadnie. Trochę zamieszania tam wtedy było zanim się to unormowało.
Na temat tych spotkań są różne zdania. Niektórzy twierdzą, że za pośrednictwem PAX-u, który był w jakiś sposób powiązany z PZPR próbowano przejąć kontrolę nad nowymi związkami. Niektórzy z tych, którzy tam początkowo przychodzili zrezygnowali z tego przychodzenia, ponieważ mieli zastrzeżenia, co do PAX-u. Jednym z nich był Adam Krupa.
Ile tych spotkań było nie pamiętam, ale mogę powiedzieć, że ja byłem prawie na wszystkich.
Kto zaczął tworzyć nowe związki zawodowe na Twoim wydziale?
Ja zacząłem.
Sam?
Na początku sam, ale zaraz dołączył do mnie chłopak, który nazywał się Andrzej Mąka.
Czy na Twoim wydziale były jakieś przeszkody w tworzeniu nowych związków zawodowych ze strony kierownictwa wydziału i mistrzów?
Trochę miałem z tego powodu problemów. Byłem wielokrotnie wzywany do biurowca do przewodniczącego komunistycznych związków.
Co chcieli od Ciebie?
Radził mi, abym zakładał branżowy związek zawodowy. Mówił, że przecież są związki zawodowe marynarzy, więc może by założyć związek frezerów. To byłby mój związek, bo przecież ja byłem frezerem. Odpowiadałem mu, że mnie nie o to chodzi, co on mi proponuje. To on mi mówił, że przecież jego związek też jest niezależny, ale skoro nie chcę do niego należeć to przecież mogę założyć inny związek. Niekoniecznie „Solidarność”. Byłem tym trochę przestraszony, ponieważ nie wiedziałem czy w stosunku do mnie nie będą podjęte jakieś kroki. Mogli mnie na przykład zwolnić z pracy. Byłem nawet w tej sprawie u Imieli, który był przewodniczącym Tymczasowego Komitetu Założycielskiego. Imiela przychodził do nich i łagodził sprawę i zwracał im uwagę na niewłaściwe postępowanie w stosunku do mnie. Większość ludzi z wydziału przystąpiło do tworzonego przez nas związku. Powstała Tymczasowa Wydziałowa Komisja, w której byłem ja, Andrzej Mąka i Stanisław Miernik. Później odbyły się wybory i powstała już normalna Komisja Wydziałowa. Przewodniczącym został Stanisław Miernik, ja byłem wiceprzewodniczący. Gdy wybrano komisje na wszystkich wydziałach odbyły się wybory do Komisji Fabrycznej. Byłem delegatem na to Walne Zebranie Delegatów i tam zostałem wybrany w skład Komisji Fabrycznej.
Czym się zajmowaliście jako członkowie Komisji Wydziałowej. Jakimi sprawami?
Zajmowaliśmy się różnymi sprawami. Wtedy była taka atmosfera, że jako „Solidarność” mogliśmy sporo załatwić. Na przykład jeśli ktoś miał zaniżoną grupę zaszeregowania lub długo nie otrzymywał podwyżki grupy, to szło się do kierownika i raczej takie sprawy się załatwiło. Prowadziliśmy też zbiórkę pieniędzy na sztandar naszej Komisji Fabrycznej.
Oczywiście brałeś udział w zebraniach Komisji Fabrycznej. Powiedz jak te zebrania przebiegały. Co tam się działo?
Były to różnego rodzaju spory i dyskusje, co muszę powiedzieć, że nie zawsze mi się podobało. Tu trzeba powiedzieć, że w Komisji było wiele osób, które należały do PZPR i które wprowadzały zamieszanie. A była nawet i cenzura wewnątrzzwiązkowa. Pamiętam, że jednego razu pewien chłopak z mojego wydziału napisał bardzo dobry artykuł, nie przypominam sobie na jaki temat, ale był on dobry i ostry. Zaniosłem ten artykuł, aby go zamieszczono w gazetce redagowanej przez Jacka Sadowskiego, ale Aleksander Paniec go odrzucił i artykuł się nie ukazał. To mi się bardzo nie spodobało. Z członków Prezydium Komisji Fabrycznej najbardziej podobał mi się Jerzy Nobis. Był bardzo opanowanym człowiekiem i próbował łagodzić spory, co mu się często udawało. Nobis był bardzo dobrym działaczem, był jednocześnie i radykalny i rozsądny. W Komisji było wiele różnych osób, które wprowadzały zamieszanie i ja niejednokrotnie nie bardzo wiedziałem o co im chodzi. Do takich należał między innymi Andrzej Markowski z OBR-u. W tym OBR-ze mieli wygórowane ambicje i chcieli rządzić w Związku. Już na początku tworzenia Związku były z tym OBR-em problemy.
Z tego, co mówił Andrzej Markowski wynika, że nie podobało im się to, co się działo w FSC. Bo Imiela z niewiadomych względów odwlekał rejestrację związku w FSC, a w OBR związek już dawno był w Regionie zarejestrowany.
Przypominam sobie, że jeździliśmy do Zbigniewa Bujaka do Warszawy, aby związek w FSC przypisać do Regionu Mazowsze. W grupie tej był między innymi Aleksander Paniec. Nie wiem, co to miało na celu, ale takie wyjazdy były. Nie bardzo wiedziałem, o co w tym wszystkim chodziło i nie bardzo mi się to podobało, bo przecież byliśmy w Regionie Świętokrzyskim. Dopiero w Warszawie wyperswadowano nam, że tak nie może być, bo naszym Regionem do którego przynależymy jest Region Świętokrzyski. Nie wiem, co to miało na celu, ale na szczęście nic z tego nie wyszło.
Z tego, co wiem to miało to na celu powołanie związku zawodowego przemysłu motoryzacyjnego. Jednak było by to odejście od „Solidarności”.
No właśnie. Teraz sobie przypominam, że było w tej sprawie też spotkanie w Lublinie i ja też w tym spotkaniu uczestniczyłem. Było nas tam sporo, bo byli przedstawiciele wielu zakładów motoryzacyjnych. Spotkanie to było bardzo długie, bo skończyło się późno w nocy. Uczestniczył w nim profesor, którego niestety nazwiska nie pamiętam. To właśnie on przekonywał nas do tego, aby taki związek przemysłu motoryzacyjnego założyć. Jak mówiłem nie podobało mi się to, bo przecież ja chciałem tworzyć „Solidarność”. Dzisiaj z perspektywy czasu dochodzę do wniosku, że działania te miały na celu rozbicie jedności związkowej. Jeżeli dobrze sobie przypominam to spotkanie zorganizował Lublin.
Na szczęście nie udało się utworzyć związku przemysłu motoryzacyjnego i w FSC powstał NSZZ „Solidarność”.
Tak ta koncepcja upadła i więcej spotkań w tym temacie nie było.
No dobrze. Powiedz teraz czy jako członek Komisji Fabrycznej brałeś udział w spotkania z dyrekcją FSC?
Tak brałem, ale to już było później, gdy związek działał legalnie.
Co sądzisz o członkach Prezydium Komisji Fabrycznej? Jak oceniasz ich działalność?
Jak mówiłem, wzorem działacza związkowego był dla mnie Jerzy Nobis. Porządnym człowiekiem był Piotr Kępa, ale on odszedł na emeryturę. Wypowiedzi niektórych naszych zakładowych przywódców nie zawsze mi się podobały, ale o wszystkim decydowała Komisja Fabryczna, więc będąc jednym z wielu jej członków musiałem dostosowywać się do decyzji większości.
Czy brałeś udział w strajkach, które były w FSC przeprowadzane?
Tak brałem udział we wszystkich strajkach, które w FSC się odbyły.
Czy pamiętasz tak zwany strajk o Religę?
Pamiętam. Ja byłem przeciwny temu strajkowi, ale Komisja Fabryczna przegłosowała przeprowadzenie tego strajku, więc się oczywiście decyzji Komisji podporządkowałem. Problem, który doprowadził do tego strajku nie dotyczył FSC, ale Pogotowia Ratunkowego. To tam powstał konflikt, którego nie potrafili sami załatwić. Doszło do jakichś nieporozumień pomiędzy Wacławem Lipcem a doktorem Religą. A że Pogotowie nie mogło strajkować to ciężar strajku wzięła na siebie FSC. My, jako związek w tym zakładzie, przegraliśmy biorąc udział w tym strajku.
Dlaczego?
Bo część ludzi była przeciwna, uważali doktora Religę za porządnego człowieka. Tak twierdziło wiele osób, wśród których się obracałem. Jednak Komisja Fabryczna w większości była za tym, aby solidarnościowo poprzeć kolegów z Pogotowia.
Jak się dla Ciebie zaczął stan wojenny?
Stan wojenny zastał mnie na szkoleniu w Bocheńcu. Byłem jednym z kilku działaczy z FSC, którzy na to szkolenie zostali wydelegowani.
To Ty też na tym szkoleniu byłeś? Niemożliwe. Nikt o tym nie wspominał.
Ależ oczywiście, że byłem. Był Jerzy Nobis, Anna Szlapa, Krzysztof Nowak. Z Jerzym Nobisem spałem w jednym pokoju. Oglądaliśmy na świetlicy telewizję, gdy po godzinie dwudziestej trzeciej do hotelu wpadło ZOMO. Widząc, co się dzieje poszedłem do pokoju. Nobis leżał już w łóżku. Powiedziałem „Jurek ubieraj się, bo po nas przyjechali”. Niedługo to trwało, gdy nagle drzwi do pokoju otworzyły się uderzone barkiem jakiegoś ZOMO-wca. Kazali ubierać się i wyprowadzali nas do samochodów. Zawieźli nas do więzienia na Piaski.
Jak przebiegały pierwsze godziny pobytu na Piaskach?
Najpierw trzymali nas na okratowanej poczekalni a później zaprowadzili na świetlicę. Później na świetlicy pojawili się Aleksander Paniec, Edward Imiela lekarz Jerzy Purski i inni ze Starachowic. Tak naprawdę to nie wiedzieliśmy, co się właściwie dzieje, bo nikt nam niczego nie wyjaśniał. Dopiero o godzinie dziewiątej rano puszczone było przemówienie Jaruzelskiego. I wtedy dowiedzieliśmy się, że jest stan wojenny. Po południu porozdzielali nas do cel. W celi siedziałem razem z Waldemarem Bartoszem, obecnym przewodniczącym Regionu Świętokrzyskiego NSZZ „Solidarność”.
Szybko Cię zwolniono z tego internowania.
Tak zwolnili mnie 24 grudnia w Wigilię. Zwolniono nas wtedy kilku czy kilkunastu.
Gdy tak kojarzę fakty to znaczy, że przebywałeś na szkoleniu w Bocheńcu i że tak szybko cię zwolniono dochodzę do wniosku, że internowano Cię jak gdyby przypadkowo. Po prostu znalazłeś się w grupie działaczy przewidzianych do internowania, a gdy ich internowano to internowano wszystkich, którzy na tym szkoleniu byli. Czy tak to można rozumieć?
Tak mogło być. Bo przecież nie byłem jakimś czołowym działaczem. Prawdopodobnie gdybym nie był w Bocheńcu to by mnie nie internowano. Przemawia za tym fakt, że nie wszystkich przewodniczących Komisji Zakładowych ze Starachowic internowano.
No właśnie nie internowano na przykład Andrzeja Pryciaka z MPK, czy przewodniczącego ze Starachowickiego Przedsiębiorstwa Przemysłu Drzewnego. Czy w zakładzie dało się odczuć, że zbliża się stan wojenny?
Napięcie jakieś się wyczuwało, ale ja osobiście nawet nie podejrzewałem, że może dojść do czegoś takiego do czego doszło. Wydaje mi się, że gdy jechaliśmy do Bocheńca to widziałem więcej niż zwykle patroli milicyjnych. Ale nie wydawało mi się, że to jest przygotowywanie do stanu wojennego.
Jednak członkowie Prezydium Komisji Fabrycznej podejrzewali coś, albo mieli jakiś „cynk”, bo przecież powołana została tajna Komisja Fabryczna czy raczej tajne Prezydium, które miało prowadzić działalność w przypadku aresztowania przywódców związkowych.
Nic o tym nie wiedziałem. Dopiero po wyjściu z internowania dowiedziałem się, że coś takiego miało być powołane.
I było. Ale niestety nie zadziałało. Bo zadziałać nie mogło, ponieważ jak się w wywiadzie ze mną wyraził przewodniczący Komisji Fabrycznej Edward Dajewski wybrał do tego ludzi, którzy się do tego z różnych względów nie nadawali. Czy podczas tego jakby nie patrzeć krótkiego internowania byłeś przesłuchiwany?
Tak, przesłuchiwano mnie co drugi dzień. Klika razy byłem przesłuchiwany, tak jak zresztą wszyscy inni internowani. Robili nam zdjęcia.
O Co cię pytano?
Jaką funkcję pełniłem w związku, jak oceniam swoją działalność, czy wycofam się z działalności związkowej itp. Były to takie jałowe pytania, bo przecież oni o wszystkim wiedzieli. Pytali się, co robiłem w Bocheńcu, po co tam przyjechałem, jaki był cel tego spotkania.
Czy proponowali Ci podpisanie tak zwanej „lojalki”? Podpisanie takiej „lojalki” było gwarantem zwolnienia z internowania.
Tak, proponowali mi podpisanie takiego dokumentu. Było tam napisane, że wycofam się z działalności związkowej. Powiedziałem, że wycofam się – no, bo co miałem mówić w takiej sytuacji, że będę działał – ale mówiłem to na „gębę” i niczego nie podpisałem. Tu dodam, że po każdym przesłuchaniu dawano do podpisu takie oświadczenie, że pracownik Służby Bezpieczeństwa przeprowadził z internowanym rozmowę i że treść tej rozmowy nie będzie ujawniona. Takie oświadczenia się podpisywało. Niestety tych oświadczeń w moich dokumentach z IPN-u nie ma. Nie ma także, żadnych dokumentów z przesłuchań w Starachowicach.
Pewnie zostały zniszczone. Co robiłeś po wyjściu z internowania?
Przez pewien czas musiałem się zgłaszać na komendę milicji. Niestety nie pamiętam jak długo to trwało.
Czy wróciłeś do pracy?
Nie po wyjściu z internowania poszedłem na zwolnienie lekarskie. Na zwolnieniu przebywałem miesiąc. Jak powiedziałem w tym czasie musiałem meldować się na komendzie w wyznaczone przez nich dni. Było to chyba co drugi dzień.
Na komendzie pytano Cię o coś czy było to takie odfajkowanie, że się zgłosiłeś?
Było to odfajkowanie, że byłem. Po jakichś dwóch czy trzech miesiącach zaczęły się rewizje w moim domu.
Rozumiem, że po miesiącu wróciłeś do pracy.
Tak wróciłem do pracy.
Na to samo stanowisko?
Tak. Nie miałem z powrotem do pracy żadnych problemów.
Czy po powrocie do pracy podjąłeś jakąś działalność opozycyjną?
Było to jakoś na wiosnę. Z inicjatywy Edwarda Imieli odbyło się spotkanie przy tak zwanym Diabelskim Kamieniu tam gdzie się kończy ulica Boczna. Na tym spotkaniu mieliśmy podjąć decyzję o rozpoczęciu działalności konspiracyjnej. Jednak nic z tego nie wyszło, bo więcej spotkań się już nie odbyło. Później okazało się, że SB o wszystkim wiedziała, bo podczas jednego z przesłuchań ubek powiedział mi, że spotkaliśmy się przy Diabelskim Kamieniu i chcieliśmy coś organizować.
Ktoś doniósł.
Tak ktoś doniósł. I to z tej grupy w której spotkaliśmy się.
Ilu was tam było i kto był?
Niestety nie pamiętam żadnych nazwisk, ale wiem, że byli to ludzie z FSC.
Czy kontaktowałeś się z innymi działaczami związkowymi?
Docierało do mnie, że ktoś w FSC działa. Ale tak prawdę mówiąc, nie chciałem się kontaktować z innymi działaczami, a to z prostego powodu. Wiedziałem, że jestem obserwowany, więc nie chciałem, aby przez kontakty ze mną ktoś miał jakieś nieprzyjemności. Będąc wzywanym na komendę obawiałem się też tego, że w razie gdyby ktoś wpadł mogą być podejrzenia, że to ja mogłem go wydać.
Czy z tego powodu, że byłeś internowany koledzy nie odsuwali się od Ciebie?
Nie, raczej nie zauważałem nic takiego. Chociaż po jednej z rewizji, rzeczywiście niektórzy zerwali ze mną kontakty. A było to tak, że pewnego razu na rewizję do domu wpadł SB-ek z dwoma żołnierzami. Był wtedy u mnie szwagier i dwaj moi koledzy. Siedzieliśmy przy butelce wódki. Wszyscy, którzy u mnie byli zostali spisani i chyba się tego wystraszyli, bo jak mówiłem trzymali się ode mnie na dystans.
Znasz nazwiska SB-ków, którzy, się Tobą zajmowali?
Wójcik był moim oficerem prowadzącym. Ten przesłuchiwał mnie tylko raz. Często przesłuchiwali mnie Lubomirski i Mazur.
O co Cię pytali? Przecież nie mieli na ciebie żadnych haków.
Pytali mnie głównie o to, co się dzieje na moim wydziale. Chcieli ze mnie zrobić kapusia. Mówili, że na narzędziowni są robione lewe roboty, że wykonuje się jakieś przyrządy. Ja odpowiadałem, że nic o tym nie wiem, bo zajmuję się swoją pracą. Oni odpowiadali, że wszystko wiedzą na co ja z kolei odpowiadałem, że skoro wiedzą to, po co mnie pytają. Wiedzieli też, że nieraz wypowiadałem się przeciwko PZPR. No, bo przecież z kolegami w pracy rozmawiało się o różnych rzeczach, więc czasami się i na tematy polityczne też się mówiło. Ktoś musiał o tym do nich donosić.
Czy na Twój wydział docierały jakieś ulotki, tajne pisemka, gazetki?
Docierały. Ja te pisemka rozprowadzałem.
Skąd miałeś te materiały? Na terenie działały różne grupy, które nielegalne gazetki rozprowadzały. Działała grupa Edwarda Dudka i jeszcze inne osoby się tym zajmowały. Niestety grupa Edwarda Dudka była kompletnie rozpracowana od samego początku swojej, działalności przez tajnego współpracownika Szymona Siwca ps. „Znak”.
Ja się z tymi grupami nie kontaktowałem ponieważ obawiałem się, że będąc pod obserwacją mogłem kogoś narazić na aresztowanie.
Skoro z nikim się nie kontaktowałeś to skąd miałeś te ulotki i gazetki.
Niestety nie bardzo pamiętam. Czasami było tak, że znajdowałem je w swojej szafce lub pod instrukcjami produkcyjnymi. Ktoś mi to podrzucał.
To znaczy, że ktoś na Twoim wydziale działał.
Tak, ktoś działał, ale bezpośrednio nie kontaktował się ze mną. Więc kiedy miałem te ulotki czy gazetki to oczywiście je rozdawałem zaufanym ludziom. Wydaje mi się jednak, że wydziałowa PZPR też o tym wiedziała, bo przecież sekretarz też mnie miał na oku.
Czy brałeś udział w manifestacji, która odbyła się w Starachowicach 31 sierpnia 1982 roku?
Tak, brałem i to właśnie o to byłem prawdopodobnie internowany.
No właśnie, teraz zapytam z jakiego powodu zostałeś drugi raz internowany? Ty jako jedyny ze Starachowic byłeś internowany dwa razy.
Na komendzie SB-ek zarzucił mi, że byłem współorganizatorem tej manifestacji. Faktycznie jednak ja tej manifestacji nie organizowałem, ale faktem jest, że rozprowadzałem ulotki nawołujące do manifestacji. Ktoś musiał widocznie o tym donieść a oni uznali, że skoro rozdaję ulotki to organizuję manifestację. Tak więc jak powiedziałem w manifestacji 31 sierpnia 1982 roku brałem udział. W dniu 3 września zostałem przez milicję zabrany z wydziału i zawieziony do domu. W domu przeprowadzono rewizję i zawieziono mnie do Kielc, do więzienia na Piaskach.
Czy w domu coś znaleźli?
Znaleźli. Za każdym razem, gdy przeprowadzali rewizję to coś znajdowali.
To dlaczego trzymałeś nielegalne materiały w domu?
Wydawało mi się, że to nie jest żadne przestępstwo mieć ulotkę czy gazetkę.
Jakie zarzuty Ci stawiano gdy cię internowano?
To jest w dokumentach, które otrzymałem z IPN. Jest tam napisane, że moje pozostawanie na wolności zagraża bezpieczeństwu państwa.
No to jak z tego wynika byłeś bardzo niebezpieczny dla państwa.
No tak. Tak to ocenili.
Gdy znalazłeś się ponownie na Piaskach to zastałeś tam innych ludzi niż wtedy, gdy byłeś po raz pierwszy.
Tak, byli tam wówczas zupełnie inni ludzie. Siedziałem z Ryszardem Zajączkowskim, Krzysztofem Nowakiem, Stanisławem Drygulskim.
Pewnie znowu byłeś przesłuchiwany.
Tak, pytali mnie mniej więcej o to samo, o co za pierwszym razem. Tu muszę powiedzieć, że wtedy, gdy byłem internowany po raz drugi, były zupełnie inne warunki niż za pierwszym razem. Cele były otwarte. Było trochę więcej luzu.
No tak. Było to efektem dziesięciodniowego strajku głodowego, który na piaskach przeprowadziła duża grupa internowanych. W grupie tej był Jerzy Nobis. Jak przebiegało to Twoje drugie internowanie?
Chodziliśmy na spacery po więziennym placu, dyskutowaliśmy o polityce, a nawet była tak mini demonstracja, a raczej spotkanie większej grupy internowanych w dniu 17 września, czyli w rocznicę radzieckiej agresji na Polskę. Zorganizował to internowany z Radomia. Śpiewane były pieśni patriotyczne. We wrześniu 1982 roku było dużo więcej luzu niż w pierwszych miesiącach stanu wojennego. Łaźnia była otwarta cały czas i można było z niej skorzystać. Widzenia były z rodziną.
Czy była jakaś pomoc z zewnątrz? Były paczki czy jakaś inna forma pomocy?
Pomoc była w pierwszych miesiącach stanu wojennego, gdy byłem po raz pierwszy internowany. Wtedy dostawaliśmy paczki. Te paczki były imienne to znaczy skierowane do konkretnej osoby. W jednej z paczek, które dostałem były karty do gry. Nawet je sobie przywiozłem do domu, gdy mnie zwolnili, ale już ich nie mam, bo mi się gdzieś zapodziały.
Zwolnili cię 28 września.
Tak.
Co robiłeś po wyjściu z internowania?
Wróciłem do pracy i to bez jakichś problemów. I znowu zaczęło się to, co było przedtem. Wzywano mnie na komendę i przeprowadzano w domu rewizję. Raz na komendzie spotkałem się ze Zbigniewem Rafalskim. Ja wychodziłem z komendy, a on wchodził. Byłem tymi wizytami na komendzie z jednej strony wkurzony, a z drugiej przestraszony. No, bo ileż można. Rafalski pocieszał mnie mówiąc, abym się tym nie przejmował, bo to jest normalka.
Znałeś Edwarda Dudka?
Tak.
Czy kontaktowałeś się z nim?
Nie. Nie słyszałem, że on działa a po drugie nie szukałem kontaktów, bo jak mówiłem nie chciałem kogoś narażać.
Jak uważasz, czy w „Solidarności” w FSC byli szpicle?
Nie wiem.
Na pewno byli! I to cała masa. Najaktywniejszy był TW „Znak”. Czy mówi Ci coś nazwisko Szymon Siwiec? To przecież TW „Znak”. On się kręcił przy Komisji Fabrycznej i to właśnie on rozpracował grupę Edwarda Dudka.
Nie kojarzę tego człowieka musiał bym zobaczyć jego fotografię.
A nazwisko Grzegorz Maślanek z MPK?
Tak znałem go, bo on też kręcił się przy Komisji Fabrycznej.
To TW „Korab”.
Nigdy bym nie przypuszczał, że on był szpiclem.
A był i to do 1989 roku.
Muszę powiedzieć, że w czasie mojej działalności byłem bardzo naiwny. Bardzo wszystkim wierzyłem. Były przypadki, że na wydziale ktoś do mnie przychodził, rozmawiał, ja mu mówiłem o tym czy o tamtym a on szedł do kierownika i wszystko powtarzał. Nieraz kierownik przychodził do mnie i mówił „Panie Stanisławie niech pan uważa, co pan mówi, bo później przychodzą do nie i mówią to, co pan powiedział”.
Czy brałeś udział w odtwarzaniu Związku w latach 1988-1989? Czy uczestniczyłeś w spotkaniach, jakie odbywały się w sali przy kościele Wszystkich Świętych?
Nie, nie uczestniczyłem w tych spotkaniach, chociaż Adam Krupa proponował mi, aby tam przychodził. Odpowiedziałem mu, że jestem często wzywany na komendę milicji i po prostu się boję a po za tym obawiam się, że w przypadku czyjejś wpadki mogę być posądzonym o to, że to ja podczas tych wizyt na komendzie kogoś wydałem.
Chociaż te spotkania były półlegalne, to jednak uczestnicy ich nie byli jakoś specjalnie ścigani. Jednak z drugiej strony były one obserwowane przez Służbę Bezpieczeństwa. Na spotkania te przychodził przynajmniej jeden tajny współpracownik. Był to TW „Ryś” czyli Krzysztof Janos.
Tego to przecież znałem. To on mi dawał ulotki. Brałem je od niego, bo miałem do niego zaufanie. W tworzenie „Solidarności” zaangażowałem się dopiero wtedy, gdy związek był już legalny. Pracowałem wtedy w Biurze Głównym FSC w dziale płacowym. Znałem pewnego kierownika, który tu pracował i to on załatwił mi tę pracę. Z tego powodu miał później problemy, bo dyrektor Banach zabrał mu za to premię kwartalną. Polecono mu mnie zwolnić, a ponieważ nie zrobił tego ukarano go. O tym wszystkim dowiedziałem się nie od samego kierownika, ale od jego zastępcy. Wszystko to wyszło z mojego wydziału, bo ktoś doniósł do zakładowego sekretarza PZPR, że ten, który był internowany i który walczy z ustrojem komunistycznym został awansowany z frezera na pracownika umysłowego. Prawdopodobnie sekretarz poinformował o tym Banacha i zrobiła się afera. Gdy więc zatrudniono mnie w Biurowcu Głównym to założyłem tutaj komórkę „Solidarności”. Jako przewodniczący tej komórki wchodziłem w skład Komisji Fabrycznej.
Jak oceniasz to, co działo się w okresie „Solidarności” i stanu wojennego.
Z perspektywy czasu należy stwierdzić, że daliśmy się wykiwać różnym Kuroniom, Michnikom, Frasyniukom, Janasom, Bujakom, nie wspominając o Wałęsie. Teraz wiem, że za bardzo się im wierzyło. Tak samo jak wierzyło się w to, że po wyborach w 1989 roku jest już nasza władza. Jest premier Mazowiecki, jest nasz rząd, więc wszystko będzie tak jak powinno być. Okazało się jednak, że władzę przejęli ci, którzy nigdy do władzy nie powinni dojść i robili to, na co społeczeństwo, w tym i ja, nie zgadzało się.
Jak oceniasz dzisiejszą Polskę?
Nie jest tak jak być powinno. Jest w tym też wina „Solidarności”, że dopuściła do likwidacji wielu zakładów w tym i FSC. Trzeba było ostro się temu przeciwstawić i walczyć. Teraz związki zaczynają trochę bardziej upominać się o prawa pracownicze, ale wielu zakładów już nie ma i nie będzie, ale jest za to bezrobocie.
Co chciałbyś powiedzieć na zakończenie naszej rozmowy?
Wiele ma zastrzeżeń do obecnej władzy, bo ciągle coś się prywatyzuje i sprzedaje. Ostatnio zabrali się za lasy. Jeżeli to sprzedadzą to, co z tej Polski zostanie? Władza powinna bardziej liczyć się ze związkami zawodowymi, bo jest to w tej chwili jedyna siła, która jest w stanie bronić praw ludzi pracy.
Kwiecień 2015