Zmień na ciemny motyw
2014-09-12T19:46:28+02:00
Pt 12 Wrz 2014, 19:46
Jerzy Nobis jeden z dziesięciu milionów

Jerzy Nobis
jeden z dziesięciu milionów.
 
Wstęp
Tytuł niniejszej publikacji jest wielce mylący. Wprawdzie Jerzy Nobis był jednym z dziesięciu milionów członków Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego „Solidarność”, bo tyle liczyła „Solidarność” w szczytowym swym okresie a więc w roku, 1981 ale nie był on szeregowym związkowcem tak jak to może sugerować tytuł. Jak się czytelnik będzie mógł  przekonać czytając kolejne strony książki było wręcz przeciwnie. Dzisiaj można by powiedzieć, że był związkowym profesjonalistą. To było bardzo ważne, bo w działalności związkowej, która w tamtych czasach była zarazem działalnością opozycyjną należało mieć zarówno wiedzę jak i umiejętności, aby skutecznie przeciwstawiać się tak potężnej machinie, jaką był komunizm. Również organizowanie pracy Prezydium Komisji Fabrycznej jak i samej Komisji Fabrycznej wymagało talenty organizacyjnego. Nie bez znaczenia jest również to, że Jerzy Nobis miał dokładnie sprecyzowane poglądy polityczne. Był antykomunistą czego wcale nie krył a co zostało odnotowane przez Służbę Bezpieczeństwa. Mając te wszystkie zalety Jerzy Nobis stawał się dla komunistów wrogiem numer jeden. Jak pokazał przyszłość został on za to szczególnie „doceniony”.
Z Jerzym Nobisem przeprowadziłem w roku 2006 roku wywiad na temat jego działalności w „Solidarności” w latach 1980-1981 jak również jego losów w okresie stanu wojennego. Wywiad ten ukazał się w wydanej w 2007 roku mojej książce „Solidarność starachowicka”. Podczas przeprowadzania wywiadu otrzymałem od niego segregator, w którym znajdowały się różnego rodzaju dokumenty i pamiątki z okresu, gdy był internowany. Są w tym segregatorze odpisy pism, które wysyłał do władz więzienny i różnych instytucji, są stemple, znaczki i koperty, które były wykonywane w więzieniu, ale najcenniejszy jest pisany prze niego dziennik strajku głodowego, który przeprowadzili w dniach od 13 do 22 czerwca 1982 roku internowani w Areszcie Śledczym w Kielcach na Piaskach. Jest to dokument unikalny, bo chyba w Polsce nie ma takiego drugiego. Równie cenne są dwa listy, które otrzymał Nobis od przebywających już na wolności kolegów.
W roku 2010 Jerzy Nobis otrzymał z IPN swoją teczkę, którą tworzyła na jego temat SB. Zapoznałem się z całością materiału, ale niestety zawartość teczki jest bardzo skromna. Znajdują się w niej jedynie dokumenty wytworzone przez służbę więzienną i SB podczas jego internowania, ale należy podejrzewać, że jest tylko część tego, co na jego temat gromadzono. Jest prawie pewne, że większość materiałów została zniszczona na przełomie przemian ustrojowych. Znamienne jest, że nie ma żadnych materiałów dotyczących działalności Jerzego Nobisa w okresie legalnej działalności „Solidarności” a szkoda, bo można by się było z nich dowiedzieć jak rozpracowywana była Komisja Fabryczna prze komunistyczne służby specjalne.
Materiały przekazane mi przez Jerzego Nobisa zarówno te z segregatora jak również te z IPN w miarę dokładnie pokazują jak działał system komunistyczny jak również przedstawiają losy jego samego. Mając te dokumenty a jednocześnie dysponując wywiadem, który jak wspomniałem z Nobisem przeprowadziłem planowałem napisać o życiu tego działacza. Miała to być jego biografia od początków jego życia aż do chwili obecnej. A było by o czym pisać, bo jego życie obfitowało w różnego rodzaju zdarzenia w tym bardzo tragiczne. Niestety Jerzy Nobis będąc człowiekiem nad wyraz skromnym nie chciał się zgodzić na gruntowne „grzebanie” w życiorysie. Już z samym wywiadem miałem spore problemy, bo trudno było od niego coś wyciągnąć. Wprawdzie o wielu faktach z jego życia wiem to jednak nie mając jego zgody na ich publikację nigdy nie posunąłbym się do tego, aby o nich pisać wbrew woli zainteresowanego. Jednak szkoda mi było, aby tak ważne dokumenty leżały zapomniane w szafie a pamięć o samym Jerzym Nobisie powoli się zacierała. Uważałem, że należy tę postać upamiętnić a najlepszym upamiętnieniem będzie książka. Książka ta dotyczy tylko fragmentu życia Jerzego Nobisa. Skupiam się w niej w zasadzie tylko na okresie, który jest udokumentowany zapiskami, listami, dokumentami IPN i wspomnieniami zawartymi w wywiadzie. Przystępując do pisanie tej książki założyłem sobie, że historię Jerzego Nobisa opowiedzą posiadane przeze mnie dokumenty ułożone w kolejności chronologicznej. Jak wspomniałem jakaś części dokumentów zapewne została zniszczona, dlatego więcej niż pewne jest, że opis zdarzeń jest niepełny, ale jestem przekonany, że lepiej by był on niepełny niż by nie miało go być wcale. Jak powiedziałem dokumenty ułożone są w kolejności chronologicznej i przeważnie poprzedzone są moimi komentarzami wyjaśniającymi konteksty dla łatwiejszego ich zrozumienia.
Decydując się na publikację dokumentów miałem wiele wątpliwości, w jakiej formie te dokumenty mają być w książce zaprezentowane. Najwłaściwsze było by wstawić zeskanowane oryginały dokumentów, zachodzi jednak obawa, że znaczna część tych dokumentów w takiej formie były by mało czytelna. Trzeba powiedzieć, że niektóre z nich, szczególnie te pisane ręcznie są w niektórych miejscach bardzo trudne do odczytania. Niektórych słów w ogólne nie można odczytać i dopiero z całości zdania można się domyślić, jakie słowo było użyte. Mając to na uwadze zdecydowałem, że wszystkie dokumenty przepiszę zachowując w miarę możliwości oryginalny ich wygląd. Jednak będąc osobą, która ma wielki szacunek dla dokumentów nie wyobrażałem sobie, aby w książce mówiącej o historii nie można było zobaczyć oryginałów. Dlatego najbardziej cenne pisma zostały zeskanowane i umieszczone jako załączniki na końcu publikacji. W skład książki weszły również pamiątki z internowania zgromadzone przez Jerzego Nobisa i zdjęcia pochodzące z różnych okresów.
Mam nadzieję, że książka „Jerzy Nobis jeden z dziesięciu milionów” wypełni, chociaż w części lukę, którą jest nikłe wręcz udokumentowanie tego, co się w Starachowicach działo w latach 1980-1981 i w okresie stanu wojennego. Najważniejsze jest dla mnie jednak to, że w ten sposób oddany zostanie hołd człowiekowi, któremu „Solidarności” i wolna Polska ma do zawdzięczenia tak wiele.
Jan Seweryn
    
Jerzy Nobis jeden z dziesięciu milionów.
 
Jerzy Nobis urodził się 1 września 1944 roku w podiłżeckiej wsi Seredzice. Tam skończył szkołę podstawową a następnie kontynuował naukę w liceum w Białobrzegach. Dalej kształcił się w na Politechnice Warszawskiej. Od samego początku Jerzy Nobis nastawiony był nieprzychylnie do komunistycznej władzy tak jak i większość studentów. Dlatego nie należał do Związku Młodzieży Socjalistycznej (ZMS) który był młodzieżówką Polskiej Zjednoczonej Partii Robotniczej (PZPR). Należał za to do Związku Młodzieży Wiejskiej (ZMW) który miał dużą autonomię i co najważniejsze nie podlegał pod PZPR. Wszystkie te organizacje działały na Politechnice Warszawskiej na której studiował Jerzy Nobis. Młody student nie był zwykłym szeregowym członkiem ZMW. Aktywnie zaangażował się w działalność tej organizacji co spowodowało, że wkrótce został przewodniczącym na swoim wydziale a później został wybrany wiceprzewodniczącym zarządu uczelnianego. W marcu 1968 roku doszło do studenckich protestów których przyczyną było zdjęcie przez cenzurę „Dziadów” Adama Mickiewicza który to spektakl wystawiany był przez jeden z warszawskich teatrów. Powodem zakazu wystawiania tej sztuki było uznanie jej przez cenzurę za antyradziecką. Postępowanie władz nie spodobało się studentom którzy zarzucali władzy że gwałci ona wolność słowa. W ośrodkach studenckich doszło do strajków, organizowane były wiece i manifestacje uliczne. Studencka rewolta ogarnęła także Politechnikę Warszawską. Wśród najaktywniej protestujących studentów był Jerzy Nobis. Któregoś z kolei dnia protestów studenci Politechniki Warszawskiej tak jak i studenci z innych warszawskich uczelni udali się kilkutysięcznym pochodem pod budynek redakcji gazety „Życie Warszawy” wznosząc okrzyki „Prasa kłamie!”. Nagle drogę manifestantom zagrodziły zbrojne oddział ZOMO. Wyposażeni w tarcze, długie pały i hełmy na głowach zaatakowali wznoszących antykomunistyczne okrzyki studentów. Tak się złożyło że atak nastąpił na wprost burzonego właśnie budynku. Studenci chwycili za cegły i kamieni i prali nimi w nacierających ZOMO-wców. Wśród nich było oczywiście Jerzy Nobis. On też łapał cegły i walił w osłaniających się tarczami milicjantów. Starcie z milicją trwało czas jakiś ale studenci nie mieli w nim żadnych szans. Rzucili się więc do ucieczki a za nimi biegli rozjuszeni ZOMO-wcy okładając ich pałami. Za udział w manifestacjach pewną grupę studentów wyrzucono z uczelni ale prawdopodobnie nikt z nich nie został aresztowany. W czasie rozruchów studenci wystąpili z inicjatywą założenia Zjednoczonego Stronnictwa Ludowego (ZSL) co miało na celu ochronienie się przed naciskami aby zapisywali się oni do PZPR. Działania te spełzły jednak na niczym bo uczelniane władze nie pozwoliły na to. Tuż po marcowych wydarzeniach Jerzy Nobis znalazł się w wiezieniu co jak przypuszcza było zemstą władz za jego aktywność podczas studenckich protestów. Zarzuty jakie postawiono aresztowanym (a było ich kilku) dotyczyły przestępczości zorganizowanej. A chodziło o to, że studenci aby podreperować swoje budżety imali się różnych prac zarobkowych. Grupa w której znalazł się Jerzy Nobis zajmowała się myciem szyb w halach produkcyjnych w jednym z warszawskich zakładów. Pracowali na umowach o dzieło to znaczy mieli wykonać określoną pracę za określona cenę. Ktoś jednak postawił im zarzut zawyżenia kosztorysu. Udowadniano im, że mieli mieć płacone z metrażu a nie za określoną z góry kwotę. Różnica kosztów pomiędzy pracą na umowach o dzieło a myciem szyb liczonym z metrażu była ponad 100 tysięcy złotych. Była to bardzo istotna różnica bo przestępstwa których wartość przekraczały 100 tysięcy złotych były zagrożone większą karą niż te do 100 tysięcy złotych. Na dodatek studenci zostali uznani za zorganizowaną grupę przestępczą (bo wykonywali pracę w pięć osób) a to też zagrożone było większą karą niż przestępczość indywidualna. W grupie oskarżonych oprócz studentów znalazło się także dwóch pracowników zakładu. Sprawa została skierowana do sądu który potraktował studentów z niezwykłą surowością. Jerzy Nobis skazany został na pięć lat więzienia  i siedział chociaż wyrok jeszcze się nie uprawomocnił. Nobis nie czuł i nie czuje się winny przestępstwa które mu zarzucano i za które spędził za kratami pięć lat młodego życia. Jest przekonany, chociaż nie ma na to żadnych dowodów, że była to zemsta na studentach za ich aktywny udział podczas marcowych rozruchów. Po odsiedzeniu całego wyroku w 1973 roku Jerzy Nobis podjął pracę w Fabryce Samochodów Ciężarowych w Starachowicach. Aby mieć bliżej do pracy zamieszkał w hotelu robotniczym który znajdował się na ulicy Radomskiej. Tu trzeba dodać, że aresztowanie nie pozwoliło mu dokończyć studiów. Zrobił to dopiero po przyjeździe do Starachowic. Studia skończył w Kielcach z tytułem inżyniera mechanika. W dniu 25 sierpnia 1973 roku Jerzy Nobis zawarł związek małżeński z Bożeną Marią Barszcz.
W województwie świętokrzyskim krótkotrwałe strajki wybuchły pod koniec sierpnia 1980 roku. Przeprowadzono jej w FSS „Polmo – SHL)i FŁT „Iskra” w Kielcach, ZM „Predom-Mesko” w Skarżysku –Kamiennej i w FSC w Starachowicach. We wrześniu i miesiącach następnych strajków tych było wiele bo wiele było problemów w poszczególnych zakładach. Efektem tych strajków było powołanie w Kielcach Zarządu Tymczasowego Międzyzakładowego Komitetu Założycielskiego nowego związku. 24 września przedstawiciel ZT MKZ podpisał w Warszawie deklarację przystąpienia do Krajowej Komisji Porozumiewawczej. Z dniem tym rozpoczął działalność Oddział Świętokrzyski NSZZ „Solidarność” którym kierował 18-osobowy Zarząd. W całym województwie masowo tworzone były komisje zakładowe które rejestrowały się w Kielcach. W czerwcu 19801 roku w Regionie Świętokrzyskimi NSZZ „Solidarność” było około 256 tysięcy członków skupionych w około 820 komisjach zakładowych. Porządkowanie struktur Związku trwało aż do czerwca 1981 roku. W zakładach odbywały się wybory przewodniczących komisji zakładowych, składów komisji zakładowych, komisji rewizyjnych, delegatów na Walny Zjazd Delegatów Regionu Świętokrzyskiego NSZZ „Solidarność”.
We wrześniu 1981 w Fabryce Samochodów Ciężarowych w Starachowicach tak jak w całym kraju zaczęto tworzyć nowy związek zawodowy. Szło to opornie bo prawdopodobnie Służba Bezpieczeństwa poprzez swoich agentów starała się aby był to związek który nie wchodziłby w krajowe struktury „Solidarności”. W końcu jednak w dniu 6 października 1981 roku podpisane zostało porozumienie pomiędzy Komitetem Założycielskim NSZZ „Solidarność” a dyrekcją FSC które otwierało drogę do legalnej działalności Związku. Porozumienie które podpisano ma wiele niekorzystnych dla Związku zapisów co świadczy o tym, że ktoś starał się je tak skonstruować aby „Solidarność” w FSC pozbawić niezależności. Ciekawy jest punk czwarty Porozumienia który mówi że: „Komitet Założycielski NiSZZ bierze pod uwagę i czynił będzie starania o utworzenie Niezależnego Samorządnego Związku Zawodowego branży motoryzacyjnej”. Zapis ten jednoznacznie mówi że planowano utworzyć związek który nie wchodziłby w struktury NSZZ „Solidarność” ale byłby związkiem branżowym. Nie wiadomo czy członkowie Komitetu Założycielskiego zdawali sobie sprawę z tego co podpisują jak również nie wiadomo kto z ich był za podpisaniem porozumienia w takiej a nie innej wersji. Na szczęście dalszy rozwój wydarzeń w kraju jak również zdecydowana postawa wielu ludzi w FSC spowodowały, że z tych planów (za którymi niewątpliwie stały służby specjalne i PZPR) nic nie wyszło a w FSC powstała Komisja Fabryczna Niezależnego Związku Zawodowego „Solidarność” która zarejestrowana została w Regionie Świętokrzyskim wchodząc tym samym w struktury Krajowe Związku i stając się jego integralną częścią.
W tym czasie Jerzy Nobis pracował w wydziale TU w którym były prowadzone remonty zakładowych maszyn. Podczas wyborów do władz Związku Nobis został wybrany delegatem na Walne Zebranie Delegatów NSZZ „Solidarność” w FSC.
W FSC Walne Zebranie Delegatów  odbyło się w dniu 7.02.1981 roku Zakładowym Domu Kultury. Na przewodniczącego Komisji Fabrycznej FSC wybrano Edwarda Dajewskiego szlifierza pracującego w Ośrodku Badawczo Rozwojowym (OBR) FSC. Wybrano także 150-osobową Komisję Fabryczną (właściwie to wybrano 75 członków Komisji Fabrycznej bo 75 osób weszło w jej skład z klucza. Byli to przewodniczący komisji wydziałowych i mniejszych jednostek organizacyjnych) oraz Komisję Rewizyjną i delegatów na WZD Regionu Świętokrzyskiego. Jerzy Nobis wszedł do Komisji Fabrycznej i wybrany został na delegata na WZD Regionu. O WZD FSC tak pisał Jacek Sadowski w biuletynie „Wiadomości Związkowe” wydanym w dniu 9 lutego 1981 roku:
 
Wybory do władz fabrycznych NSZZ „Solidarność” FSC Starachowice
W dniu 7.02.1981r. w Sali kinowej Zakładowego Domu Kultury, odbyło się Fabryczne Zebranie Delegatów. Na zebraniu przedstawiono sprawozdanie z dotychczasowej działalności Komitetu Założycielskiego i Tymczasowego Zarządu NSZZ „Solidarność” FSC Starachowice oraz dokonano wyboru 75 członków Komisji Fabrycznej i Przewodniczącego Komisji Fabrycznej NSZZ „Solidarność” FSC. Nowym przewodniczącym został Edward Dajewski – szlifierz z OBR. Jako zaproszeni goście w zebraniu uczestniczyli:
      - Ignacy Kordelewski – przewodniczący TKKNSZZ „Solidarność” Starachowice,
      - Mirosław Domińczyk – przewodniczący Zarządu Regionu Świętokrzyskiego NSZZ „Solidarność”,
       - Jerzy Stępień – rzecznik prasowy Zarządu Regionu Świętokrzyskiego
Zebranie rozpoczęło się 7.02.81r. o godz. 9.00 odśpiewaniem Roty, a skończyło dn. 8.02.81r. o godz. 3.05 ogłoszeniem wyników wyborów i odśpiewaniem hymnu narodowego. Na zebraniu delegaci wybrali także 11-osobową Komisję Rewizyjną. Przedstawiono również 3 propozycje uchwał Komisji Fabrycznej oraz szereg postulatów. Wiele miejsca poświecono na dyskusje, które niejednokrotnie miały burzliwy przebieg. Zebranie, w którym udział wzięło 344 delegatów przyczyniło się do silniejszego zwarcia szeregów naszego związku. Wybory do Prezydium Komisji Fabrycznej odbędą się e terminie późniejszym. Szczegółowy protokół z całej kampanii wyborczej zostanie podany do wiadomości po tych wyborach.
J. Sadowski 8.01.81 
 
 
Już na pierwszym zebraniu Komisji Fabrycznej powołano siedmioosobowe Prezydium KF w składzie: Edward Dajewski, Edward Imiela, Jerzy Nobis, Stanisław Zawór, Jacek Sadowski, Piotr Kępa i Tadeusz Kopeć. Jerzemu Nobisowi powierzono sprawy organizacyjne Związku, prowadzenie dokumentacji związkowej i prace związane z samorządem robotniczym. Zakres czynności był bardzo duży co świadczy o tym, że miano do niego zaufanie a jednocześnie doceniano jego wykształcenie i wiedzę. Jak się niebawem okazało Nobis był właściwą osoba na właściwym miejscu. Tu przydały się jego doświadczenia z działalności społecznej i organizacyjnej jaką prowadził na Politechnice Warszawskiej. Dzięki zdobytym wtedy doświadczeniom doskonale sprawdzał się jako organizator działalności Komisji Fabrycznej. Równie dobrze wychodziło mu organizowanie strajków i innych akcji prowadzonych przez Związek. Będąc człowiekiem rozsądnym i opanowanym łagodził konflikty jakie ciągle pojawiały się wśród członków Prezydium Komisji Fabrycznej jak i w samej Komisji Fabrycznej. Co by nie mówić to Prezydium nie było monolitem a wprost przeciwnie były w nim podziały dotyczące głównie sposobu działania i rozwiązywania zaistniałych problemów. W zasadzie członków Prezydium można podzielić na dwie grupy. Jedną stanowili: przewodniczący Edward Dajewski i wiceprzewodniczący Edward Imiela. Drugą zaś Jerzy Nobis, Jacek Sadowski, Tadeusz Kopeć i Piotr Kępa. Do żadnej z tych grup nie można zaliczyć Stanisława Zawora gdyż był on mało aktywny i w zasadzie mało uczestniczył w pracach Związku. Trzeba dodać, że ta mała aktywność być może była zamierzona bo po wprowadzeniu stanu wojennego Zawór wstąpił do tworzonych wtedy reżimowych związków zawodowych. Związki te były tworzone odgórnie przez sekretarzy PZPR aby po zdelegalizowaniu „Solidarności” zająć jej miejsce. Sposób działania Dajewskiego i Imieli nie zawsze odpowiadał reszcie członków Prezydium dlatego co jakiś czas dochodziło do różnego rodzaju napięć i konfliktów. Napięcia te starał się łagodzić Jerzy Nobis. Trzeba przyznać, że wychodziło mu to znakomicie. Inną sprawą jest działalność Komisji Fabrycznej. To potężne ciało, bo Komisja liczyła aż sto pięćdziesiąt osób, składało się z przedstawicieli wszystkich zakładów i wydziałów wchodzących w skład FSC. Byli to ludzie o różnych poglądach ideologicznych, politycznych, społecznych i innych. Posiadali różne wykształcenie, odmienne doświadczenia życiowe, jedni od dawna zaangażowani byli w pracę społeczną a inni dopiero się jej uczyli. To zbiorowisko ludzi pozornie tylko dążyło do tego samego. W praktyce pojawiały się różnego rodzaju pomysły nie mówiąc już o różnorodności dróg dojścia do celu. Wszystko to przenoszone było na forum Komisji Fabrycznej i było powodem namiętnych dyskusji i gorących a często gwałtownych sporów. Zapanowanie nad atmosferą panującą na zebraniach Komisji i prowadzenia zebrań tak aby osiągać porozumienia i wypracowywać skuteczne sposoby działania należało do obowiązków Jerzego Nobisa. I tu znów ten opanowany i rozważny człowiek doskonale sobie z tą sprawą radził. Według opinii Nobisa ktoś specjalnie doprowadził do tego, że Komisja była tak liczna aby sparaliżować działalność Związku. Wiadomo przecież że tak duża grupa osób nie jest w stanie wypracować sensownych rozwiązań ani podjąć szybko konstruktywnych decyzji. A wszystko to dlatego, że działając demokratycznie – a tak działała „Solidarność” –  należało najpierw problem przedyskutować a następnie przegłosować zaproponowane rozwiązania. Łatwo sobie wyobrazić jak przebiegały dyskusje w tak wielkim gronie. Tu trzeba dodać, że jest więcej niż pewne, że Komisja Fabryczna była obserwowana i rozpracowywana przez Służbę Bezpieczeństwa a w jej skład wchodzili tajni współpracownicy. Nikt jak do tej pory nie pokusił się aby przeprowadzić badania pod kątem inwigilacji Komisji i ujawnienia szpicli w niej zasiadających. Mając wiedzę jak SB rozpracowywała inne Komisje „Solidarności” nietrudno dojść do wniosku, że agenci próbowali wpływać na przebieg działalności Komisji Fabrycznej a przez to na cały Związek w FSC. Nie wydaje się jednak aby wpływ ten był zbyt wielki gdyż w Komisji mogło być kilku a najwyżej kilkunastu tajnych współpracowników co w porównaniu z liczbą pozostałych członków Komisji było tylko niewielkim procentem. Inną sprawa jest to, że dobry agent mógł za pomocą rożnego rodzaju manipulacji wpływać na zachowanie i postawę nie podejrzewających podstępu uczciwych członków Związku. Niestety na chwilę obecną nie ma wiadomości że gdzieś w archiwach IPN znajdują się dokumenty na temat działań SB skierowanych przeciwko Komisji Fabrycznej w FSC. Najprawdopodobniej zostały one zniszczone w roku 1989 gdy SB niszczyła archiwa. Wiadomo, że dokumenty palone były w kotłowni Domu Partii i nad zalewem Lubianka.
Komisja Fabryczna w FSC prowadziła bardzo aktywną działalność i była wiodącą organizacją NSZZ „Solidarność” w Starachowicach. To tutaj decydowano o strategii działalności „Solidarności” w mieście i pomagano zakładać komisje zakładowe w innych zakładach. To tutaj wydawano niezależną prasę związkową w której informowano o działalności Związku nie tylko w FSC ale także w innych starachowickich zakładach a także w województwie i w całym kraju. Działalność informacyjna była bardzo ważną sprawą bo przecież wszystkie ówczesne media podporządkowane były PZPR a nad ich „właściwą” linią czuwała wszechobecna cenzura. W FSC wydawana były gazetki: „Wiadomości Związkowe”, „Komunikaty – Wiadomości Dnia” oraz „Komunikaty”. Do tego dochodził jeszcze wydawany we współpracy z Delegaturą Regionu Świętokrzyskiego NSZZ „Solidarność” w Starachowicach pismo „Niezależny Biuletyn Informacyjny”. Pewien wkład działacze z FSC mieli także w wydawane przez Delegaturę pismo „Wolne Słowo”. Wydawano także okazjonalne plakaty i ulotki. Rozpowszechniano pisma i ulotki z innych regionów a także te wydawane przez Komisję Krajową Związku. Po długich bojach z dyrekcją FSC udało się uzyskać dostęp do zakładowego radiowęzła i zakładowej gazety „Budujemy Samochody”. W piśmie tym do dyspozycji „Solidarności” oddano całą ostatnią stronę. Tu trzeba dodać, że wielką rolę w Związku odgrywał Jacek Sadowski który był rzecznikiem prasowym Komisji Fabrycznej i twórcą niezależnej prasy zakładowej.
I WZD Regionu Świętokrzyskiego NSZZ „Solidarność” odbył się w Kielcach a jego miejsce były Zakłady Wyrobów Papierowych. WZD obradował w dwóch turach. Pierwsza odbywała się w dniach 20,21 i 26 czerwca a druga w dniach 4 i 5 lipca. Przewodniczącym Regionu Świętokrzyskiego NSZZ „Solidarność” wybrano Mariana Jaworskiego. Wybrano Zarząd Regionu w składzie: Czesław Bracik, Feliks Chliwiński, Stefan Chojnacki, Janusz Chudzia, Marceli Czarnecki, Dezyderiusz Dachno, Edward Dajewski, Andrzej Dudek, Marek Eberhardt, Edward Imiela, Jerzy Jabłoński, Bogusław Janas, Tadeusz Janaszek, Ryszard Jaworski, Andrzej Kiraga, Adam Kogut, Kazimierz Koruba, Jacek Koźlecki, Jerzy Krupa, Marek Kula, Henryk Kuliński, Benon Łączek, Józef Majta, Andrzej Minkiewicz, Adam Mitura, Krzysztof Nowak, Helena Obara, Tomasz Ofman, Stanisław Pawłowski, Andrzej Pisarek, Zenon Rurarz, Szczepan Serek, Anna Stępień, Tomasz Wesołowski, Julian Winiarski, Piotr Zabielski i Bogusław Żak oraz Komisję Rewizyjna w składzie: Cezary Berak, Elżbieta Bijak, Henryk Chocholski, Czesław Janusz, Jozef Kuleszyński, Teresa Mąsior, Jerzy Nobis, Barbara Nowak, Jan Strzałkowski i Roman Zarzycki. Tak więc Jerzy Nobis wszedł w skład Komisji Rewizyjnej Regionu Świętokrzyskiego NSZZ „Solidarność”. Była to już kolejna jego funkcja związkowa.           
NSZZ „Solidarność” rozwijał się w FSC bardzo dynamicznie. Pracownicy fabryki masowo wstępowali do nowej organizacji bo wiązali z nią wielkie nadzieje na poprawę swojego losu. W roku 1981 należało do niej prawie 14 tysięcy osób. Niestety kres tak świetnie rozwijającej się działalności położyło wprowadzenie 13 grudnia 1981 roku stanu wojennego. W nocy z 12 na 13 grudnia wprowadzono w życie operację „Jodła”. Taki kryptonim nadano operacji internowania wytypowanych wcześniej osób. W Starachowicach internowano kilkanaście osób w tym członków Prezydium Komisji Fabrycznej w FSC: Edwarda Dajewskiego, Edwarda Imielę i Jacka Sadowskiego. Osoby te zabrane zostały ze swoich domów. W tym czasie Jerzy Nobis przebywał na szkoleniu związkowym które odbywało się ośrodku wypoczynkowym „Wierna” w Bocheńcu koło Małogoszczy. Tuż przed północą ośrodek w którym odbywało się szkolenie został otoczony przez znaczne siły milicyjne. Milicjanci wdarli się do budynku i wyprowadzali zaskoczonych związkowców do podstawionych do wejścia samochodów. Po załadowaniu wszystkich do więziennych „bud” konwój ruszył w niewiadomym dla aresztowanych kierunku. Gdy przejeżdżali przez las związkowcy poczuli dreszcz strachu. Obawiali się bowiem, że mogą być w lesie zastrzeleni. Znając historię po komunistach można się było wszystkiego spodziewać. Odetchnęli dopiero gdy okazało się, że dojechali do wiezienia na kieleckich Piaskach. Warto wspomnieć, że do mieszkania Jerzego Nobisa tak jak do mieszkań innych starachowickich działaczy wpisanych na listę do internowania zapukali milicjanci. Określenie zapukali nie jest tu jednak na miejscu bo drzwi do mieszkania zostały po prostu brutalnie wyważone. Milicjanci byli jednak zmuszeni odejść z niczym bo jak to już było powiedziane Nobis przebywał na szkoleniu w Bochyńcu.
 
Wniosek o internowanie Jerzego Nobisa został sporządzony prawdopodobnie dużo wcześniej ale datowany jest na 12 grudnia 1981 roku. Sporządził go Zastępca Naczelnika Wydziału III KWMO w Kielcach major Marian Adamczyk.
 
Kielce12.12.1981r.
Tajne specjalnego znaczenia
 
Wniosek o izolację
 
ob. NOBIS Jerzy- Józef s. Stefana i Marianny
zd. Chała ur. 01.09.1944r. Seredzice
wykształcenie – wyższe; inż. mechanik
zam. Starachowice ul. zakładowa nr 9 m 53
bezpartyjny, zatrudniony FSC Starachowice
na stanowisku – specjalista konstruktor
- dzieci nie mają –
 
UZASADNIENIE
 
W/w jest członkiem Komisji Fabrycznej NSZZ „Solidarność” przy FSC w Starachowicach odpowiedzialnym za szkolenie działaczy Związku. Prowadzi szkolenia i odczyty, współuczestniczy w redagowaniu komunikatów nadawanych przez radiowęzeł fabryczny. W swych wypowiedziach podważa kierowniczą rolę PZPR, zajmuje wrogie stanowisko w stosunku do władz polityczno-administracyjnych. Żona zatrudniona jest w Rejonowej Spółdzielni Ogrodniczo-Pszczelarskiej w Starachowicach. Pełnosprawny fizycznie i psychicznie. W sprzyjających warunkach może podjąć destrukcyjną działalność.
 Zastępca
Naczelnika Wydziału III
 KWMO w Kielcach
mjr Marian Adamczyk.
 
 
 
 
Na Piaski gdzie utworzony został ośrodek internowania przywożeni byli działacze „Solidarności” z całego Regionu Świętokrzyskiego. Lokowano ich w kilku a nawet kilkunastoosobowych celach. Po kilku dniach rozpoczęły się przesłuchania internowanych. Podczas tych przesłuchań starano się nakłonić ich do podpisania tak zwanych „lojalek” co miało być dla nich przepustką na wolność. Podpisując „lojalkę” internowany zobowiązywał się do zaniechania wszelkiej działalności związkowej i opozycyjnej. Jednak większość internowanych „lojalek” nie podpisała. Ci którzy podpisali z reguły byli zwalniani do domów chociaż zdarzały się przypadki, że mimo podpisania internowanie trwało nadal. Pieczę nad starachowickimi internowanymi mieli starachowiccy SB-cy Adam Mazur i Andrzej Suwara. To oni między innymi przesłuchiwali starachowickich związkowców. Jerzy Nobis przesłuchiwany był dopiero po kilku tygodniach pobytu na Piaskach. Przesłuchiwał go rudy SB-ek Adam Mazur. Jednak Nobisowi nikt „lojalki” nie podsuwał bo wiadomo było że nic takiego on nie podpisze. Inną sprawą było pewnie to, że został on uznany za szczególnie niebezpiecznego dlatego woleli go mieć pod kluczem. Najgorsze było to, że rodzin internowanych nie poinformowano o tym gdzie się ich bliscy znajdują. Co przeżywały żony i dzieci pozbawione mężów i ojców nie trudno sobie wyobrazić. Jerzy Nobis pierwsze widzenie z żoną miał 5 stycznia 1982 roku. Trwało ono 30 minut.
Początkowo życie w wiezieniu było bardzo ciężkie. Cele były zamknięte i panował duży rygor. Z kolegami można się było spotkać jedynie na tak zwanym „spacerniaku”. Tam wymieniano informacje o tym kto został internowany, jaka jest sytuacja w kraju itp. O  tym jak wyglądał kielecki ośrodek odosobnienia mówi raport delegacji Międzynarodowej Komisji Czerwonego Krzyża która kontrolowała ośrodek w dniach 24 i 25 marca 1982 roku. Na podstawie tego raportu Marzena Grosicka z kieleckiego IPN-u dokonała opisu ośrodka a jej opracowanie zatytułowane „Spis internowanych w Regionie Świętokrzyskim. Ośrodek odosobnienia w Kielcach” znalazło się w książce pod tytułem „Studia muzealno – historyczne 2009”. Oto fragmenty tego opracowania:
 „Liczba miejsc w części przeznaczonej dla internowanych wynosiła 250. (…) W dniu wizytacji stan liczbowy internowanych wynosił 140 osób. (…) Był to zespół budynków otoczony z każdej strony murem długości 150-200m, pokrytym drutem kolczastym, z wieżami obserwacyjnymi. Oprócz budynków administracyjnych znajdowały się tam dwa budynki więzienne. W głównym czteropiętrowym budynku ostatnie piętro zajmowali internowani, na trzech pozostałych przebywali skazani za przestępstwa pospolite. Piętro dla internowanych składało się z korytarza długości 60 m i szerokości 5 m , wzdłuż którego usytuowane były cele oraz kilka pomieszczeń dla administracji i obsługi. Drugi budynek dwupiętrowy, przeznaczony  był dla skazanych za przestępstwa pospolite, jednakże przebywało tam też 14 internowanych umieszczonych na drugim piętrze. Cele były w nim rozmieszczone wzdłuż korytarza, do którego przylegała balustrada wychodząca na wewnętrzny dziedziniec, 4 spośród 15 cel zajmowali internowani, pozostałe były puste.
Wszystkie cele wyglądały podobnie, miały wymiary: 5 x 2 x 2,5 m, z jednym oknem 1,5 x 1,5 m i kaloryferem 1,20 x 0,6m. Za okratowanymi oknami, wzdłuż całego budynku głównego przy ścianie zewnętrznej, znajdowała się prostokątna klatka, zamknięta z trzech stron kratami i wzmocniona grubym szkłem. Drzwi do cel były pełne, z wizjerami o średnicy 2,5 centymetra. W każdej celi znajdowały się 2 piętrowe łóżka. W dniu wizytacji w większości z nich zakwaterowane było po 4, w niektórych tylko 3 internowanych. W budynku dwupiętrowym jedną większą celę o wymiarach 6 x 4,5 m, mieszczącą 12 łóżek, zajmowało 3 internowanych. W każdym łóżku był materac, prześcieradła, dwa koce i poduszka. W kącie przy drzwiach znajdował się sedes, umywalka z zimną wodą, pojemnik na śmieci i sprzęt do utrzymania czystości – wszystko za parawanem o wysokości 1,4 m . Pod sufitem znajdowała się lampa z żarówką o mocy 40 lub 60 wat. W drzwiach każdej celi umieszczony był głośnik. Podłogę pokrywał drewniany parkiet. Oprócz łóżek umeblowanie składało się ze stołu o wymiarach 0,64 x 0,45 m, czterech taboretów, metalowej szafy na naczynia, żywność i ubrania. Internowani nosili własną odzież. Mieli możliwość otrzymywania paczek z ubraniami, natomiast bieliznę dostawali od administracji. (…)
Opieka lekarska wyglądała następująco – ambulatorium usytuowano na pierwszym piętrze w przybudówce głównego budynku mieszkalnego. Z wyjątkiem celi izolowanej nie było możliwości przetrzymywania w ambulatorium chorych wymagających leżenia w łóżkach. Asortyment leków był ograniczony, składał się głównie ze środków przeciw grypie, przeciwbólowych i przeciwkurczowych. Internowani potrzebujący specjalnego leczenia musieli zaopatrywać się w leki we własnym zakresie. Lekarz więzienny przyjmował pacjentów codziennie od 8.00 do 15.30, w czwartki przyjmowano tylko internowanych. Dyżury w więzieniu pełniły też pielęgniarki. Internowanych wymagających hospitalizacji przewożono do szpitala więziennego w Krakowie, w przypadkach psychiatrycznych – do szpitala w Morawscy. Dentystka przyjmowała około 20 pacjentów dziennie. Sami internowani oceniali opiekę lekarską jako niedostateczną, skarżąc się, że lekarz nie przychodzi do cel, a w nocy trzeba czekać nawet do czterech godzin, aby uzyskać reakcję na wezwanie do nagłego przypadku.
Wyżywienie przygotowywano w kuchni więziennej, będącej według raportu MKCK w dobrym stanie. Posiłki przygotowywano wspólnie dla internowanych i skazanych. Personel kuchni składał się z szefa i 10 więźniów odbywających karę za przestępstwa pospolite. Kuchnia zajmowała kilka pomieszczeń w których przygotowywano posiłki i zmywano naczynia. Chleb wypiekany był w piekarni więziennej. Internowani narzekali na jakość podawanych posiłków, które musieli uzupełniać artykułami dostarczanymi w paczkach od rodzin.
Internowani mogli codziennie odbywać jednogodzinny spacer na dziedzińcach więziennych, w grupach po 10 osób. Sześć przyległych do siebie dziedzińców usytuowano w za budynkiem głównym. Dziedzińce oddzielone od siebie murem o wysokości 4 m, zamknięte były na każdym końcu kratą. W każdym znajdowała się betonowa ścieżka spacerowa o długości około 40 m. Czternastu internowanych przetrzymywanych w oddzielnym małym budynku korzystało z przylegającego do niego dziedzińca. (…) dwa razy w tygodniu, wieczorami, internowani mogli przez półtorej godziny korzystać z pomieszczeń świetlicowych, znajdujących się w budynku głównym. Świetlicami były zwykłe cele, z których wyniesiono łóżka. W pierwszej zainstalowano stół do tenisa stołowego, w drugiej zaś odbiornik telewizyjny, biblioteka złożoną z 1000 książek, futbol stołowy, szachy, gazety i krzesła. Internowani mieli prawo prenumerować bez ograniczeń gazety krajowe („Trybuna Ludu”) oraz jeden lokalny dziennik („Słowo Ludu”). Można było słuchać programu pierwszego polskiego radia oraz wiadomości dziennika TVP.
Internowani mieli prawo (za zgodą komendanta ośrodka) do korzystania z posług religijnych. Biskup kielecki Stanisław Szymecki już od pierwszych dni stanu wojennego zabiegał o to, aby osoby objęte przymusowym odosobnieniem nie pozostawały bez możliwości osobistego uczestniczenia we mszy świętej oraz korzystania z sakramentów. Długo negocjował z komendantem kieleckiego ośrodka warunki, na jakich duchowni będą mogli sprawować posługi kapłańskie. Ustalono, że w każdą niedzielę w ośrodku odosobnienia będą się odbywać 3 nabożeństwa. Nie było to jednak wystarczające, ponieważ zaznaczono, że w każdym z nich może jednorazowo uczestniczyć nie więcej niż 30 osób”.    
    
 
Jerzy Nobis od samego początku uwięzienia był więźniem niepokornym. Buntował się przeciw stanowi wojennemu i brał aktywny udział w działaniach które miały na celu uwolnienie z więzienia lub chociaż poprawę warunków bytowania w nim. Ponieważ miał doświadczenie w pisaniu różnych pism do różnego rodzaju władz i instytucji umiejętności te wykorzystywał. Już 16 grudnia 1981 a więc zaledwie trzy dni po aresztowaniu  powstała lista postulatów internowanych.                              
                 
 
                                                         Postulaty internowanych
W związku z faktem uwiezienia nas już 4 doby jako tymczasowo internowanych żądamy co następuje:

  1. Przekazanie nam statutu i regulaminu osób internowanych.
  2. Zapewnienia godziwych warunków takich jak:
-możliwość uczestniczenia we mszy świętej,
-możliwość spotkania z rodzinami,
-możliwość kontaktów z osobami tymczasowo internowanymi z innych cel,
-podania pisemnie zarzutów i przyczyn zatrzymania indywidualnie,
-umożliwienie korzystania ze świetlicy i czytania wybranych pozycji książkowych,
  1. Możliwość korzystania z kantyny w celu zakupu niezbędnych artykułów higieny osobistej jak szczoteczka do zębów, pasta do zębów oraz papierosów.
16.12.1981
 
Kolejne pismo pochodzi z dnia 18 grudnia 1981. Znamienne w nim jest to, że Jerzy Nobis powołuje się w nim  przepisy prawa polskiego jak również prawa międzynarodowego. Świadczy to o tym, że doskonale orientował się on w tej dziedzinie.
 
 
 
Jerzy Nobis                                                                                              Kielce dn.18.12.1981r.
Internowany AŚ
Kielce-Piaski
Adres st. Zameldowania
 Starachowice
ul. Zakładowa 9/53   
 
 
Ob. Komendant
Komendy Wojewódzkiej MO
w Kielcach
ul. Gwardii Ludowej
 
Po zapoznaniu się z decyzją o internowaniu mnie na mocy dekretu Rady Państwa z dnia 12.XII br. § 42 p. 1 gdzie zarzuca mi pan prowadzenie wrogiej propagandy pragnę wyjaśnić:
  1. w odczuciu mojego obywatelskiego sumienia nie prowadziłem żadnej wrogiej propagandy zarówno przeciwko państwu jak również przeciwko pańskiej osobie,
  2. wybranym przez załogę FSC Starachowice do pełnienia funkcji w organizacji związek zawodowy działałem zgodnie ze statutem tej organizacji, zgodnie z prawem obowiązującym w PRL i zgodnie z wolą wyborców,
  3. osadzenie mnie w areszcie śledczym nazywanie internowaniem uważam za sprzeczne z podpisanymi wcześniej przez władze PRL porozumieniami społecznymi jak również sprzeczne z ratyfikowanymi konwencjami międzynarodowymi, do przestrzegania których władze PRL zobowiązały się.
Domagam się powiadomienia mnie jak również załogi FSC o prawdziwych przyczynach internowania mojej osoby.
Domagam się uwolnienia mnie z aresztu jak również uwolnienia wielu tysięcy obywateli zatrzymanych na tych samych zasadach.
W związku z zawieszeniem działalności NSZZ „Solidarność” pozbawiony zostałem środków do życia. Proszę ob. Komendanta o wyjaśnienie powyższej sprawy i spowodowanie wypłacenia mi należnych poborów za miesiąc grudzień.
 
Jak wiadomo stan wojenny nie wszędzie przebiegał tak łagodnie jak w Starachowicach. Najbardziej dramatyczny przebieg miał on na Śląsku. Tam 17 grudnia 1981 roku doszło do masakry górników kopalni „Wujek” w Katowicach. Wieść o tym dotarła jakoś do internowanych. Musiał to być dla nich potężny wstrząs. Świadczy o tym kolejne pismo Jerzego Nobisa które w dniu 18 grudnia 1981 wystosował on do Sejmu PRL. List jest wstrząsający i dobitnie oddaje nastrój jego autora.
 
 
Kielce dn. 18.XII.1981r.
Prezydium Sejmu PRL
Warszawa
ul. Wiejska
 
Zdumiony rozwojem sytuacji w kraju, przerażony przelaną krwią Polaków górników KWK „Wujek” domagam się
  1. Zwołania sesji plenarnej Sejmu w celu dokonania oceny działalności władzy ustawodawczej i wykonawczej PRL.
  2. Uwolnienia wszystkich internowanych na mocy Dekretu RP o stanie wojennym.
  3. Rozpatrzenia potrzeby i celowości ogłoszenia stanu wojennego.
  4. Pociągnięcia do odpowiedzialności osób winnych przelania krwi robotników w latach 1956, 1970, 1976 i 1891.
Apeluję o położenie kresu przelewania krwi polskiej. Posłowie w waszych rękach spokój ojczyzny i życie obywateli. Nie pozwólcie aby Polak strzelał do Polaka. Nie pozwólcie aby w kraju o tak wielkich tradycjach demokratycznych szalał terror, a władza sprawowana była środkami przymusu.
 
Kolejne pismo Jerzy Nobis wystosował w dniu 22 grudnia 1981 roku. Domaga się on w nim udostępnienia mu aktów prawnych dotyczących stanu wojennego jak również zmniejszenia więziennych rygorów.
 
Jerzy Nobis
Oddz.3 cela 331 paw
Kielce Piaski
22.XII.1981
Komendant Aresztu Śledczego i
Komendy Wojewódzkiej Milicji Obywatelskiej
W związku z internowaniem mnie z chwilą ogłoszenia stanu wojennego dnia 13 bm. o godz. 0.00 oraz brakiem odpowiedzi na odwołanie jakie złożyłem w powyższej sprawie do ob. komendanta KW MO proszę o:
a)udostępnienie mi celem zapoznania się Dziennika Ustaw nr 29 z dnia 14.XII.81 zawierającego akty prawne związane z wprowadzeniem stanu wojennego.
b)Udostępnienie mi celem zapoznania się z regulaminu internowanego (powoływanie się funkcjonariuszy SW na regulamin tymczasowo-aresztowanych w świetle podawanych informacji w programie I Polskiego Radia uważam za bezzasadne).
c)W nawiązaniu do wypowiedzi kpt. Górnickiego – PR pr. I 22.XII.81 domagam się:
-możliwości uczestniczenia w dni świąteczne w mszy świętej
-umożliwienia mi swobodnego korzystania ze świetlicy i organizacji czasu wolnego.
-umożliwienia mi swobodnego poruszania się po pawilonie i kontaktowania się z pozostałymi internowanymi
Do wiadomości:
Naczelnik AŚ
Kielce-Piaski
 
Ponieważ pisma kierowane przez Jerzego Nobisa do władz więziennych o poprawę warunków pobytu w więzieniu nie odnosiły żadnego skutku zdecydował się on na wysłanie listu do Ministra Spraw Wewnętrznych. Ministrem tym był wtedy Czesław Kiszczak – prawa ręka generała Jaruzelskieg – dlatego trudno się było spodziewać, że sprawy w piśmie poruszone zostaną pozytywnie załatwione. 
 
 
Jerzy Nobis s. Stefana                                                                                  Kielce dn.8.01.1982
Ośrodek dla Internowanych
W Areszcie Śledczym
25-563 Kielce
ul. Dzierżyńskiego 155
 
 
Obywatel
Minister Spraw Wewnętrznych
Warszawa
 
 
W nawiązaniu do przekazanej w dzienniku Polskiego Radia wypowiedzi wiceministra Spraw Wewnętrznych ob. gen. B. Stachury dotyczącej warunków życia i traktowania osób internowanych stwierdzam, że warunki w ośrodku dla internowanych w Kielcach w sposób rażący odbiegają od przedstawionych posłom i społeczeństwu informacji:
  1. Internowani przebywają w Areszcie Śledczym w celach zamkniętych przez całą dobę.
  2. Spacer odbywa się najwyżej w grupach 8-mio osobowych i w czasie krótszym niż 30 min.
  3. Pomimo przekazywanych próśb o regularne odprawianie mszy świętej w każdą niedzielę i święta z przyczyn ode mnie niezależnych uczestniczyć mogłem przez okres miesiąca tylko raz we mszy świętej.
  4. Internowani pozbawieni są zajęć kulturalnych i oświatowych, nie korzystają ze świetlicy, pozbawieni są bieżącej prasy.
  5. Internowani ograniczoną mają korespondencję oraz kontakt z najbliższą rodziną. Pomimo usilnych starań małżonki dowiedziała się ona o miejscu mojego pobytu w trzy tygodnie po moim aresztowaniu.
Traktowanie mnie w taki sposób uważam za wysoce nie humanitarne. Odpis decyzji o internowaniu otrzymałem dopiero 28.XII.81 tj. przeszło dwa tygodnie po aresztowaniu. Na złożone w dniu 18.XII.81r. odwołanie od decyzji o internowaniu do ob. Komendanta Komendy Wojewódzkiej MO w Kielcach nie otrzymałem do dnia dzisiejszego żadnej odpowiedzi. Nie otrzymałem również żadnej odpowiedzi na pismo do ob. Komendanta Komendy Wojewódzkiej MO w Kielcach z dnia 22.XII.81r. w którym proszę o udostępnienie mi celem zapoznania się Dziennika Ustaw nr 29 z dnia 14.XII.81r. zawierającego akty prawne związane z wprowadzeniem stanu wojennego. Stwierdzam, że nie widzę żadnych realnych powodów uzasadniających pozbawienie mnie wolności, jednak w czasie obowiązywania tej decyzji domagam się zapewnienia mi godziwych warunków bytowania.
Jerzy Nobis    
 
W tym samym dniu Jerzy Nobis skierował do biskupa kieleckiego Stanisława Szymańskiego list z prośbą o wizytę duszpasterską dla uwiezionych związkowców.  
 
 
 
 
Kielce dn. 8.01.1082
Jerzy Józef Nobis
Ośrodek dla Internowanych
w Areszcie Śledczym
Kielce
ul. F. Dzierżyńskiego 155
 
 
Jego Ekscelencja Ks. Biskup
Dr. Stanisław Szymecki
Kuria Biskupia w Kielcach
Ul. K. Świerczewskiego 25
 
Zwracam się do Waszej Ekscelencji z prośbą o odwiedzenie z wizytą duszpasterską Ośrodka dla Internowanych w Wojewódzkim Areszcie Śledczym w Kielcach. Wizyta ta byłaby wielką pociechą dla mnie jak również dla innych internowanych, pozbawionych wolności.
Jerzy Nobis
 
Również 8 stycznia 1982 roku do  zastępcy Komendanta Wojewódzkiego MO ds. Służby Bezpieczeństwa wpłynęło tajne pismo od Naczelnika Wydziału V ppłk. A. Rupniewskiego o utrzymanie decyzji o internowaniu Jerzego Nobisa. Sam zainteresowany na pewno o tym piśmie nie wiedział a było ono dla niego bardzo ważne gdyż treści w nim zawarte stawiały go w szeregu niebezpiecznych dla komunistycznego systemu wichrzycieli. Należy przypuszczać, że pismo to zdecydowało o dalszych losach Jerzego Nobisa.
 
Kielce dnia 8 stycznia 1982r.
Tajne
Z-ca Komendanta Wojewódzkiego MO
ds. Służby Bezpieczeństwa
w miejscu
 
WNIOSEK
o utrzymanie decyzji o internowaniu
 
Ob. Nobis Jerzy – Józef s. Stefana i Marianny zd Chała
ur. 01.09.1944r. Seredzice, wykształcenie wyższe
inż. mechanik, bezpartyjny, zatrud. FSC Starachowice
na stanowisku – specjalista konstruktor
zam. Starachowice ul. Zakładowa 9/53.  
 
UZASADNIENIE
W/wym. był członkiem Komisji Fabrycznej NSZZ „Solidarność” przy FSC w Starachowicach. Był odpowiedzialny za szkolenia działaczy związku. Prowadził odczyty i szkolenia oraz miał wpływ na treść komunikatów nadawanych przez fabryczny radiowęzeł. W swoich wypowiedziach podważał kierowniczą rolę PZPR oraz zajmował wrogie stanowisko w stosunku do władz polityczno-administracyjnych.
W trakcie prowadzonej z nim rozmowy w areszcie śledczym nie chciał i nie podpisał oświadczenia o zaniechaniu wrogiej działalności oraz, że będzie przestrzegał obowiązującego porządku prawnego.
W przypadku zwolnienia go z aresztu zachodzi uzasadnione podejrzenie, że w/wym. Nie będzie przestrzegać obowiązującego prawnego.
W związku z powyższym wnioskuję o utrzymanie w mocy decyzji o internowaniu w.w.
Naczelnik Wydziału V
Ppłk. A. Rupniewski
 
Internowany działacz związkowy nie zapomniał o sprawach domowych dlatego 10 stycznia wysłał do komendanta pismo w którym prosi o wydanie zarekwirowanego mu dowodu rejestracyjnego.    
 
Jerzy Nobis s. Stefana                                                                                Kielce dn.10.01.1982
Ośrodek dla Internowanych
w Areszcie Śledczym
Kielce
 
 
 
Ob. Komendant Aresztu Śledczego
w Kielcach
 
   Proszę o wydanie mi z mojego depozytu dowodu rejestracyjnego na samochód Fiat 126P nr rejestracyjny KID 5092. Dowód przekazać chcę żonie na najbliższym widzeniu.
Jerzy Nobis
 
W 13 stycznia 1982r. a więc dokładnie w miesiąc po wprowadzeniu stanu wojennego Jerzy Nobis pisze pismo z żądaniem zwolnienia z internowania. Nie trudno się domyślić, że pisząc to pismo liczył na to, że komendant aresztu przychyli się do jego żądania. Tu chodziło głównie o to aby pokazać, że trwa w uporze, że nie czuje się winny i że nie uznaje racji jakie stały u podstawa internowania jego i innych działaczy związkowych.  
 
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Kielce 13.01.82r.
Komendant KW MO
w Kielcach
 
Nie widząc żadnych realnych powodów uzasadniających pozbawienie mnie wolności nie mogę pogodzić się z faktem internowania mnie.
Ponownie wyjaśniam: w czasie pełnienia funkcji członka Prezydium w Komisji Fabrycznej NSZZ „Solidarność” w FSC Starachowice działałem zgodnie z wolą wyborców oraz zgodnie z prawem obowiązującym w PRL i statutem organizacji zatwierdzonym przez Sąd Najwyższy PRL. Innej działalności nie prowadziłem.
W związku z powyższym domagam się uchylenia decyzji o internowaniu i uwolnienia mnie.
Jerzy Nobis
 
 
W dniu 15 stycznia Nobis otrzymał od komendanta aresztu odpowiedź na swoje pisma o zwolnienie z internowania. A odpowiedź była tak jakiej należało się spodziewać.
 
Komenda Wojewódzka                                                                  Kielce dn. 15 stycznia 1982r.
Milicji Obywatelskiej
w Kielcach
Ob. Jerzy NOBIS
Internowany
Ośrodek Odosobnienia
w Kielcach
 
Zawiadamiam, że Komendant Wojewódzki MO w Kielcach po rozpatrzeniu prośby Obywatela z dnia 22 i 24 grudnia 1981r. nie znalazł podstawa do uchylenia decyzji o internowaniu.
Zgodnie z przepisami § 6 ust. 1 i 3 rozporządzenia Rady Ministrów z dnia 12 grudnia 1981 r. /Dz. U. nr 29, poz. 159/ w sprawie zasad postępowania w sprawach o internowanie obywateli polskich i pouczeniem zawartym w doręczonej decyzji o internowaniu, internowanemu przysługuje prawo złożenia skargi do Ministra Spraw Wewnętrznych za pośrednictwem organu, który wydał decyzję w terminie 7 dni od jej doręczenia.
 
NACZELNIK WYDZIAŁU
 
 
 
Następne pismo pochodzi z dnia 3 lutego 1982 roku i dotyczy zgody na dodatkowe widzenie z rodziną.
 
 
Jerzy Nobis s. Stefana                                                                                  Kielce dn. 3.02.82r.
Ośrodek dla Internowanych
w Areszcie Śledczym
w Kielcach
Cela. 432
 
 
Ob. Komendant
Ośrodka dla Internowanych
w Areszcie Śledczym
w Kielcach
 
   Proszę o wyrażenie zgody na udzielenie mi dodatkowego widzenia z moją rodziną. Nadmieniam, że z uwagi na to, że rodzina moja mieszka w Starachowicach oraz z uwagi na brak informacji o mnie gdzie przebywałem w miesiącu grudniu nie wykorzystałem widzenia. W czasie 2 miesięcy pozbawienia wolności umożliwiono mi wykorzystanie 75 min widzenia.
 
Jerzy Nobis
 
Internowany związkowiec nie zamierzał bezczynnie spędzać czasu w więzieniu i postanowił się uczyć. Aby jednak było to możliwe potrzebne były podręczniki i inne materiały do nauki. To, że Nobis zamierzał uczyć się języka francuskiego może świadczyć o tym, że po wyjściu na wolność zamierzał wyemigrować do kraju w którym język ten jest używany. 
 
Jerzy Józef Nobis s. Stefana                                                                         Kielce dn. 5.02.82r.
Ośrodek dla Internowanych
w Areszcie Śledczym
w Kielcach
cela 432
 
 
Ob. Komendant
Ośrodka dl Internowanych
Kielce w/m
 
Proszę o wyrażenie zgody na dostarczenie mi przez moją rodzinę podręczników do nauki języka francuskiego.
Jerzy Nobis
 
 
Dnia 16 lutego Jerzy Nobis był przesłuchiwany przez por. Krzysztofa Wajdę. Z przesłuchania nic jednak wynikło bo przesłuchiwany odmówił udzielania jakichkolwiek informacji na temat swoje działalności w Komisji Fabrycznej. Ponadto stwierdził, że jest niesłusznie więziony gdyż działalność jego była zgodna ze Statutem legalnie działającej „Solidarności”. Ze spotkania tego sporządzona została notatka służbowa.
 
Kielce dnia 16.2.1982r.
Tajne
 
Notatka służbowa
z przeprowadzonej rozmowy z internowanym NOBIS Jerzy
s. Stefana i Marii ur. 1.9.1944 Seredzice
poch. społ. Chłopskie, wykształcenie wyższe
inż. mechanik – budowa maszyn i obrabiarek,
żonaty bezdzietny, zam. Starachowice
ul. Zakładowa 9/53
 
Wymieniony oświadczył, że z nim prowadzono już kilka rozmów i on nie widzi celu tej rozmowy. Pełnił funkcję sekretarza KZ NSZZ „Solidarność” w FSC Starachowice i cała jego działalność opisana jest w dokumentach „Solidarności”. On nie będzie nikomu nic mówił ani pisał o swojej działalności, gdyż jak oświadczył SB zna jego działalność.
Gdy natomiast związek zawodowy zażąda przedstawienia sprawozdania ze swojej działalności to taki przedstawi, ale nikomu innemu. Uważa, że jest tu niesłusznie więziony za swoją działalność związkowa zgodną ze statutem. W toku rozmowy nie chciał podać nawet swoich danych personalnych.
 
Wniosek
  1. Udać się na rozmowę, gdy sam o nią poprosi.
  2. Przed rozmową zapoznać się z materiałami na w/w.
st. insp. Wydziału V
KW MO Kielce
Por. Krzysztof Wajda  
 
 
 
Pozbawienie wolności, przesłuchania, różnego rodzaju szykany i rygory a także brak perspektyw na zwolnienie z więzienia, jak również poczucie klęski było dla wielu uwięzionych powodem potężnych stresów. Bardziej odporni jakoś sobie z tym radzili, ale było wielu którzy nie wytrzymywali tego psychicznie. U niektórych zaczęły pojawiać się objawy zaburzeń psychicznych. Do takiego stanu doprowadzeni zostali między innymi dwaj starachowiczanie Michał Pytlarz i Henryk Miernikiewicz. Pytlarz był bardzo zaangażowanym działaczem związkowym. Współpracował między innymi z Jackiem Sadowskim w redagowaniu niezależnej prasy związkowej wydawanej przez Komisję Fabryczną FSC. Miernikiewicz był indywidualistą i prowadził swoją walkę z komuna na obrzeżach działalności NSZZ „Solidarność”. U Michała Pytlarza pierwsze zauważalne objawy zaburzeń psychicznych pojawiły się na początku lutego chociaż jak wynika z dokumentów załamanie nerwowe nastąpiło dużo wcześniej. Służba więzienna nie reagowała na pogarszający się stan zdrowia Michała Pytlarza dlatego widząc co się z kolegą dzieje działania podjął Jerzy Nobis. W dniu 17 lutego 1982 roku wystosował do Ministra Spraw Wewnętrznych dramatyczne pismo w który apeluje o pomoc dla uwięzionego związkowca.    
 
 
 
 
 
Jerzy Nobis s. Stefana                                                                               Kielce dn. 17.02.82r.
Ośrodek dla Internowanych
w Areszcie Śledczym
w Kielcach
 
Ob. Minister Spraw Wewnętrznych
Warszawa
 
          Głęboko wstrząśnięty chorobą kolegi Michała Pytlarza zwracam się prośbą o szybką interwencję w sprawie natychmiastowego skierowania go do szpitala i poddania leczeniu oraz stałej opiece lekarskiej. Kolegę Michała Pytlarza znam z okresu pracy w Zarządzie Komisji Fabrycznej NSZZ „Solidarność” FSC Starachowice jako młodego, silnego i zdrowego człowieka. Dlatego nietrudno było mi dostrzec u niego ostre objawy psychotyczne takie jak: silne urojenia, całkowity brak kontaktu, zaburzenia równowagi, halucynacje wzrokowe i słuchowe. Stan ten dał się zauważyć już w miesiącu grudniu ubiegłego roku – po internowaniu, a w ostatnich dwu tygodniach objawy choroby są zauważalne dla każdego postronnego obserwatora. Cała sprawa znana jest przez funkcjonariuszy SB, SW i Służby Zdrowia tutejszego Ośrodka.
Nie podjęcie natychmiastowego leczenia doprowadzić może do tego, że choroba ta przejdzie w stan chroniczny i być może nieuleczalny. Obojętność w/w Służb w podjęciu działania w kierunku ratowania zdrowia człowieka zmusza mnie do apelowania o pomoc i ratunek do ob. Ministra. Wierzę, że poczucie głębokiego humanitaryzmu jakie winno łączyć każdego człowieka bez względu na jego przekonania przyniesie oczekiwaną pomoc naszemu koledze.
 
Jerzy Nobis
 
To, że stan Michała Pytlarza był bardzo poważny potwierdzone jest dokumentem który zamieszczony jest na jednej ze stron internetowych. Został on sporządzony w dniu 30.04.1982 roku i opisuje stanu zdrowia internowanych Michała Pytlarza, Henryka Miernikiewicza i Andrzeja Zająca. Dokument ten sporządził jeden z internowanych ale na chwilę obecną nie udało mi się ustalić kto to był. Dokument ten rzuca również światło na metody jakimi posługiwali się SB-ecy aby skłonić internowanych do uległości i współpracy. Chociaż nie dotyczy on bezpośrednio Jerzego Nobisa to postanowiłem zamieścić go w tej książce bo warto aby ocalić go od zapomnienia.
 
Wiadomości z Kielc-Piasków
30.04.82r.
Michał Pytlarz l. 33 /rozwiedziony, ożenił się powtórnie 28.04.81. Z pierwszego małżeństwa ma dwoje dzieci w wieku przedszkolnym/. W „Solidarności” działał od stycznia 81r. Jest współautorem Niezależnego Biuletynu Informacyjnego /NBI/ NSZZ „Solidarność Starachowice. Od czerwca ubr. Podejmuje pracę na pół etatu w Komisji Fabrycznej NSZZ „Solidarność” FSC Starachowice jako pracownik redakcji działającej przy Komisji. Jest redaktorem Komunikatów – Wiadomości Dnia. Pracuje do 13.12.81. Za pracę w „Wiadomościach” otrzymuje 3 tys. zł. Jest to jego jedyne źródło utrzymania., praca w NBI jest społeczna. Aresztowany 13.12.81 przewieziony wraz z innymi do aresztu w Kielcach-Piaskach. Pod koniec stycznia zaczyna zdradzać objawy zaburzeń psychicznych. Jest zaniepokojony. Obsesyjnie porusza temat odpowiedzialności i wyboru. Pod koniec stycznia podejmuje 4-dniową głodówkę. Po głodówce wraca kompletnie załamany. W celi przebywają z nim dwaj recydywiści, ludzie, od których nie może otrzymać praktycznie pomocy. Dochodzi do konfliktów między nim a recydywistami. Depresja psychiczna pogłębia się. Objawy: zaniki pamięci /nierozpoznawanie osób znajomych/, paniczny lęk przed strażnikami, bezsenność /nie spał 10 nocy i dni, mimo zażytych środków nasennych/ brak orientacji w przestrzeni /spadał z łóżka/, lęk przed zamkniętymi pomieszczeniami, zaburzenia w odczuwaniu bólu /papierosy palił aż do przypalania skóry/ dziwne zachowanie, polegające na ostentacyjnym manifestowanie uczuć religijnych, otaczanie boską czcią osób mu bliskich. Przy każdym otwarciu drzwi bał się, że chcą go zabrać na rozstrzelanie. Personel, władze ośrodka, a także służba medyczna ośrodka praktycznie nie zareagowała na w/w objawy. Badanie chorego przeprowadziła osoba niegdyś mająca kontakt z psychologią. Zachodzi ponadto obawa, że leki, jakie przepisał tutejszy lekarz nie zostały dobrane właściwie /chodzi o środki nasenne/. Po licznych interwencjach internowanych u komendanta ośrodka /mjr. Steciak i kpt. Król/ komendanta KW MO /płk. Dolak?/ i w prokuraturze woj. /prok. T. Chrzan/ a także po interwencjach ze strony rodziny Michała, został on zabrany po przeszło 2 tygodniach choroby do szpitala psychiatrycznego w /Morawicy?/ /ok.19.02.82/. Zwolniony ze szpitala w końcu kwietnia przebywa obecnie w domu. Czuje się w miarę dobrze.
Henryk Miernikiewicz /?/ l. ok. 43, żonaty, 4 dzieci. Monter w FSC Starachowice. Członek Komisji Zakładowej NSZZ „S” FSC Zakład Metalurgiczny. (Miernikiewicz nie był nigdy członkiem Komisji Zakładowej – J.S.) Przed Sierpniem zbliżony do kół opozycji demokratycznej /KOR/. Po sierpniu współzałożyciel „S” w FSC. Represjonowany za swoją działalność /przesłuchania, szykany w pracy itp./ Człowiek o dość mocno skołatanych nerwach, wybuchowy. Przechodził jeszcze przed Sierpniem badania psychiatryczne. Wyjątkowo ciężko znosi zamknięcie. Pod koniec stycznia lub na początku lutego 82 podczas przesłuchania trwającego kilka godzin doznał szoku. Wybiegł na korytarz głośno krzycząc i płacząc. Groził samobójstwem. W późniejszej rozmowie z nim dowiedziałem się, że przesłuchujący go SB-ek świadomie grał mu na uczuciach, mówiąc o jego bardzo chorym dziecku /wirusowe zapalenie płuc/ przebywającym w szpitalu. Esbek dawał do zrozumienia, że taki stan dziecka powinien skłonić go do zeznań. Miernikiewicz nie znał prawdziwego stanu zdrowia dziecka. Był to dla niego szok. Od tej chwili nie wrócił do równowagi psychicznej. Groził samobójstwem. Stwarzał konflikty i kłopoty w celi. Miał halucynacje. Był na przemian agresywny i apatyczny. Podobnie jak w przypadku Pytlarza dopiero po licznych interwencjach internowanych powołano komisję lekarską, która orzekła, że chory powinien być leczony w domu. Nie wiadomo dlaczego został przewieziony do Morawicy, gdzie przebywa do dnia dzisiejszego.
W obu przypadkach postawa władz Ośrodka i KWMO oraz personelu medycznego Ośrodka nosi znamiona celowej, czas, w jakim zareagowano na oba przypadki był bardzo długi. Doprowadziło to niewątpliwie do pogłębienia się zaburzeń.
Andrzej Zając l. ok. 23 internowany jako uprzednio karany. Nie pracuje nie jest członkiem „Solidarności”. Żonaty, w lutym zmarło mu kilkumiesięczne dziecko. Jest jednym z 3 pozostałych do dzisiaj w ośrodku kieleckim internowanych recydywistów. W czasie wielu rozmów poznałem ich stanowisko na temat internowania. Jest to inny sposób pojmowania tego stanu, niemożliwego do przyjęcia przez nich. Nie chcą i nie mogą pojąć faktu bezpodstawnego, bezprawnego ich więzienia, stąd bardzo ciężko przeżywają ten okres. Bardzo często pojawiają się nastroje na przemian agresji i apatii, w rozmowach często pojawia się motyw samobójstwa lub samookaleczenia. Bardzo długo izolowali się od internowanych członków „Solidarności”, do dziś utrzymują bliższe stosunki zaledwie z kilkoma. W nocy z 28/29 kwietnia 82r. Andrzej usiłował powiesić się na lince, zrobionej z podartego prześcieradła. Uratował go mieszkający w tej celi internowany członek „Solidarności” z cementowni Małogoszcze H. Jabłoński, którego obudził prawdopodobnie charkot duszącego się Andrzeja. Nieprzytomnego już – odcięli mieszkańcy celi. Zaalarmowano służbę więzienną. Hieronim zastosował sztuczne oddychanie, pierwszej pomocy udzielił znajdujący się na oddziale internowany lekarz Jacek Głaśewski. Pogotowie ratunkowe MSW zjawiło się dopiero około godziny 4-tej.
Te przykłady, oraz fakt, że Jacka Jeża trzyma się w ośrodku do tej chwili, mimo że od grudnia ma skierowanie na operacje oczu, że Jerzy Węgrowski od miesiąca marca nie może się doczekać przewiezienia na badania kardiologiczne, wykonanie EKG /mimo 3-krotnego zalecenia lekarzy i dwukrotnego wzywania pogotowia/ - świadczą najlepiej o opiece lekarskie, jaką internowani na Piaskach w Kielcach zapewniają ich dysponenci z KWMO. Ostatnio dość wiele osób przechodziło dość ostrą grypę, wiele osób uskarża się na kłopoty gastryczne, wzrok, choroby skórne, ale apteka więzienna poza podstawowymi środkami przeciwbólowymi /gardan, proszki od bólu głowy/ oraz akronem, kroplami nasercowymi, polopiryną – nie dysponuje prawie niczym. Najczęściej na wszystkie dolegliwości stosuje się te wyżej wymienione leki.
Wiad. z 4.02.82  Stan: 233 osoby. Zwolnień było dużo, ok. 1/3 pierwotnego stanu. Komendant mówi, że są tolerancyjni co do wagi paczek, część zawartości zwracają powyżej 5 kg.
Cele 2-4 osobowe, zimna woda w celi + ustęp. Nie ma szans technicznych na ciepłą wodę. Łaźnia raz na tydzień. Są kłopoty techniczne /złe wykonanie instalacji/ i bywa że w trakcie kąpieli braknie na jakiś czas wody lub płynie woda zimna. Jest świetlica z TV kolorowym. Wpuszczają grupami. Jest biblioteka. Komendant chętnie przyjmuje książki z darów. Książki będą dostępne dla internowanych, po zwolnieniu zostaną na zawsze w bibliotece. Lekarz więzienny pracuje równocześnie w szpitalu miejskim. Chorych brali do szpitala cywilnego. Problemu z chorymi w tej chwili nie ma. Z opieką duszpasterska nie ma kłopotów. 
 
W tym miejscu należy powiedzieć, że w dniu 15 marca zatwierdzony został „Plan dotyczący taktyki postępowania wobec osób internowanych w ramach akcji „Jodła”. Plan ten określał szczegółowo jak z internowanymi postępować aby skłonić ich do zeznań, pozyskać do współpracy i skompromitować w miejscu zamieszkania i wobec kolegów ze Związku. Metody działania były perfidne bo jak wynika z tego, zachowanego w archiwach IPN, dokumentu wszystkie chwyty były dozwolone. Chociaż działania te były prowadzone wobec wszystkich internowanych to spośród nich wytypowani zostali ci którzy uznani zostali za szczególnie niebezpiecznych. Wśród nich był Jerzy Nobis. Wobec Nobisa i innych prowadzono jak to określono „dezintegrację”. O celach i metodach tej „dezintegracji” mówi wspomniany dokument:
 
Prowadzić dalszą dezintegrację internowanych działaczy „Solidarności” w drodze zintensyfikowanych rozmów operacyjnych poprzez:
  • pobieranie wyjaśnień na piśmie dot. działalności w „Solidarności” szczególnie negujących działalność pozastatutową;
  • przyjmowanie od wytypowanych osób oświadczeń lojalności politycznej z jednoczesnym odcinaniem się od antysocjalistycznego nurtu w „Solidarności”, które można by było wykorzystać w środkach masowego przekazu;
  • uczęstotliwienie rozmów operacyjnych z internowanymi, którzy odmawiają składania wyjaśnień na temat działalności pozastatutowej celem zmiany prezentowanych postaw i wyrobienie przekonania o niesłuszności prowadzonych działań w przeszłości;
  • nagrywanie prowadzonych rozmów z wytypowanymi osobami na minifon zmuszając ich do potępienia negatywnych działań „Solidarności” oraz osób zajmujących takie postawy;
  • rozpowszechniać w miejscu pracy i zamieszkania ujawnione fakty dot. negatywnych zachowań etyczno-moralnych, psychicznych i przeszłości kryminalnej, które miałyby wpływ na ich izolację i skompromitowanie w środowisku.
Powyższymi działaniami dezintegracyjnymi szczególnie objęte zostaną następujące osoby: E. Bednarczyk, W. Arczyński, M. Chałoński, H. Bijak, E. Dajewski, M. Eberhard, A. Jabłoński, A. Minkiewicz, J. Nowakowski, A. Strychalski, T. Wesołowski, T. Janaszek, W. Kamiński, J. Nobis.
Wykonują na bieżąco pracownicy Wydziału V.  
 
Pierwszoplanowym celem planu było:
 
Pozyskanie do współpracy jak największej ilości osób internowanych w zamian za wcześniejsze zwolnienie z dalszego internowania.
 
Gdyby jednak działania mające na celu pozyskanie internowanego do współpracy okazały się nieskuteczne plan zakładał pozyskanie takiej osoby do luźnej współpracy:
 
W warunkach szczególnie złożonych po uwzględnieniu interesu operacyjnego, rezygnować z przyjętej formy zobowiązania o współpracy a dokonać pozyskań w formie kontaktów operacyjnych w oparciu o przekazaną pisemną informację. 
 
O tym jakie metody stosowano i czy kogoś próbowano pozyskać do współpracy decydowała postaw danego internowanego. Bardzo opornych w ogóle nie próbowano nakłaniać do współpracy, ale podejmowano działania aby poprzez oczernianie wyeliminować ich z dalszej działalności. Taką taktykę przyjęto wobec Jerzego Nobisa.   
 
 
    
             
1 marca 1982 roku Jerzy Nobis pisze kolejne pismo. Tym razem chodzi o dostarczenie okularów gdyż te które posiadał uległy zniszczeniu.
 
Jerzy Józef Nobis s. Stefana                                                                         Kielce dn. 1.03.82r.
Ośrodek dla Internowanych
w Areszcie Śledczym
w Kielcach
cela 432
 
Ob. Komendant
Ośrodka dla Internowanych
w Kielcach
W związku z pilną potrzebą dostarczenia mi przez rodzinę okularów /od kilku lat noszę szkła „- ‘’ 2,5 dioptrii/ proszę o udzielenie mi widzenia dodatkowego w miesiącu marcu. Nadmieniam, że sytuacja powyższa zmienia mój zaplanowany wcześniej grafik widzeń. W dniu 25.02.br. potłukła mi się oprawa od okularów. Chodzenie bez okularów jest dla mnie bardzo uciążliwe. Nie ukrywam, że jednocześnie odczuwam potrzebę częstszych widzeń z rodziną.
 
Jerzy Nobis
 
 
Jak wspominają internowani SB miała w ośrodkach internowania swoich szpicli którzy donosili o czym internowani rozmawiają, jak się zachowują jakie mają poglądy. Szpiclami tymi byli zarówno więźniowie kryminalni jak i niektórzy z internowanych którzy zostali do współpracy zwerbowani obietnicami zwolnienia z wiezienia, częstszych odwiedzin itp. Jerzy Nobis który został uznany za szczególnie groźnego dla systemu komunistycznego również był otoczony ludźmi którzy na niego donosili. Niestety w aktach IPN nie zachowały się prawie w ogóle donosy na niego. Dlatego szczególnie ważna jest notatka służbowa sporządzona przez SB-ka J. Kaniewskiego. Z jej treści wynika, że Jerzy Nobis walczył o odzyskanie wolności nie tylko pisząc pisma do władz więziennych i różnych instytucji ale brał także pod uwagę możliwość ucieczki z więzienia w sprzyjających okolicznościach. Inną sprawa jest to, że osobę do której o tym mówił darzył on całkowitym zaufaniem. Kim ta osoba była nie wiadomo.  
 
Kielce dnia 4.III.1982r.
Tajne
Notatka służbowa
 
Z wiarygodnego źródła uzyskałem informację, że dn. 4.III.1982r. Jerzy Nobis w rozmowie z Henrykiem Gruszką opowiedział się za ucieczką z ośrodka odosobnienia, gdyby tylko miał ku temu okazję. Mówił także, że nie zawahałby się dokonać zamachu na strażnika i zbiec z jego bronią i legitymacją służbową. W czasie rozmowy Nobis pytał Gruszkę jakie warunki panują na Syberii i czy więźniowie pilnowani są tam przez strażników, czy też mają swobodę poruszania się.
Nie uzyskawszy odpowiedzi na to pytanie Nobis zapytał również swego rozmówcę, czy ryzykowałby on ucieczkę z transportu. Ten odpowiedział, że stanowczo nie, ponieważ transport jest tak obstawiony, że nigdzie nie można się ruszyć.
J. Kaniewski
Należy wyjaśnić, że uwięzieni działacze „Solidarności” brali pod uwagę różne warianty rozwiązania przez komunistów sprawy zniszczenia „Solidarności”. Znając historię wiedzieli, że komuna zdolna jest posunąć się do wszystkiego. Pamiętano o Katyniu i o mordach dokonanych po 1945 roku a także o deportacjach w głąb ZSRR. Obawy co do własnego losu potwierdzało to, że tuż po wprowadzeniu stanu wojennego wobec strajkujących użyto broni. Tu warto wspomnieć, że już podczas wiezienia ich w nocy z 12 na 13 grudnia do ośrodków internowania niektórzy z nich przypuszczali, że po drodze będą gdzieś w lesie zastrzeleni. Obawiano się także wywózki na Syberię. W przekonaniu że możliwe jest wywiezienie internowanych na Syberię utwierdzali ich SB-cy którzy podczas przesłuchań mówili niektórym, że szykuje się transport na „białe niedźwiedzie”.    
Pomimo negatywnych odpowiedzi na pisma o zwolnienie z internowania Jerzy Nobis nie przestaje walczyć chociaż jak już powiedziałem nie liczył zapewne na to, że kolejne pismo zmieni jego los. Komunistyczna władza nie zamierzał zwalniać związkowców zanim nie rozprawi się do końca z „Solidarnością”. Najdłużej trzymani mieli być ci którzy uznani zostali za szczególnie niebezpiecznych dla komunistycznego systemu. Wśród nich jak już wspomniałem był Jerzy Nobis. Jego działalność w Komisji Fabrycznej, jego profesjonalizm, znajomość prawa i zdolności organizacyjne zostały przez Służbę Bezpieczeństwa specjalnie „docenione” a „docenieniem” tym było wpisanie na listę szczególnie niebezpiecznych. Zapewne aktywność Jerzego Nobisa w ośrodku internowania, jego butna postawa, brak pokory i pisane przez niego do różnych instytucji rzeczowe i merytoryczne pisma utwierdziły ich w tym przekonaniu.  
 
Jerzy Józef Nobis s. Stefana                                                                         Kielce dn. 5.03.82r.
Ośrodek dla Internowanych
w Areszcie Śledczym
w Kielcach
Ob. Komendant
Komendy Wojewódzkiej MO
Kielce
Nie widząc żadnych realnych powodów uzasadniających potrzebę internowania mnie nie mogę pogodzić się z faktem pozbawienia mnie wolności. Zarówno w pismach do ob. Komendanta KW MO, jak również w czasie przeprowadzonych rozmów ze mną przez funkcjonariuszy Służby Bezpieczeństwa Publicznego kilkakrotnie wyjaśniałem iż w czasie pełnienia funkcji członka Prezydium Komisji Zakładowej NSZZ „Solidarność” w FSC Starachowice działałem zgodnie z wolą wyborców oraz zgodnie z obowiązującym w PRL prawem jak również zgodnie ze statutem organizacji Związku Zawodowego „Solidarność” zatwierdzonego wcześniej przez Sąd Najwyższy PRL.
Oświadczam, że żadnej innej działalności politycznej wykraczającej poza ramy w/w statutu czy też obowiązujących przepisów prawnych nie prowadziłem zarówno przed powstaniem NSZZ „Solidarność” jak również w czasie jego działalności. Mam nadzieję, że trzymiesięczny odizolowania mnie od społeczeństwa, jak również od środowiska w którym przebywałem, pozwolił funkcjonariuszom SB ustalić i potwierdzić prawdziwość moich zeznań. Moje postępowanie w okresie działalności w Związku nie stwarzało żadnego zagrożenia dla obowiązującego porządku prawnego, wręcz przeciwnie w swym postępowaniu zmierzałem zawsze do egzekwowania praw i obowiązków jednakowo w stosunku do każdego obywatela PRL.
Nadmieniam również, iż nie prowadziłem zarzucanej mi w decyzji o internowaniu wrogiej propagandy przeciwko państwu – jest to zarzut uwłaczający mojej godności. Los państwa którego jestem obywatelem i które jest moją Ojczyzną jest dla mnie rzeczą Świętą, a Polska pozostanie moją Ojczyzną bez względu na przykrości jakie mnie aktualnie spotykają czy też spotkać mogą w przyszłości.
Przedłużanie mojego internowania uważam za nieporozumienie. Nie czując się winnym łamania obowiązującego porządku prawnego PRL proszę o ponowne rozpatrzenie słuszności decyzji internowania mnie i uchylenia tej decyzji.
Kontynuowanie mojej izolacji stwarza jak sądzę niesprzyjającą atmosferę odbudowywanej odnowie, bowiem środowisko w którym pracowałem i działałem zna doskonale moją nieugiętą postawę działania zgodnie z prawem i przy pomocy prawa, przy jednoczesnym wypełnianiu przez obywatela obowiązków nakładanych przez obowiązujące przepisy prawne.
Jerzy Nobis
 
Dnia 12 marca 1982r. zastępca naczelnika wydziału śledczego KWMO w Kielcach przesłał pismo Jerzego Nobisa do Naczelnika Wydziału V Komendy Wojewódzkiej MO. Odpowiedź datowana jest na 25 marca.
 
Kielce dnia 25 marca 1982r.
Tajne
Z-ca Komendanta Wojewódzkiego MO
ds. Służby Bezpieczeństwa
w miejscu
 
WNIOSEK
o utrzymanie decyzji o internowaniu:
ob. Nobis Jerzy – Józef s. Stefana i Marianny zd. Chała
ur. 1.IX.1944r. Seredzice
wykształcenie wyższe – inż. mechanik,
bezpartyjny, zatrudniony Fabryka Samochodów
Ciężarowych Starachowice na stanowisku
specjalista konstruktor, zam. Starachowice
ul. Zakładowa 9/53
 
UZASADNIENIE
 
W/w był członkiem Komisji Fabrycznej NSZZ „Solidarność” w Fabryce Samochodów Ciężarowych w Starachowicach. Był odpowiedzialnym za szkolenie działaczy związku. Prowadził odczyty i szkolenia oraz maił wpływ na treść komunikatów nadawanych przez radiowęzeł fabryczny. W swoich wypowiedziach podważał kierowniczą rolę PZPR oraz zajmował wrogie stanowisko do władz polityczno-administracyjnych. Szczególną aktywność przejawiał w trakcie akcji protestacyjno strajkowych w FSC Starachowice odczytując przez radiowęzeł komunikaty komitetu strajkowego.
Biorąc pod uwagę powyższą działalność jak również fakt karania w przeszłości wyrokiem 6 lat pozbawienia wolności, grzywną i utratę praw na 5 lat zachodzi potrzeba internowania.
Próby przeprowadzenia z w/wym. rozmów nie dały żadnych rezultatów, gdyż internowany NOBIS nie chciał udzielić wyjaśnień na temat swojej działalności twierdząc, że była to działalność jawna związkowa. Nie złożył oświadczenia o lojalności, a przy próbie rozmowy w dniu 17.III.1982r. odmówił kontynuacji jej.
Biorąc powyższe pod uwagę, wnoszę o utrzymanie decyzji o dalszym internowaniu.
 
Zastępca
Naczelnika Wydziału V
KWMO w Kielcach
mjr. Marian Adamczyk   
 
 
 
O odpowiedzi na pismo z dnia 5 marca Nobis został poinformowany 6 kwietnia.
 
Kielce dnia 06.04.1982r.
 
Ob. Jerzy Nobis
Internowany
Ośrodek Odosobnienia
w Kielcach
 
Zawiadamiam, że Komendant Wojewódzki MO w Kielcach po rozpatrzeniu prośby Obywatela z dnia 5 marca 1982r. nie znalazł podstawa do uchylenia decyzji o internowaniu.
Zgodnie z przepisami § 5 ust. 1 i 3 rozporządzenia Rady Ministrów z dnia 12 grudnia 1981r. /Dz. U. Nr 29 poz. 159/ w sprawie zasad postępowania w sprawach o internowaniu obywateli polskich i pouczeniem zawartym w doręczonej decyzji o internowaniu, internowanemu przysługuje prawo do złożenia skargi do Ministra Spraw Wewnętrznych za pośrednictwem organu, który wydał decyzję.
Zastępca Naczelnika
Wydziału Ogólnego KW MO
w Kielcach  
 
Internowanie Jerzego Nobisa miało bardzo negatywny wpływ na jego żonę Bożenę. Przedłużająca się nieobecność męża i niepewność co do jego dalszego losu spowodowała nerwicę. Bożena Nobis bardzo przeżywała to co się działo. Zauważalnie schudła. Jerzy widząc co się dziej wysłał kolejne pismo do komendanta Aresztu Śledczego. 
 
 
Jerzy Józef Nobis s. Stefana                                                             Kielce-Piaski dn. 5.04.82r.
Ośrodek dla Internowanych
cela 432
 
Ob. Komendant
Ośrodka dla Internowanych w Areszcie Śledczym
Kielce-Piaski
 
      Proszę o wyrażenie zgody na widzenie z Rodziną w dniu 10.04 br. tj. w Wielką Sobotę. Przedłużające się pozbawienie mnie wolności spowodowało nawrót chorób nerwicowych mojej małżonki. Sądzę, że przedświąteczne widzenie pozwoli mieć złudzenie świątecznej atmosfery rodzinnej.
     Jerzy Nobis
 
Należy wspomnieć, że od samego początku stanu wojennego internowanych działaczy związkowych wspierał Kościół. Dla rodzin organizowane były wyjazdy na widzenia, udzielana im była różnego rodzaju pomoc w tym żywnościowa. Sami internowani otrzymywali paczki z żywnością i odzieżą. Odprawiane były dla nich msze i odwiedzali ich księża. Było to dla nich ważne, bo wiedzieli, że nie zostali zapomniani i że ktoś o nich myśli. Każdy z internowanych starał się jakoś wypełnić czas bo najgorsza była bezczynność i myślenie o własnym losie. Jedni robili stemple i znaczki inni śpiewali w chórze. Bardzo rozwinęła się „produkcja” różnego rodzaju krzyżyków i krzyży. Były one wykonywane z metalowych puszek po konserwach. Jednym z najbardziej zaangażowanych w tę sprawę był Jerzy Nobis. Podczas swoje pobytu w więzieniach Nobis wykonał trzysta a może i czterysta sztuk tych krzyży. Z tego powodu koledzy zaczęli go nazywać „Brat Krzyżyk”. Krzyże przeznaczone były dla internowanych ale także przekazywano je dla rodzin i dla kościołów. Wydawana była nawet gazetka która nosiła tytuł „Nasza Krata”. Pojawił się też „Gryps”. Nie wiadomo ile numerów tych pisemek wydano i jaki był ich nakład ale mając świadomość, że internowani nie dysponowali w zasadzie, żadnym sprzętem poligraficznym należy przypuszczać, że były to ilości śladowe. Jedną z metod zwiększającą nakład było ręczne przepisywanie gazetek. Na początku maja 1982 roku Jerzy Nobis i kilku innych internowanych przekazali do dwu starachowickich parafii wykonane przez siebie krzyże. Mówi o tym list który do parafii został wysłany.
 
Ośrodek dla Internowanych
Kielce – Piaski dn. 7 maja 1982r.
 
Księża i Parafianie Parafii Świętej Trójcy
i Wszystkich Świętych w Starachowicach.
 
Przekazujemy Wam krzyże, które wykonaliśmy w kieleckim areszcie w warunkach internowania. Nie dysponowaliśmy odpowiednimi narzędziami dlatego są one skromne w swojej formie. Wykonywaliśmy je wierząc, że będą one wyrazem naszej wdzięczności za Waszą modlitwę i pamięć o nas – uwięzionych. Niech będą one również wyrazem naszej wdzięczności za pomoc jaką otaczacie nasze rodziny. Dzięki temu łatwiej jest nam znosić więzienie i odosobnienie.
Dla nas wszystkich, krzyż jest symbolem męki Chrystusa symbolem naszej wiary. W dzisiejszych trudnych czasach człowiek szczególnie gorączkowo poszukuje prawdy – pewników na których mógłby oprzeć swoje życie. Często tak jest, że to co głosi się jako prawdę zamienia się w gruzy. Jednak prawda istnieje. Jest nią nauka Chrystusa, nauka głoszona przez Kościół. Krzyż jest drogowskazem a jednocześnie drogą do tej prawdy. Skupmy się wokół Krzyża. Bądźmy z nim solidarni. „Niech zstąpi Duch Twój i odnowi oblicze ziemi, tej ziemi” – to słowa wypowiedziane przez Ojca Świętego Jana Pawła II na Ziemi Polskiej. Niech wypełniają one nasze serca nadzieją a nasze działania treścią.
Kończąc ten krótki list, Drodzy Przyjaciele, pozdrawiamy Was gorąco, zapewniając o naszej pamięci, wdzięczności i modlitwie.
 
Internowani:
  1. Kasprzyk Krzysztof
  2. Krzysztof lipiec
  3. Jerzy Nobis
  4. Jacek Sadowski
  5. Aleksander Paniec
 
Jerzy Nobis zdecydowanie odmawiał zeznań co do swoje działalności w NSZZ „Solidarność”. Rozmowy z SB-kami trwały krótko i w zasadzie sprowadzały się do oświadczenia Nobisa, że nie będzie składał żadnych zeznań gdyż wszystkie dokumenty dotyczące jego działalności są w rękach SB. Nie trudno się domyślić, że postawa więźnia doprowadzał do furii przesłuchujących go funkcjonariuszy. Kolejną notatkę dotyczącą przesłuchania Nobisa sporządził SB-ek ppor. A. Mazur.
 
 
 
 
 
 
 
 
 
Kielce dn. 1.06.1982r
Tajne
Notatka służbowa
z rozmowy przeprowadzonej w dniu
1.06.1982 w Ośrodku Odosobnienia
W Kielcach z internowanym:
                                                                                             NOBIS Jerzy s. Stefana
 ur. 1.09.1944r. w Seredzicach
                                                                                 zatr. FSC St-ce
                                                                                                      zam. St-ce ul Zakładowa 9/5
 
W dniu dzisiejszym przeprowadziłem rozmowę z internowanym J. NOBISEM. Rozmowa trwała krótko. Nobis nie chciał ze mną rozmawiać. Oświadczył, że: „Swoją działalność, a jednocześnie działalność organizacji zakładowej opisałem w dokumentacji związkowej, która znajduje się w rękach SB. Ponadto sprawę swoje działalności opisałem w pismach do Komendanta Wojewódzkiego MO w Kielcach. Innej działalności po za zawartą w dokumentacji nie prowadziłem i uważam, że opisywanie tego jest zbyteczne.
Po tym oświadczeniu opuścił pokój przesłuchań. W czasie rozmowy był zdenerwowany i zachowywał się arogancko.
Insp. Wydziału V
ppor. A. Mazur
 
Internowani działacze „Solidarności” otoczeni byli opieką duszpasterska którą sprawowali nie tylko księża z kieleckich parafii ale także z innych parafii województwa kieleckiego. Nie rzadkie były przypadki, że do więzienia na Piaski przyjeżdżali także księża z po za województwa. Sami internowani prowadzili aktywne życie religijne uczestnicząc w Mszach, śpiewając pieśni religijne i modląc się. Szukanie nadziei w Bogu było czymś naturalnym bo pozwalało im to jakoś egzystować z dala o rodzin. Najgorsze w tym wszystkim było to, że czuli się przegrani i nie wiedzieli co ich dalej czeka. Pewnie mało kto wie, że w więzieniu na kieleckich Piaskach uroczyście obchodzono święto Bożego Ciała. Było to 10 czerwca 1983 roku. Zachował się opis tej uroczystości ale niestety nie wiadomo kto jest jego autorem.
 
 Boże Ciało na Piaskach
   Od rana zaczęła się krzątanina. Oddział (nieczytelne J.S.)  składa się z 3 kondygnacji, w środku są schody w szerokiej studni. Msze niedzielne i codzienne wieczorne modlitwy odbywają się na parterze gdzie korytarz jest największy. Tam też znajduje się chyba już na stałe – ołtarz. Po paru godzinach pracy nie można było poznać tych korytarzy i tych osiatkowanych schodów. Wszystko było odmienione i więzienie przeistoczyło się w jeden ołtarz, w jeden zielony Dom Boży. Ale po kolei.
    Rozpoczyna się Msza Święta. Tuż przed nią, jak zwykle, wniesiony i zawieszony przy ołtarzu sztandar „Solidarności” – czerwone litery na białym tle, orzeł na drzewcu, żałobna szarfa – sztandar który ocalał cudem po tylu szczególnie osobistych rewizjach podczas przenosin z oddziału IV, którego jednak siłą odebrać się nam nie ważono. I wniesiona zostaje rzecz dzisiaj najważniejsza – nasza monstrancja, zrobiona już na tym oddziale mimo zarekwirowania przez SB prawie wszystkich narzędzi i materiałów, całej naszej pracowni. Są to trzy gdańskie krzyże osadzone na więziennym cynowym talerzu, na którym wybity jest napis „Solidarność”. Miejsce na Hostię Świętą jest na samym szczycie, nad krzyżami. Monstrancja jest dość duża, około 60 cm i robi naprawdę wrażenie.
    Rozpoczyna się Msza i potem procesja, kapłan ujmuje w ręce monstrancję – Trzy Gdańskie Krzyże poświecone pamięci poległych stoczniowców. Pierwszy ołtarz znajduje się na spacernik., Jest to mały kawałek placu /jakieś 15m na 10/ ogrodzony murem i siatką. Górą potrójny rząd kolczastego drutu. Na tej siatce pierwszy ołtarz – rozpięta wysoko tuż pod drutami, koszula więzienna, na niej różaniec i wizerunek Matki Boskiej na biało-czerwonym tle i znaczek NSZZ „Solidarność”. Niech te przedmioty i symbole pomogą nam stać się nowymi ludźmi – mówi jeden z nas.
     Idziemy dalej śpiewając. Wracamy na oddział. Drugi ołtarz znajduje się na I piętrze. Na tak zwanym luksferze czyli ściany ze szklanych płytek rozpięty szary więzienny koc, na nim kredą napisane słowa Chrystusa z Ewangelii Św. Łukasza: „Ojcze przebacz im bo nie wiedzą co czynią” ora kilka blaszanych różnej wielkości błyszczących krzyży zrobionych z puszek po konserwach. W dalszej części cytatu padają słowa: „I odpuść nam nasze winy jako i my odpuszczamy naszym winowajcom”. Te słowa powtarzamy chórem.
    Trzeci ołtarz piętro wyżej – poświęcony Matce Boskiej Częstochowskiej – wołanie o cud dla Polski na sześćsetlecie jej obecności na Jasnej Górze. Modlimy się i oczekujemy na ten cud z wiarą i nadzieją.
    Teraz schodzimy na sam dół w tunelu z gałązek brzóz i tataraku. Ołtarz czwarty, chyba najbardziej przejmujący – pasownia, cela w której więźniowi wymierza się karę pasów, czyli unieruchomienia rzemiennymi pasami na drewnianej, wmurowanej w podłogę pryczy przy czym jest on również najczęściej bity. I nikt go nie słyszy, bowiem w tej celi jest jeszcze jedna cela – mniejsza i podwójne drzwi i podwójne okna. To wewnętrzne jest zrobione z plexiglasu, którego rozbić nie sposób. Skazanego w tej celi można oglądać ze wszystkich stron, nie tylko przez „judasza” w drzwiach ale przez szybę z plexi, jest bowiem do niej dojście z boku między ścianami. Ale teraz drzwi zewnętrzne do tej celi są otwarte a na drzwiach wewnętrznych wisi obraz Chrystusa w celi /cela na tym odrazie jest taka w jakich my przebywamy obraz zresztą był tam malowany/. Mieści się tam jeszcze stolik i palą się świece. Po zakończeniu procesji następuje homilia o jedności w krzyżu i pod krzyżem. Jedność – to jest chyba to czego nam w tej chwili najbardziej potrzeba. Krzyż jest naszą nadzieją na jedność i jej symbolem. W ogłoszeniach parafialnych wiadomość z Konferencji Episkopatu o tym, że biskupi polscy ponowili zaproszenie Ojca Świętego do Polski, została przyjęta oklaskami. Rozpoczęliśmy już przecież przygotowania na jego przyjęcie. Na koniec pieśni „Boże coś Polskę” i „Rota”. Żegnamy również kapłanów – również śpiewem. Trwało to wszystko trzy godziny, przez trzy godziny to wiezienie było kościołem.
Kielce – Piaski 10.06.82
Obóz Odosobnienia
Dla Internowanych 
     
    
 
 
Przedłużające się internowanie i niepewna sytuacja co do przyszłości spowodował, że więźniowie polityczni, bo takimi przecież byli internowani działacze „Solidarności”, podjęli strajk głodowy podczas którego domagali się wyjaśnienia swojego losu. Jednym z postulatów było ukaranie winnych strzelania do robotników na Wybrzeżu w 1970 roku i pociągniecie do odpowiedzialności za represje stosowane wobec uczestników protestów robotniczych w Radomiu w 1976 roku. Strajk głodowy trwał dziesięć dni. Podczas strajku Jerzy Nobis który z znany był z tego, że dobrze posługiwał się piórem a także miał ciągoty dokumentowania dziejącej się historii prowadził szczegółowe zapiski z tego strajku. Jest to bardzo ważny dokument dlatego w książce tej prezentowany jest w całości.
 
 
13.06. – 22.06.82 Strajk głodowy
 
14.06.82. 16.00
Decyzję o przystąpieniu do głodowego strajku podjąłem 12.06.82 w sobotę. Jakkolwiek „odezwa” internowanych z Załęża jak również „Posłanie” internowanych z Ośrodka Kielce-Piaski nie przekonują mnie w zupełności. Nie wierzę aby władze PRL skłonne były pójść na jakiekolwiek ustępstwa pod wpływem presji internowanych czy presji społeczeństwa. Sądzę, że nie zdadzą również egzaminu żadne akcje strajkowe w zakładach pracy. W mojej ocenie aktualnej sytuacji spłeczno-politycznej głodówka wyraża beznadziejność walki bezpośredniej w chwili obecnej. Jest z jednej strony protestującym poddaniem się przemocy, a jednocześnie chciałbym wykazać wiarę w możliwość zwycięstwa biernym oporem – gotowym do poświęceń – każdego Polaka. Do głodówki przystąpiło ogółem 41 osób. Nie znam jeszcze wszystkich nazwisk, być może utoną one w anonimowości. Tym bardziej że formalnie tzn. na piśmie zgłosiło strajk 27 osób. Jak sądzę pozostałe 14 osób przystąpiło tylko do tzw. postu to znaczy życia przez 10 dni o chlebie i wodzie. Nie czyniłem żadnego przygotowania przed wcześniejszego przed głodówką. 2 czerwca ważyłem 67 kg, od chwili aresztowania tzn. od 13 grudnia ubyło mnie na wadze 7 kg. Opisując te sprawy chciałbym w kilku słowach relacjonować na bieżąco moje samopoczucie w czasie strajku. Dziś upływa drugi dzień strajku. Odczuwam lekki szum w głowie (godz. 16.00). Ostatni posiłek dość obfity zjadłem w sobotę. Były to kanapki z kiełbasą i schabem z serem twardym i sałatką pomidorową. Napoje przyjmujemy bez żadnych ograniczeń – przede wszystkim herbatę. Wczoraj tzn. w niedzielę na śniadanie wypiłem ½ l białej kawy więziennej a w ciągu dnia z ¾ l robionej (własnej) herbaty. Przez cały dzień czułem się b. dobrze w zasadzie nie odczuwałem żadnego głodu. W celi głoduje nas dwóch. Dwóch pozostałych przyjmuje posiłki normalnie, dlatego jedzenie nie jest z celi wystawiane. Wczorajszy dzień tzn. niedzielę spędziłem jak każdą inną w ośrodku. Do południa trochę opalania na słońcu po 15.00 uczestniczyłem w mszy świętej. Zarówno ksiądz Hycki jak również przemawiający w imieniu biskupa Materskiego młody ksiądz z Radomia starał się odwieść kolegów od strajku. Rozmowy po mszy trwały dość długo bo prawie do 17.30 Po apelu gdzieś o 18.15 spotkaliśmy się w szerszej grupce na ciekawej dyskusji „I co dalej”. Po obejrzeniu meczu Argentyna-Belgia udałem się na spoczynek.
Poniedziałek zaskoczył nas przygotowywanym transportem. Słychać było na korytarzu obecność dużej liczby funkcjonariuszy. Przez okno trudno było dowiedzieć się o co właściwie chodzi czy o rewizje czy o transport. Cele pozostały zamknięte do godz. 9.15 W kilku celach przeprowadzono rewizje, fotografowano cele. W transport zabrano Mundka Sarnę, Jurka Stępnia, prof. Gawrońskiego, dr Żaka i Zdziśka Podkowińskiego Dokąd pojechali na razie nie wiadomo. Na przepustkę wyszedł Józek Łowicki i Olek Kania. Około 15.30 przybył na nowo internowany Zenek Wójcik z Chemaru-Kielce. Po obejrzeniu transmisji dwóch meczy: Włochy-Polska i Brazylia-ZSRR poszedłem spać.
 
15.06.82 
 
12.00
Wstałem około godz. 10.00. Obudziłem się wcześniej odczuwałem ostry ból w żołądku ale krótko. Wypiłem więzienną białą kawę oraz 200 ml. solonej wody (z 6 szczypt soli). Wczoraj zbyt często odczuwałem potrzebę oddania moczu. Rano kol. dr Jacek Głażewski zrobił obchód głodujących.
 
19.40
Na obiad wypiłem sodówkę dosoloną „Krakowianka”. Byłem na herbatce u Krzyśka. Na kolację przygotowuję sobie soloną wodę przegotowaną a w drugim słoiczku wodę z łyżeczką miodu. Dziś czuję się dużo lepiej niż w dniu wczorajszym. Nie odczuwam w zasadzie uczucia głodu. Chodzę normalnie. Chociaż staram się częściowo oszczędzać z wysiłkiem. Rozegrałem w sumie 6 partii do 12 pkt. w tzw. Michały.
 
22.00
Kładę się do łóżka. Czuję wyschnięte usta i lekką temperaturę. Samopoczucie b. dobre. W pierwszych dniach ograniczyłem palenie papierosów z przeszło 20 szt. na 14. Dziś wypaliłem 8 szt.
 
16.06.82r.
Czwarty dzień głodówki. Wstałem o 9.30. Na śniadanie wypiłem białą więzienną kawę, a następnie uzupełniłem to wodą z solą. Wcześniej robił obchód głodujących Jacek Głażewski z Kaziem Korubą. Stwierdziłem, że czuję się dobrze. Wszystkich głodujących (tj. 41) wezwano dziś na badania lekarskie. Polegały one na zważeniu, zmierzeniu ciśnienia, osłuchaniu i opukaniu. Nie zgłaszałem żadnych dolegliwości. Z rana odczuwałem lekką gorączkę i jednocześnie zimno. Na obiad zaserwowałem sobie wodę mineralną „Krakowianka” doprawioną 4-ma szczyptami soli. W czasie wydawania obiadu wraz z innymi głodującymi spotkaliśmy się na dole w świetlicy w sumie z 20 osób. Z obecnych nikt nie zgłaszał żadnych dolegliwości. W dniu dzisiejszym ważę 66,2 kg. Nie odczuwam poważniejszych zmian w samopoczuciu. Po południu rozegrałem 5 partii w „Michały”. Czytam „Przełom w psychologii” wydawnictwo „Czytelnik”. Na kolację podobnie jak wczoraj wypiłem szklankę wody z solą oraz szklankę wody z łyżeczką miodu. Chociaż nie jestem głodny myślę o prowadzonej głodówce ale głównie z uwagi na papierosy. Palę dziś po połówce. Wypaliłem przez cały dzień 6 papierosów + 1.
 
17.06.82
Piąty dzień głodówki. Pobudka 10.00. 10.15 – 11.00 spacer. Na śniadanie jak od kilku dni kawa biała i woda z solą. Na obiad woda mineralna. O 12.00 zrobiłem sobie kąpiel i małe pranie. Samopoczucie b. dobre w porze obiadowej spotkanie trzymających głodówkę. „Krakus” robi prasówkę. Jacek Głażewski przygotowuje kol. jak odżywiać się po zakończeniu głodówki. Pierwszego papierosa zapaliłem o 14.00 o 15.00 drugiego. Cały czas odczuwam większą potrzebę palenia niż jedzenia. Po południu zrobiło mi się nieco chłodniej, założyłem sweter. O 19.00 zapaliłem trzeciego papierosa – odczułem lekki zawrót w głowie który po kilku minutach minął. Po papierosie tym poczułem, że niestety jestem dużo słabszy. Chodzę normalnie. Zaliczyłem grę w „Michały” – 4 partie. W sumie wypaliłem 4 papierosy.
 
18.06.82r.
Szósty dzień głodówki. Obudziłem się wyspany o 7.00. Nie czuję się nadzwyczajnie. Odczuwam mdłości, obawę przed utratą równowagi. Jacek Głażewski zalecił pić wodę nie soloną przez dwa dni. Od śniadania piątego dnia głodówki przechodzę na samą wodę. W pierwszych trzech dniach gazy w żołądku zmuszały mnie do kilkukrotnego siadania na sedes. Wypróżniłem się w trzecim dniu głodówki i od tego czasu nie siadłem na sedes. O 11.00 wstałem z łóżka. Na przepustkę wychodzi dziś Krzysiek Lipiec. Dwóch kolegów zostało zwolnionych Janusz Olkiewicz z Zakładów Papierniczych w Kielcach oraz Edek Kulig kierowca w PHS Ostrowiec. Edek prowadził również głodówkę. Zadowolony ze zwolnienia mówi, że czuje się znakomicie. Zrobiłem sobie od 11.00 godzinny spacer w tempie bardzo spokojnym i powolny. Nie odczuwam żadnej ochoty do forsownego bądź większego wysiłku. Czuję nawrót nerwicowych komplikacji z oddychaniem co kilka oddechów muszę wziąć jeden wymuszony głębszy dla wyrównania niedoboru tlenu. O 14.00 poczułem się znacznie lepiej. Jak codziennie zagrałem w „Michały”, później w kanastę a następnie obejrzałem dwa mecze. Wypaliłem 4 papierosy. Pod wieczór czuję lekki ból w łydkach, trudno mi określić czy bolą mnie mięśnie czy jest to ból reumatyczny.
 
19.06.82r.
Siódmy dzień głodówki. Sobota dzień widzeń. Poczułem się wyspany już w pół do piątej, chociaż wstałem dopiero przed dwunastą. Czuję się dziś bardzo dobrze. Po kilku spokojnych dniach bez kataru dziś wrócił mi. Śniadanie, obiad i kolacja – woda. Solę jeżeli uznaję, że mi solona lepiej smakuje. W sumie w ciągu dnia wypijam teraz około 0,7l wody. Na widzeniu żona robiła mi trochę wymówki że głoduję, stwierdziła, że bardzo mocno wychudłem. Nie starałem się przekonywać o celowości podjętej głodówki nadmieniłem natomiast kilkukrotnie, że na pewno głodówka nie odbije się na naszym zdrowiu. Nie odczuwam głodu. Zauważyłem sam, że ręce moje zrobiły się nieco szczuplejsze. Tak samo trudno mi wymacać tkankę tłuszczową na brzuchu. Od czasu do czasu łapie mnie od wczoraj czkawka, co 4-ry – 5 godzin bardzo krótka i lekka. Po wypaleniu 5-ciu papierosów do godz. 16.00 czuję mocne drapanie w gardle, stąd bierze się częste chrząkanie. Spacer około 45 min zrobiłem o 9.00. Wieczorem przed snem bardzo gwałtownie zaczęła mi się toczyć ślina. Usnąłem około 24.00. Wypaliłem w sumie 8 szt. papierosów.
 
20.06.82.
Niedziela ósmy dzień głodówki. Wylegiwałem się w łóżku prawie do godz. 13.00. Na śniadanie wypiłem wody z malinowym sokiem, następne posiłki czysta woda. Przegapiłem spacer. Na mszy ksiądz przekazał nam życzenia od biskupów. W ciągu dnia czułem się bardzo dobrze. Wypaliłem 9 szt. papierosów. Męczy mnie trochę astma. Wieczorem przed zaśnięciem chwycił mnie kurcz w łydkę lewej nogi, z godzinę nie mogłem usnąć. Napisałem listy do Bożeny i do rodziców.
 
21.06.82r.
Poniedziałek – dziewiąty dzień głodówki. Wyraźnie już oczekuję końca głodówki. Czuję się dobrze. Od 11.00 – 12.00 spacer. Odczuwam wyraźne zmęczenie po drobnym wysiłku. Bardzo męczy mnie wchodzenie schodami na II piętro. Po każdym wejściu muszę parę minut odpocząć najchętniej w pozycji leżącej. Dokucza mi nadal astma. Samopoczucie dobre. Dziś zwolniony został Józek Kita, Karol Ryczek i Bronek Domagała. Z przepustki wrócił Olek Kania. 14.00 – 15.00 „Michały”. 15.00 – 18.00 kanastra. Popisałem potem trochę listów. Wypaliłem 7 szt. papierosów. Ostatniego paliłem o 1.00 w nocy gdyż znowu nie mogłem zasnąć. Czułem łydkę. Każda pozycja była dla mnie niewygodna. Przed snem rozmawiałem z Waldkiem o czekających nas a najbliższym czasie smakołykach.
 
22.06.88r.
Wtorek – dziesiąty dzień głodówki. Rano jak codziennie obchód głodujących zrobili Jacek Głażewski i Kaziu Koruba. Około 10.00 poszliśmy na wagę. Ważę 60,500 kg, ciśnienie 100/80. Odczuwam nadal astmę i dość spore zmęczenie. 11.50 – 12.55 spacer. Czuję się w miarę dobrze, nie odczuwam żadnych bólów. Powoli zaczynam myśleć nad podsumowaniem głodówki i wyciągnięciem technicznych wniosków i uwag dotyczących jej prowadzenia. Jednocześnie mam zamiar prowadzić dziennik przez następne dni po głodówce zapisując całodzienne menu, stan apetytu i samopoczucie oraz stan zdrowia. O godz. 19.00 wspólna modlitwa przed ołtarzem. Po modlitwie zbieramy się na uroczyste zakończenie głodówki. Jeść zaczniemy jutro, na razie spotykamy się ze szklaneczką mleka. Wymieniamy uwagi. Podsumowanie ze strony medycznej robią koledzy Jacek Głażewski i Kazik Koruba. Kilka okolicznościowych przemówień. Wzajemnie dziękujemy sobie za wytrwanie. Następnie pamiątkowe dyplomy z podpisami wszystkich obecnych głodujących kolegów. Modlitwą, Rotą i Hymnem państwowym kończymy spotkanie. Dziś pijemy od południa urozmaicone płyny. Najpierw woda z visolvitem coś w rodzaju witaminizowanej oranżady, wieczorem woda z glukozą ampułka 40% i visolvit. Po płynach tych czuję się niemal znakomicie. Żołądek zaczął pracować, zbierają mi się gazy. W sumie wypaliłem dziś 10 szt. papierosów.
 
23.06.82r.  I
Śniadanie: 2 jajka na miękko, kromka chleba z masłem, kakao – 9.00 visolvit + glukoza z wodą.
Obiad 14.00
 – zalewajka 1/3 porcji, pęczak z gulaszem 1/3 porcji (małe kawałeczki mięsa), sałatka z        pomidorów – ogórków – cebuli – sałaty – szczypioru.
            16.00 – napój jak wyżej.
            17.00 – ¼ porcji manny.
Kolacja: 19.30 –
-2 szt. jajka na miękko, 2,5 kromki chleba z masłem, sałatka ogórkowo – pomidorowa z cebulą.
23.00 kakao, multivit + wit. C + vibovit.
Uwagi: W ciągu dnia czułem cały czas b. dobry apetyt chociaż nie oszczędzałem się w jedzeniu ani też nie starałem się przejeść. Po każdym posiłku miałem ochotę poleżeć. Byłem u lekarza dostałem od 25.VI br. dietę. Dokucza mi nadal nierytmiczny oddech. Wieczorem położyłem się o12.00 z uczuciem wielkiej sytości. B. często oddawałem gazy. Stolec oddałem przed śniadaniem czyli można powiedzieć na początku 11-go dnia głodówki.
 
24.06.82II
Śniadanie: kiełbasa z 10 dkg. (na gorąco) 2,5 kromki chleba z masłem, kakao, sałatka pomidory – ogórki – cebula. Multivit + wit. C  - 9.00
12.00 – herbata z ziół + vibovit.  
 
 
Strajk głodowy spowodował to, że rygor więzienny znacznie zelżał. Otwarto cele i internowani mogli się w miarę swobodnie poruszać po oddziale. Więzienie po raz odwiedziła międzynarodowa komisja do spraw człowieka która zapoznała się warunkami w jakich przetrzymywani byli działacze „Solidarności”. Protest nie spowodował jednak zwolnienia aresztowanych z wiezienia. Internowanie trwało, a w przypadku Jerzego Nobisa trwać miało jaszcze długo. Kilka dni po strajku głodowym niepokorny związkowiec pisze kolejny list o zwolnienie z internowania.
 
Jerzy Nobis                                                                               Kielce – Piaski dn. 29.06.1982r.
Ośrodek dla internowanych
Kielce – Piaski
C 706
 
Ob. Komendant
Komendy Wojewódzkiej MO
w Kielcach
 
Zwracam się o zwolnienie mnie z internowania bądź udzielenia mi urlopu lub przepustki, co jest mi potrzebne do uregulowania szeregu spraw osobistych, jak również do podtrzymania wygasającej rodziny:
-  chcę odwiedzić rodziców, których podeszły wiek i podupadające zdrowie (ojciec – 73 lata, mama – 71 lat) nie pozwala odwiedzić mnie w ośrodku internowania
-  chcę pomóc chorej żonie bowiem blisko siedmiomiesięczne odizolowanie mnie od mojej najbliższej rodziny w sposób szczególnie niekorzystny wpływa na stan zdrowia mojej małżonki doprowadzając ją do bardzo silnego znerwicowania.
- chcę pomóc rodzicom i żonie w pracy, gdyż wykorzystując część działki z gospodarstwa rolnego rodziców – posadziłem przed czterema laty zakontraktowaną plantację porzeczki (ok. 0,7 ha); w chwili obecnej wymaga ona szczególnie bardzo dużego nakładu pracy, której nie są w stanie podołać zarówno chorzy rodzice jak i chora małżonka.
W związku z powyższym zwracam się o pozytywne rozpatrzenie mojego podania.
Jerzy Nobis 
 
Po miesiącu Nobis otrzymał standardową odpowiedź ale przyszła ona już do Łupkowa gdzie w międzyczasie część internowanych w Kielcach została przeniesiona.
 
Kielce dnia 20 lipca 1982r.
 
Ob. Jerzy Nobis
/internowany/
Ośrodek Odosobnienia
W ŁUPKOWIE
woj. Krośnieńskie
 
   Zawiadamiam, że Komendant Wojewódzki MO w Kielcach po rozpatrzeniu prośby Obywatela z dnia 29.06.1982r. nie znalazł podstaw do uchylenia decyzji o internowaniu.
 Zgodnie z przepisami § 6 ust. 1 i 3 rozporządzenia Rady Ministrów z dnia 12 grudnia 1981r. /Dz. U. Nr 29 poz. 159/ w sprawie zasad postępowania w sprawach o internowaniu obywateli polskich i pouczeniem zawartym w doręczonej decyzji o internowaniu, internowanemu przysługuje prawo do złożenia skargi do Ministra Spraw Wewnętrznych za pośrednictwem organu, który wydał decyzję.
Naczelnik
Wydziału Ogólnego KW MO
w Kielcach  
 
Na początku lipca 1982 roku  - a być może w ostatnich dniach czerwca (dokładnej daty nie udało mi się ustalić) – Jerzy Nobis i inni internowani – w tym Jacek Sadowski – zostali przetransportowani w Bieszczady do ośrodka internowania w Nowym Łupkowie. Będąc w Łupkowie Jerzy Nobis sporządził opis Ośrodka Internowania a także dokładne listy osób przebywających w tym Ośrodku. Najprawdopodobniej nie są to listy kompletne i chyba dotyczą tylko tych oddziałów Ośrodka w których Nobis przebywał. Listy w załączeniu.   
 
Opis ośrodka dla internowanych – Nowy Łupków
 
Ośrodek Nowy Łupków – położony jest w niewielkiej kotlinie przy Przełęczy Łupkowskiej. Otoczony dookoła niewielkimi górkami oraz podwójną drucianą siatką. Aktualnie (12.07.82r.) internowani zajmują dwa pawilony II i III. Mieszkamy w salach 6÷8 osobowych. W każdym pawilonie jest dyżurka funkcjonariusza SW. Wyjście z pawilonu otwarte jest od 8.00÷18.00. W pomieszczeniach pawilonu obok sal mieszkalnych jest dwie łazienki – umywalnia, WZ, świetlica, pokój wychowawcy bądź SB, dyżurka klawisza i jedna sala wygospodarowana na kaplicę. Sale niezamykane są przez całą dobę, chociaż drzwi są typowo więzienne z klamką z jednej strony, lipkiem-judaszem i wyłącznikiem światła na korytarzu. Wewnątrz tzn. na sali są gniazdka elektryczne. Duże okna okratowane niezbyt mocną kratą. Łóżka piętrowe, chociaż nie wszędzie. Duże ośmioosobowe stoły, przy nich ławy, kilka typowych taboretów oraz szafka jak gdyby ubraniowa ale z półeczkami to wyposażenie sali. Teoretycznie posiłki spożywa się na stołówce. Praktycznie jemy tam tylko obiady. Z budek SW i „kogutków” klawisze kontrolują ruch na terenie ośrodka. Teren zieleni odgrodzony jest siatką i wstęp na niego uzyskujemy poprzez systematycznie robienie dziury, której ostatnio nawet nie łatają. W dniach widzeń dziurę w siatce wykorzystujemy do udzielania sobie widzeń z przyjezdnymi których nie wpuszczono na widzenie na terenie ośrodka. Widzenia legalne odbywają się na stołówce. Trwają 2 – 3 ÷ 4 godz. Za widzenia nielegalne co nieco opierniczają nas, apelując do naszego sumienia i kultury co oczywiście nie wywołuje przeważnie żadnego efektu. Służba Więzienna ustosunkowana jest pozytywnie, stara się nie stwarzać sytuacji konfliktowych, nie widać też w działaniu złośliwości. Po pierwszych posiłkach oceniam, że wyżywienie jest nieco gorsze niż na Pisakach. W sobotę zwolniono stąd 1-ego internowanego w poniedziałek 12.07.br. 3-ech z regionu Śląsko-Dąbrowskiego. Długość pawilonu ~ 40m, szerokość~12m. Mieszkam z Jackiem i trzema małolatami z Bielska Białej w pawilonie III w narożnej zakreskowanej na szaro sali.
 
W Łupkowie Nowym internowani nie przebywali długo bo zaledwie do 3 sierpnia kiedy to przewiezieni zostali do ośrodka internowania w Załężu. Spowodowane to było tym, że internowani zdemolowali więzienie. Otóż działacze „Solidarności” który byli górnikami, za pomocą czego się dało, zaczęli fedrować ściany. Poszło im to tak dobrze, że w niedługim czasie we wszystkich ścianach powstały wielkie dziur przez które można było z celi do celi przechodzić. Oczywiście stan taki nie mógł być zalegalizowany dlatego internowanych załadowano na samochody i wywieziono do Załęża. W czasie gdy internowani przebywali w Załężu w Łupkowie prowadzono remont zdemolowanego oddziału. Internowani powrócili z Załęża do Łupkowa w dniu 28 sierpnia. 
Pod koniec sierpnia internowany Jerzy Nobis otrzymał dwa listy od przebywających już na wolności Aleksandra Pańca i Jacka Sadowskiego. Listy te są z historycznego punktu widzenia bezcenne bo opisana jest w nich ówczesna rzeczywistość i nastroje piszących.       
 
 
Starachowice 25.08.82r
JURKU
 
Przepraszam za dłuższe milczenie. Wynikło ono z następujących sytuacji. Pierwszy tydzień milczenia wynikł z ogromnego nawału spraw rodzinnych spowodowanych ciężkim stanem choroby mojej żony przy uciążliwej chorobie teściowej. Żona po niedawnej operacji kręgosłupa, zresztą bardzo udanej, jest w podobnym stanie jak przed operacją, tylko w innym miejscu kręgosłupa. Półroczna moja nieobecność i konieczność wykonywania cięższych prac, stan psychiczny itp. finalizuje się w takiej postaci. Kilkanaście dni praktycznie nie miałem żadnego kontaktu z ludźmi. Rozmawiałem wtedy tylko z Twoją żoną i przedłożyłem ustnie to co ważniejsze. Następny tydzień to już 13.08. zwlekałem z pisaniem do końca tygodnia bo sądziłem że coś ciekawego będę miał do przekazania w związku z tą datą. Otrzymaliśmy telefon od pani Imieli, że 13-tego jest msza za internowanych i Ojczyznę. E. Imiela również rozgłaszał o tej mszy jednocześnie zniechęcając wiele osób stwierdzeniem, że kto nie pójdzie będzie u niego na czarnej liście. Jup. Dajewski zawziął się, że nie pójdzie. Ledwie mu wytłumaczyłem, że istotna jest intencja i poszliśmy. W kościele oprócz kilkunastu przypadkowych ludzi było również kilkanaście naszych. Liczyłem – nie więcej niż 20 osób z rodzinami włącznie. Spróbuję wymienić: Imiela, Dobrowolska, Borowiecki, Witek (nie przypadkowego kolegi), Miernikiewicz, Kopeć, Szlapa, Suszek, Pogłódek (z Postępu), Dajewski, Paniec, godzinę spóźniony Kępa. W każdym bądź razie żałośnie to wyglądało. Z kościoła wracaliśmy razem, co nazwane zostało przez ludzi spacerem ekstremy. Miernikiewicz opowiadał jak zwykle. Prawdopodobnie przebywają u niego związkowcy z Francji. Przekazałem mu Twoją kartkę i dla Nowaka którego osobiście jeszcze nie spotkałem. Przygnębiony tym, że 50 tysięczne miasto deleguje kilka osób na taką mszę zaprosiłem Dajewskiego do siebie na drinka. I tym sposobem nie napisałem do Ciebie w tym tygodniu (był już piątek). Mogę tylko zapewnić, że modliłem się za Ciebie i kolegów i że byliśmy tego wieczoru często myślami i wspomnieniami razem z Wami. Przyszedł też wtedy Leszek Nowak. Opowiadał szczegółowo (zbyt) o swoich przygodach internowanego. W środę 18.08. poszedłem ponownie do pracy po 1½ miesięcznym urlopie. Chodzę do tej pracy i „nowej” fabryki jak na ścięcie. Wydział S5 jest wydziałem szczególnym. Niby 80% w „Solidarności” a całkowite wpływy miała (przed wojną) administracja i branża. 22 tzw. pracowników fizycznych i 30 administracyjno-techniczno-magazynowo-planowych. Ponadto kierownik jest w stanie część robotników zawsze mieć za sobą. Np. w listopadzie 81 w wyborach do Rady Pracowniczej wydziału „Solidarności” udało się tylko jednego ze swojego związku wybrać na 5-osobowy skład. Przewodniczącym został wybrany mistrz, który w początkach tworzenia „S” głośno informował, że on by tych wszystkich z „S” powystrzelał. Itd. itd. Do pracy i z pracy chodzę sam wybierając mniej uczęszczane uliczki aby uniknąć nieprzyjemnych sytuacji kiedy znajomi odwracają wzrok lub rozmawiają tylko o urlopowej pogodzie. Przeżywam ciągłe stresy i no. Jeden z nich wpłynął na nie napisanie listu w zeszłym tygodniu, a mianowicie: jeden z robotników S5 powiedział mi, że ja jako kierownik (niby), inżynier jestem w świadomości robotników po drugiej stronie barykady. Robotnik mądry i nasz człowiek. Bardzo to przeżyłem. Był to akurat piątek i co miałem w tym dniu napisać. Zresztą nie byłem w stanie. Wolałbym żeby mi SB zęby powybijało niż to co usłyszałem. Ktoś to chytrze wymyślił z tym niby kierownikiem. Ludzie nie wiedzą, że zmieniono mi warunki pracy z pałacowych na stajniane z możliwością wypowiedzenia z tej stajni w każdej chwili. Często tęsknię za stanem świadomości sprzed, no już prawie 3 miesięcy. No, ale dosyć tych moich żali i narzekań. Sprawy różne: samorządu. Zapowiedzieli, że na koniec września będzie nowy samorząd. Starego (nowowybranego w listopadzie 81) nie można reaktywować, bo za dużo w międzyczasie (wojna) zmieniło się nastąpiło przewartościowanie postaw ludzi itp. (wypowiedź inż. Jurkowskiego z Huty, członka prezydium TRP w „Słowie Ludu”. Stosunkowo dużo byłych działaczy „S” jest skłonnych uznać to za dobrą monetę, ponowną szansę itp. Oczywiście jest nas również część, którzy uważamy inaczej tzn. zgodnie z naszymi wcześniejszymi rozmowami (na Piaskach). Załoga zaabsorbowana jest obecnie projektem podwyżek.
26.08.82
Dzień dzisiejszy jest pełen wydarzeń i wczorajszego i wcześniejszego nastroju niewiele zostało. Od rana w fabryce sporo ulotek podpisanych „Solidarność Starachowice” Treść typowa wcześniejszych wyjaśniająca sytuację społeczno-polityczną w kraju, nawiązanie do rocznicy 31.08.82 oraz nowy element – nawoływanie do tzw. marszy, spacerów z rodzinami ul. Manifestu Lipcowego w dniu 31.08.o godz. 19.00. Żądanie końcowe – uwolnić J. Nobisa i S. Kosiora. Popłoch władzy. Demonstracja siły ZOMO, zamykanie wydziałów, wstrzymane wyjazdy służbowe. Wczoraj wrzucono do KM PZPR jakiś ładunek palno-dymiący (nie wiadomo czy nie prowokacja dla usprawiedliwienia ewentualnego użycia siły). Nastroje wśród ludzi gorące, wyraźne podniecenie.
W kościele o 18.00 msza do Matki Boskiej Częstochowskiej. Kościół pełen ludzi + plac przykościelny. Przed chwilą wróciłem. Piękne kazanie i modlitwy. Spieszę się aby zakończyć dzisiaj ten list i przekazać, żeby znowu coś się nie przydarzyło i nie doszło do dalszego przedłużenia okresu milczenia. Tak mi głupio i przykro, że nie byłem systematyczny w naszej korespondencji. Dziękuję za Twoje listy i orła. Ostatni otrzymałem z datą 13.08. (i słusznie kara musi być). Jacek intensywnie załatwia wyjazd z Polski. Był w ambasadach. Spotkał A Sadowskiego, nie może załatwić tej Nowej Zelandii. Jackowi też raczej odmówili. Jedynie USA dało jakąś nadzieję przyrzekając, że zawiadomią, gdy będą mieli jakąś decyzję. Olek Kania 10.08. wyjechał do Kanady. W swoim liście dobrze by było abyś zadawał mi pytania, bo być może piszę o sprawach Tobie znanych. Koledzy z TU będąc pełni uznania i współczucia przygotowują się do złożenia petycji w Twojej sprawie poprzez SIMP ale coś za długo te przygotowania trwają. Serdecznie pozdrowienia od znajomych a ode mnie szczególnie dla Jurka Stępnia, Mundka, Jula, Mirka Domińczyka. Do zobaczenia.
Olek
 
Starachowice 27.08.82
Drodzy Jurku i Waldku
   Zacznę od wiadomości smutnej, otóż w Starachowicach aresztowano dwie osoby. Są to Tadek z D1 i Żmudzińskiego z P4. Podobno znaleźli u nich w szafkach ulotki (w pracy). Są też plotki o innych aresztowaniach, ale jak dotąd nie potwierdzone. Zresztą dostęp do informacji mam prawie żaden. Ot powtarzam to co się mówi. W zakładach ukazały się ulotki z okazji rocznicy „Solidarności” w których min. domaga się Twojego Jurku uwolnienia. Budujące to. Ja jeszcze nie pracuję. Do 18-tego mam urlop i smutno mi że muszę iść do pracy. Złożyłem wnioski o paszporty dla mnie, żony i dziecka na wyjazd z PRL-u na pobyt stały. Teraz muszę iść złożyć papiery o wizy. Szczygiełek się wypiera. Rozmawiałem z nim osobiście. Gwałtownie wprawdzie nie zareagował ale powiedział, że to nie prawda. Informacja o nim zatoczyła szerokie kręgi i wszyscy gadają, że to ja powiedziałem (!). Przypomniałem mu z kim siedział w celi i co powiedział. Nawet temu zaprzeczył. Z tego co mi wiadomo nikt z jego powodu nieprzyjemności nie miał. Ale trudno. Czasy są niepewne i trzeba było tak postąpić.
W Warszawie ogrodzono plac Zwycięstwa i w ten sposób rozprawiono się z ciągle rosnącym krzyżem z kwiatów. Nie mam radia i nie mogę słuchać Zachodu. Jestem zdany na TV, której prawie nie oglądam stąd omija mnie „przyjemność” słuchania i oglądania wystąpień i programów jakie się ostatnio trafiają. Leszek N dostał ostatnio wezwanie na przesłuchanie w charakterze cyt. „przesłuchania”. Na wezwaniu jest nr sprawy. Ma zgłosić się 30.08. Nie wiadomo jeszcze czy chcą go przetrzymać przez 31.08 czy też rzeczywiście coś do niego mają. Przez miasto przejeżdżają kolumny ZOMO demonstrują siłę. To przed 31-wszym. Mogliby zrobić jakiś publiczny pokaz podnoszenia ciężarów, jeżeli już chcą demonstrować siłę.
Widziałem Krzyśka N. Opiekuje się obecnie kortami. Ma z tym trochę roboty a pieniędzy mało. U mnie byli jacyś Francuzi ale nie widziałem się z nimi w tym czasie i w ogóle. W kraju ukazuje się sporo bibuły na niezłym poziomie. Rozmawiałem z Edkiem I. Jest w dobrym humorze i jest taki jak dawniej tzn. doszedł do formy. Oczywiście swoje uwolnienie interpretuje jako manewr taktyczny itd. Trudno mi coś o tym powiedzieć. W St-cach na 31 jak głosi ulotka zaplanowano spacer al. Manifestu Lipcowego. Obawiam się jednak, że niewłaściwie wybrano godzinę – 19-tą. Lepiej byłoby aby była to 15-ta. Byłaby przynajmniej frekwencja bo ludzie są raczej tu oporni. A tak to wracając do domu po pracy zaliczyliby akcję. No ale to taki żart. Na następnej stronie już pisał nie będę, bo właściwie to wyczerpał mi się temat. Nie zrażajcie się tym jednak i napiszcie co.
 
Pozdrawiam Was gorąco – Jacek
Zajmuję się rodziną, chodzę na spacery itp. 
 
 
Jak już było powiedziane internowani zajmowali się różnego rodzaju działalnością aby jakoś wypełnić sobie czas pozbawienia wolności. Organizowano chóry które śpiewały pieśni patriotyczne, rozwijało się rękodzielnictwo, dokształcano się itp. Oczywiście było to wszystko na miarę warunków jakie panowały w danym ośrodku odosobnienia. Więzienne władze zachowywały się różnie w stosunku do tego czym internowani się zajmowali. Jedne patrzyły na to z przymrużeniem oka ale były i takie które utrudniały a nawet zaciekle zwalczały wszelkie przejawy aktywności więźniów. Co by jednak nie robiono to działania te skazane były na porażkę bo internowani po chwilowych przerwach w tym co robili powracali do swoich poprzednich zajęć. Jerzy Nobis był bardzo zaangażowany w wyrób krzyży z puszek po konserwach. Aby taki krzyż wykonać należało posiadać różnego rodzaju narzędzia takie jak młotki, przecinaki, pilniki, nożyce do blachy itp. Narzędzia te zdobywano w najrozmaitszy sposób. Dostarczały je między innymi rodziny podczas widzeń a nawet księża sprawujący w ośrodkach posługę duszpasterską. Posiadanie narzędzi było jednak nielegalne dlatego co jakiś czas w celach przeprowadzano rewizje i narzędzia konfiskowano. W dniu 26 sierpnia funkcjonariusze więzienni w Załężu skonfiskowali Jerzemu Nobisowi szereg narzędzi i innych przedmiotów w tym wykonane przez niego krzyże. W proteście na ten incydent Nobis napisał skargę do komendanta Ośrodka dla Internowanych w Załężu powiadamiając jednocześnie o zaistniałej sytuacji Dyrekcję Okręgowego Zarządu Zakładów Karnych w Rzeszowie, Prokuratora Wojewódzkiego w Rzeszowie i biskupa Ordynariusza Diecezji Przemyskiej.
    
 
 
Jerzy-Józef Nobis s. Stefana                                                        Nowy Łupków dn. 29.08.82r
Zam. 27-200 STARACHOWICE
ul. Zakładowa 9/53
 
Obywatel Komendant
Ośrodek dla Internowanych
w Załężu
     W dniu 26-go sierpnia w czasie prowadzonej przeprowadzki internowanych z oddziały VII-go na oddz. VI-ty poddany zostałem specjalnemu przeszukaniu przez funkcjonariuszy SW w wyniku czego odebrano mi krzyże, które są dla mnie przedmiotem kultu religijnego. Wszystkie krzyże wykonywałem niemal od początku internowania w celi przy pomocy innych kolegów dla siebie i dla innych, wspólnymi narzędziami i wspólnym nakładem pracy. W wyniku przeszukania zabrano mi również narzędzia którymi posługiwaliśmy się przy wykonywaniu krzyżyków oraz materiał wyjściowy: puste puszki po konserwach, pocięte blachy, półprodukty, jak również szereg przedmiotów nie związanych z wykonywaniem krzyży. Część zabranych mi krzyży została zbezczeszczona przez funkcjonariuszy SW i rzucona na podłogę. W czasie robienia przez oficera SW protokółu zabranych mi przedmiotów prosiłem o zrobienie szczegółowego wykazu zatrzymanych rzeczy. Protokół został jednak sfałszowany poprzez nie wpisanie do niego szeregu przedmiotów stanowiących dla mnie wartość rzeczową jak również pamiątkową. Odmówiłem podpisania tak sporządzonego protokółu i przedstawiłem konkretne powody oficerowi kierującemu rewizją. Moje zastrzeżenia zostały zignorowane.
Przed przetransportowaniem mnie w dniu 27-go sierpnia do ośrodka w Nowym Łupkowie zwróciłem się do oficera dyżurnego o powzięcie działania w sprawie zwrotu zabranych mi przedmiotów, złożyłem również w tej sprawie pismo do ob. Komendanta z prośbą o doprowadzenie mnie na rozmowę na w/w temat. Nie doczekałem się ani na rozmowę, ani zwrotu zabranych mi rzeczy. Nie uzyskałem również potwierdzenia wpisania zabranych mi przedmiotów do depozytu mimo, że zwracałem się z taką prośbą przed samym wyjazdem z Załęża do oficera dyżurnego SW. Odebranie mi wszystkich przedmiotów budzi moje zdziwienie, ponieważ wyrabianiem krzyży trudniłem się niemal od początku mojego internowania i nigdy nie było to kwestionowane. Nie sposób zresztą dopatrzyć się w tych zajęciach naruszenia jakichkolwiek regulaminów czy innych przepisów prawnych. Na takim stanowisku stały władze więzienne dotąd, czego dowodem jest fakt, że mimo kilkukrotnych przeszukań czy przetransportowań z ośrodka do ośrodka, nigdy przedmiotów tych nie próbowano mi nawet odbierać. Nadmieniam, że większość zabranych mi narzędzi nie jest moją własnością lecz kolegów, którzy pracowali wspólnie ze mną przy wykonywaniu krzyży.
W związku z powyższym proszę o możliwie o jak najszybszy zwrot w/w przedmiotów.
 
WYKAZ ZABRANYCH MI PRZEDMIOTÓW
A – wykonane z blaszanych puszek przedmioty i półwyroby
  1. Krzyże „duże” (H=45 cm, B=3,6 cm) – 4 szt. w tym jeden z podstawą, zniczem, orłem, wizerunkiem Chrystusa i koroną cierniową.
  2. Krzyże „średnie” (H=35 cm, B=1,5 cm) – 10 szt. wszystkie z zamocowanymi wizerunkami Chrystusa, w tym 3 szt. z podstawkami, zniczami i orzełkami.
  3. Krzyże „małe” – 25 szt. w tym 5 szt. z zamocowanymi wizerunkami Chrystusa, „aureolą” w postaci gwiazdki i z orzełkami.
  4. Orzełki wykute w blasze w różnych wielkościach  i wzorach – 10 szt.
  5. Wizerunki Chrystusa wykute w blasze – 4 szt.
  6. Wycięte z blachy (w różnych wielkościach i wzorach)
a)orzełki – około 40 szt.
b)wizerunki Chrystusa – około 40 szt.
c)tzw. „aureole” (gwiazdki) – około 40 szt.
  1. Biało-czerwona taśma blaszana – około 2 m
  2. Przygotowane do wyginania na krzyże taśmy blach w ilości 80 szt. pasków różnych wymiarów
  3. Puszki po marmoladzie – 2 szt.
  4. Wiaderka po marmoladzie – 2 szt.
  5. Puszki po konserwach (różne wielkości) około 60 szt.
  6. Zawleczki montażowe – 2 pudełka po zapałkach
B – Narzędzia
  1. Nożyce do cięcia blachy – 1 szt.
  2. Nożyce chirurgiczne – 1 szt.
  3. Nożyce krawieckie – 2 szt.
  4. Nożyce chirurgiczne do zdejmowania opatrunków – 2 kpl (rozebrane)
  5. Dziurkacz do blach – 1 szt.
  6. Wyginacz drutu – 1 szt.
  7. Przecinak ślusarski (B=15mm) – 1 szt.
  8. Nóż chirurgiczny – szt.?
  9. Nóż stołowy (złamany służący jako przecinak bądź wybijak) – 3 szt.
  10. Scyzoryk – 2 szt.
  11. Osełka – 2 szt.
  12. Pilnik trójkątny – 2 szt.
  13. Wybijak stożkowy – 4 szt.
  14. Stepmle do wykuwania kształtów – 8 szt.
  15. Krzywki do wykuwania kształtów – 10 szt.
  16. Młotek – 3 szt.
  17. Płaskowniki metalowe (krzywki do gięcia krzyży) – 4 szt.
  18. Listwy drewniane (krzywki do gięcia krzyży) – 4 szt.
C – Inne zabrane mi przedmioty
  1. Makatka z napisem „Solidarność” i podpisami kolegów
  2. Świece choinkowe i inne – 10 szt.
  3. Pamiętnik z wpisami i dedykacjami kolegów
  4. Znak firmowy „Star” – 2 szt.
  5. Zakrętki do słoików typu „twist” – około 40 szt.
  6. Gwoździe i wkręty różnej wielkości – 1 opak. (pudełko po herbacie)
  7. Torebki foliowe różnej wielkości około 20 szt.
W związku z faktem, że większość zabranych mi przedmiotów i narzędzi nie była moją własnością jak również wkład włożonej pracy na wykonanie w/w przedmiotów rozłożony był na szereg osób, pismo niniejsze podpisują również inni zainteresowani odzyskaniem swojej własności.
Jerzy Nobis
Jerzy Stępień
Edmund Sarna
Do wiadomości:
  1. Dyrekcja Okręgowego Zarządu Zakładów Karnych w Rzeszowie
  2. Prokurator wojewódzki w Rzeszowie
  3. Biskup Ordynariusz Diecezji Przemyskiej.
 
 
Dzisiaj coraz mniej osób wie a ci co wiedzieli coraz częściej o tym zapominają, że w komunistycznej Polsce kupienie czegokolwiek nastręczało wiele trudności. Problemy były prawie z każdym artykułem. Aby rozwiązać problem komunistyczna władza imała się najrozmaitszych sposobów a jednym z nich były tak zwane przedpłaty. Oczywiście przedpłaty dotyczyły rzeczy większych takich jak mieszkania czy samochody. Polegały one na tym, że osoba zainteresowana na przykład kupnem samochodu wpłacała określoną kwotę pieniędzy i czekała w kolejce na przydział auta. Czekało się z reguły kilka lat. Jerzy Nobis też w takiej kolejce czekał. I doczekał się tyle tylko, że w czasie gdy nadeszła jego kolejka on przebywał w więzieniu w Nowym Łupkowie. Aby odebrać samochód należało osobiście stawić się w Polmozbycie w Radomiu lub dać upoważnienie żonie. W sprawie tej Bożena Nobis udała się w dniu 8.09.1982r. do Nowego Łupkowa i rozmawiała z komendantem ośrodka dla internowanych. Zyskała tyle, że otrzymała upoważnienie do odbioru samochodu co miało miejsce podczas dwudziestominutowego widzenia z mężem. Niestety potrzebne były jeszcze jakieś inne dodatkowe upoważnienia dlatego następnego dnia Bożena Nobis udała się do Kielc do Komendanta Wojewódzkiego Milicji Obywatelskiej aby uzyskać dla męża przepustkę aby odbioru mógł dokonać osobiście. Komendant bardzo negatywnie odniósł się do prośby. Krzyczał, że jak on może udzielić przepustki jeżeli Nobis zajmuje się robieniem krzyży. Przecież Polska Ludowa nie po to go wykształciła. Z dużymi trudnościami ale jednak pani Nobis udało się w końcu przepustkę uzyskać. Na miejscu napisała podanie a pozytywnie zaopiniował je ppł. Naczelnik Wydziału V KWMOAntoni Rupniewski.
 
Kielce dn. 9.09.82
Bożena Nobis
Starachowice
ul. Zakładowa 9/53
 
Komendant
Wojewódzki Milicji Obywatelskiej
Kielce
 
Podanie
  Zwracam się z prośbą o udzielenie przepustki dla internowanego Jerzego Nobisa s. Stefana w związku z odbiorem samochodu wyznaczonym na dzień 11.09.1982r. na godz. 10.00 Polmozbyt Radom. Samochód musi być odebrany osobiście, ewentualnie przez upoważnienie notarialne pełnomocnika. Upoważnienie takie posiadam, ale jest ono podpisane tylko przez Naczelnika Ośrodka Odosobnienia Nowy Łupków. Na tej podstawie biuro notarialne nie wyraża zgody na stwierdzenie własnoręczności podpisu. Po za tym potrzebne jest mi drugie upoważnienie, również potwierdzone notarialnie do zlikwidowania książeczki i dokonania pozostałej wpłaty, a takiego nie posiadam.
W związku z odległością i trudnością dojazdu do miejsca gdzie przebywa mąż (Nowy Łupków) proszę o dwudniową przepustkę na dni 10-11.09.1982r. dla internowanego, konieczną w tej sytuacji do osobistego odbioru samochodu.
 
W tym samym dniu do Ośrodka Odosobnienia w Łupkowie wysłany został szyfrogram w sprawie udzielenia Jerzemu Nobisowi przepustki.
 
Kielce 9 września 1982r.
Tajne
Komendant Ośrodka Odosobnienia
w Łupkowie
 
Szyfrogram nr. W-01142/82
Informuję, że w dniach od 10 (września 1983r. od – przyp. J.S ) godz. 7.00 do 13 września godz. 14.00 1982 udzieliłem internowanemu Jerzemu Nobisowi s. Stefana ur. 1.09.1944 zam Starachowice ul. Zakładowa 9/53 urlopu. Proszę o wystawienie przepustki na ten okres.
Komendant Wojewódzki
Milicji Obywatelskiej
W Kielcach
pł. mag. Józef Dolak
 
Mając pozwolenie władz więziennych na opuszczenie Ośrodka w celu nie cierpiącej zwłoki sprawy odbioru samochodu Jerzy Nobis udał się w drogę. Jednak życie pokrzyżowało nieco te plany. Na miejscu czyli w Radomiu okazało się, że w sobotę Polmozbyt jest nieczynny a więc odbiór samochodu był niemożliwy. Nobis uznał, że skoro zwolniono go po odbiór samochodu to wróci do wiezienia dopiero wtedy gdy cel osiągnie. Samowolnie więc przedłużył sobie przepustkę i powrócił w dniu 14.09.1982r. o godzinie 15.45. Gdy wrócił do Łupkowa służba więzienna była bardzo zdziwiona bo pewnie podejrzewała, że internowany do Ośrodka w ogóle nie wróci. Jednak Nobis nie zamierzał uciekać bo po pierwsze gdzie miał by się ukryć a po drugie liczył na to, że na dniach zostanie zwolniony bo w tym czasie wielu jego kolegów opuszczało Ośrodki Internowania. Przeliczył się jednak bo jako uznany za szczególnie niebezpiecznego przetrzymywany był jeszcze prawie do końca listopada.
Chociaż władze Ośrodka nieprzychylnym okiem patrzyły na rękodzielnictwo Jerzego Nobisa to on jednak wciąż pracował i wykonywał coraz to nowe krzyże. Szły one na zewnątrz poza więzienne mury. Jak wynika z listu który Nobis przesłał do Aleksandra Pańca jeden z krzyży przeznaczony został dla kościoła Wszystkich Świętych w którym odbywały się msze za internowanych. Krzyż ten odnalazł się po latach a jego fotografia znajduje się w tej książce. Kilka krzyżyków Nobis wykonał dla konkretnych osób a byli to aresztowani w sierpniu 1982 roku i skazani  22 października na kary pozbawienia wolności za nielegalną działalność: Edward Dudek, Adam Mazur, Andrzej Radecki, Waldemar Witkowski, Roman Wysiadecki i Bogusław Żmudziński. Grupa ta działała na terenie Fabryki Samochodów Ciężarowych w Starachowicach zajmując się między innymi kolportażem antykomunistycznych ulotek i gazetek. Głównym sprawcą rozpracowania tej grupy przez Służbę Bezpieczeństwa był tajny współpracownik (TW) o pseudonimie „Znak” któremu udało się przeniknąć do grupy i pozyskać zaufanie jej członków.
W liście do Aleksandra Pańca datowanym na 19.11.1982r. Jerzy Nobis pisze między innymi:   
 
 
19.11.1983
Wysyłam 6 małych krzyżyków jako pamiątkę wspólnej więzi jaka nas łączy z tymi których aresztowano i skazano. Jeżeli nie sprawi Ci to dużego kłopotu przekaż je do odpowiednich rąk ze słowami mojego współczucia jakie wyrażam i pociechy, że z Bożą pomocą wrócimy wszyscy do rodzin. Krzyżyk z podstawką nieco większy przeznaczam dla Edka Dudka, a dla Ciebie wysyłam podobny ale bez podstawki. Zrobiłem również większy krzyż dla kościoła w którym odbywają się msze za internowanych 13-tego każdego miesiąca i również proszę Cię o przekazanie go. Nie załączam żadnego listu, niech krzyż ten będzie symbolem naszej więzi we wspólnej modlitwie każdego 13-tego. Przyjęło się w wielu miastach, że dla ofiarodawców, na cel pomocy dla potrzebujących skazanych i internowanych, wręczane są „cegiełki Solidarności”. Wysyłam 400 sztuk na Twoje ręce, gdyż nie wiem komu je przekazać. Proszę Cię o rozwiązanie problemu i odzew w tej sprawie. Ciekawy jestem co z Jackiem i Leszkiem? Przesyłam dla wszystkich moc gorących pozdrowień. Przepraszam Cię mocno, że sprawiłem Ci sporo kłopotu.
Do zobaczenia
Jurek
Ps. Dziś tzn. 19-ego zwolniono 8 internowanych nazwiska dla Was raczej nie znajome.   
 
 
Dopiero 24 listopada 1982 roku zdecydowano o uchyleniu decyzji o  internowaniu. Jak wynika z uzasadnienia wniosku Jerzy Nobis miał fatalną opinię zarówno co do działalności w Komisji Fabrycznej jak i co do zachowania się w ośrodkach internowania. Dla komunistycznej władzy był wielkim zagrożeniem.
 
Kielce dnia 24 listopada 1982 roku
Tajne
 
Z-ca Komendanta Wojewódzkiego MO
ds. Służby Bezpieczeństwa
w miejscu
 
Wniosek
o uchylenie decyzji o internowaniu:
 
Ob. NOBIS Jerzy – Józef s. Stefana
i Marianny Chała ur. 01.09.1944r.
Seredzice, zam. Starachowice
ul. Zakładowa 9/53, zatr. FSC Starachowice
specjalista konstruktor, bezpartyjny
 
UZASADNIENIE
 
Ob. NOBIS Jerzy aktywnie angażował się w negatywną i wrogą działalność byłej Komisji Zakładowej NSZZ „Solidarność” przy FSC Starachowice. Był odpowiedzialny za szkolenie działaczy związku. Prowadził szkolenia i odczyty, współuczestniczył w redagowaniu komunikatów nadawanych przez radiowęzeł fabryczny. Zajmował wrogie stanowisko wobec władz polityczno-administracyjnych. Prowadził kampanię oczerniania organów MO i SB. Był jednym z propagatorów hasła „Partia przoduje – naród głoduje”. W przeszłości karany sądownie za nadużycia finansowe karą 6 lat pozbawienia wolności, 5 lat pozbawienia praw publicznych i grzywną w wysokości 30 tys. złotych. W czasie przebywania w ośrodku odosobnienia, były podejmowane próby rozmów z internowanym. Jednak nie dały one żadnych rezultatów. Internowany NOBIS zachowywał się arogancko, nie odpowiadał na zadawane pytania.
W związku z zaistniałą sytuacją polityczną w kraju oraz możliwością prowadzenia kontroli operacyjnej NOBISA JERZEGO, wnioskuję o uchylenie decyzji o internowaniu.
Zastępca
Naczelnika Wydziału V
KWMO w Kielcach
mjr Marian Adamczyk
 
Jak wynika z uzasadnienia po zwolnieniu z internowania Jerzy Nobis w dalszym ciągu miał być pod obserwacją. Jak wiadomo obserwacją osób które były w kręgu zainteresowania komunistycznych służb specjalnych zajmowali się nie tylko funkcjonariusze MO i SB ale tajni współpracownicy którzy byli umieszczani w otoczeniu takiej osoby. Byli to przeważnie sąsiedzi, koledzy a niejednokrotnie zdarzało się, że także członkowie rodzin. Niestety jak do tej chwili nie udało się odnaleźć w archiwach IPN dokumentów na temat inwigilacji Jerzego Nobisa po zwolnieniu z internowania.
Zachowała się pisana odręcznie przez więziennego funkcjonariusza ocena zachowania się Jerzego Nobisa w okresie internowania. Chociaż jest ona krótka to jednak jest świadectwem jego nieugiętej postawy.
 
  1. Na terenie oddziału zachowanie jego nie budzi zastrzeżeń. Spokojny i zrównoważony. Jest zaangażowany w produkcję dewocjonaliów. Przesadnie pobożny.
  2. Nie przeniósł się na oddział II-gi.
  3. Jego zachowanie jest poprawne. Bierze tylko aktywny udział w zbiegowiskach organizowanych na terenie ośrodka gdzie śpiewają antypaństwowe piosenki.

 
 
 
Po wyjściu z więzienia a stało się to dnia 25 listopada 1982 roku Jerzy Nobis rozpoczął starania o wyjazd na stałe z Polski. Działacz związkowy nie widział dla siebie miejsca w komunistycznym kraju nie miał również złudzeń co do tego że komunistyczne służby specjalne zostawią go w spokoju. W ówczesnym czasie panowało powszechne przekonanie że komuna będzie trwać wiecznie i nikt przy zdrowych zmysłach nie liczył na to, że w Polsce w przewidywalnym okresie czasu nastanie demokracja. Świadomość tego, że nic się nie zmieni, że trzeba będzie użerać się z partyjnymi watażkami, że będzie się pod stałą obserwacją komunistycznych służb specjalnych powodowała, że nawet najbardziej optymistycznie nastawieni do życia załamywali się. Wielu najbardziej zaangażowanych działaczy opozycyjnych wybierało emigrację mając świadomość, że do Polski nigdy już nie wrócą. Jednym z nich był Jerzy Nobis. W dniu 8 grudnia 1982 roku napisał pismo o wyjazd z Polski. W piśmie tym wyraźnie stwierdza, że jego poglądy polityczne są rozbieżne z tymi które obowiązują w PRL. Pismo jest sformułowane w bardzo radykalnym tonie. Bije z niego zdecydowanie i wielka godność osobista. Piszący nie kaja się, nie prosi, nie tłumaczy ale wyraźnie stwierdza, że nie widzi dla siebie miejsca a PRL i wręcz domaga się prawa do wyjazdu.
 
Starachowice dn. 8.12.1982r.
Jerzy – Jozef Nobis
Zam. 27-200 Starachowice
ul. Zakładowa 9/53
 
Komenda Wojewódzka MO
w Kielcach
Sekcja Paszportów w Starachowicach
 
  Zwracam się z prośba o wyrażenie zgody na wyjazd z Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej na pobyt stały przeze mnie i moją żonę Bożenę, oraz wydanie w tym celu dokumentów paszportowych. Informuję, że zamierzamy wyjechać do Francji. Decyzję o wyjeździe podjęliśmy dobrowolnie i świadomie.
W okresie od listopada 1980r. do 13 grudnia 1981r. zajmowałem się prowadzeniem działalności związkowej jako działacz Fabrycznej Komisji NSZZ „Solidarność” przy Fabryce Samochodów ciężarowych w Starachowicach. W okresie od 13 grudnia 1982r. byłem internowany. Przebywałem w ośrodkach odosobnienia dla internowanych w Kielcach, Nowym Łupkowie, Załężu i ponownie w Nowym Łupkowie skąd zostałem zwolniony.
W swoim przekonaniu działalność związkową prowadziłem zgodnie ze statutem NSZZ „Solidarność”, Konstytucją PRL obowiązującym w Polsce porządkiem prawnym. Ponieważ jednak władze PRL oceniły moją działalność jako szkodliwą i zagrażającą interesom państwa (czego potwierdzeniem jest fakt mojego internowania) uznałem, że moje poglądy, ich wypowiadanie i realizacja mogą stać się przyczyną podobnych mimowolnych kolizji w przyszłości – czego jako ewentualna przyszła strona takich nieporozumień chciałbym uniknąć. Ponieważ poglądy w kwestiach natury społeczno-politycznej mam ustalone i nie zamierzam ich zmieniać, uznałem, że najlepszą formą zapobieżenia ewentualnym konfliktom pomiędzy mną a systemem polityczno-prawnym PRL, będzie emigracja. Dlatego też wraz z żoną podjąłem decyzję o wyjeździe za granicę na pobyt stały. O ile mi wiadomo, w wypowiedzi premiera Rządu PRL gen. Jaruzelskiego z dn. 25 stycznia br. w Sejmie, a później w przepisach wykonawczych Ministra Spraw Wewnętrznych z marca br. władze PRL uznały prawo do emigracji osób internowanych, stwierdzając, że nie będą stawiane przeszkody przy realizacji tego rodzaju decyzji. Z prawa tego chciałbym skorzystać.
Kończąc proszę o pozytywne rozpatrzenie mojego podania.
Starachowice dn. 8.12.1982
 
Jak widzimy od wyjścia z więzienia do napisania wniosku o wyjazd z kraju upłynęło zaledwie trzynaście dni. Oznacza to, że Nobis decyzję o wyjeździe z kraju podjął dużo wcześniej to znaczy jeszcze gdy przebywał w ośrodkach internowania. Czekając na odpowiedź na swój wniosek zgłosił się do Fabryki Samochodów Ciężarowych aby podjąć pracę. Nie czyniono mu w tym względzie żadnych problemów ale nie wrócił już na stanowisko z którego został oddelegowany do pracy w Komisji Fabrycznej NSZZ „Solidarność”. Przeniesiony został na inny wydział i nie był już konstruktorem ale po skończeniu kursu hydrauliki maszynowej zajmował się diagnozowaniem usterek w maszynach które wydział przyjmował do remontu. Oczywiste jest że przeniesienie tak dużego formatu działacza związkowego na inny wydział nie było przypadkowe ale było to celowe działanie służb specjalnych. Chodziło po prostu o to aby znalazł się on w obcym dla siebie środowisku wśród ludzi których zupełnie nie znał. Miało to uniemożliwić mu podjęcie działalności opozycyjnej czego ubecy się obawiali. Nobis z całą pewnością był inwigilowany zarówno w pracy jak w domu co bezpośrednio wynika z  wniosku u uchylenie wobec niego internowania podpisanego przez mjr Mariana Adamczyka z KWMO w Kielcach. W nowym środowisku Jerzy Nobis nie czuł się najlepiej spowodowane to było między innymi tym, że nowi współpracownicy nie garnęli się do zawierania z nim znajomości a tych niewielu których on znał omijało go bokami. Był nawet taki przypadek, że jeden z członków Komisji Fabrycznej który też pracował na wydziale remontowym udawał, że go nie zna. Taka postawa współpracowników była skutkiem ich zastraszenia i obawą, że kontakty z tak groźnym opozycjonistą mogą być powodem problemów nie tylko z bezpośrednimi przełożonymi ale także z MO i SB. Pewnie były to obawy bardzo na wyrost ale ludzie małego ducha takie postawy przyjmowali. I nie dotyczyło to tylko Jerzego Nobisa. Mówią o tym także inni starachowiccy działacze związkowi. Oni też po powrocie do pracy spotykali się z rezerwą współpracowników. Było to z całą pewnością bardzo przykre bo przecież działalność związkowa jaką działacze ci prowadzili miała na celu poprawę życia Polaków.
Chociaż  Jerzy Nobis po zwolnieniu z internowania nie włączył się w działalność opozycyjną – która w praktyce w Starachowicach miała bardzo ograniczony zasięg – to utrzymywał kontakty z kolegami z okresu legalnej działalności „Solidarności” i z internowania. W dniu 2 lutego wraz z grupą starachowickich działaczy wziął udział w spotkaniu z Lechem Wałęsą. Spotkanie miało miejsce w  klasztorze w Wąchocku a wśród starachowickich związkowców byli: Jerzy Nobis, Krzysztof Muzyka i Edward Dudek. Kolejne spotkanie z Lechem Wałęsą odbyło się kilka dni później w Skarżysku Kamiennej a ze Starachowic brali w nim udział: Jerzy Nobis, Anna Szlapa, Edward Dajewski, Teresa Dobrowolska, Piotr Miernikiewicz, Henryk Miernikiewicz, Edward Dudek.
We wniosku o wyjazd z kraju Jerzy Nobis napisał, że chce wyjechać do Francji, USA, Australii lub Kanady. Jednak początkowo na miejsce emigracji wybrał USA i był w tej sprawie w ambasadzie amerykańskiej. Tam spotkało go rozczarowanie bo ambasada nie wyraziła zgody na jego przyjazd do USA a zważyła na tym jego przeszłość. We wniosku który w ambasadzie dano mu do wypełnienia zgodnie z prawdą napisał, że był karany. To go od razy zdyskredytował bo amerykanie osób karanych do siebie nie wpuszczali. Nikt oczywiście nie zadał sobie trudu czy to ukaranie było zasadne. Po odrzuceniu wniosku przez przedstawicielstwo Stanów Zjednoczonych Nobis złożył wniosek do ambasady francuskiej. W tym przypadku odpowiedź była pozytywna. Francja zgodziła się przyjąć opozycjonistę do siebie. Teraz należało pozałatwiać wszelkie formalności związane z wyjazdem w tym zdać mieszkanie zakładowe. Inną sprawą było wyprzedanie tego co się sprzedać dało w tym niedawno odebranego samochodu. Pieniądze potrzebne były na sfinansowanie wyjazdu. W lipcu 1983 roku Jerzy Nobis i jego żona Bożena wsiedli do samolotu. Po przylocie do Francji zostali umieszczeni w ośrodku dla uchodźców politycznych w Laon. W ośrodku tym przebywali ludzie z różnych krajów. Byli tam między innymi Wietnamczycy, Kambodżańczycy, Rumuni, Cyganie no i Polacy. Uchodźcom zapewniono zakwaterowanie i wyżywienie. Jednak jakiejś specjalnej pomocy nie było. Nie pomagano w znalezieniu pracy, nie udzielano pomocy finansowej. Dla kogoś kto nie znał języka francuskiego i nie znał Francji było to brutalne zderzenie się z rzeczywistością. W ośrodku dla uchodźców można było przebywać tylko trzy miesiące. Po tym czasie należało ośrodek opuścić i radzić sobie samemu. Jednak Nobis przebywał tam pół roku a spowodowane to zostało bardzo nieprzyjemnym zdarzeniem jakie na francuskiej ziemi go spotkało. Otóż w jakiś czas po przyjeździe postanowił odwiedzić mieszkającego w Tuluzie kolegę z Prezydium Komisji Fabrycznej Jacka Sadowskiego. I tu miał pecha, bo albo na dworcu albo w pociągu ukradziono mu wszystkie dokumenty. Po powrocie do ośrodka trzeba było wyrabiać nowe a ponieważ to musiało potrwać przedłużono mu pobyt w ośrodku o dalsze trzy miesiące.
Jak już powiedziałem wyjeżdżając do Francji Jerzy Nobis liczył, że spotka się tam konkretną pomocą zarówno ze strony francuskiej jaki ze strony przybyłych wcześniej działaczy „Solidarności”. Nic takiego się nie stało dlatego sytuacją w jakiej się znalazł był mocno rozczarowany. Tu trzeba powiedzieć, że w czasie w którym opozycjonista znalazł się na francuskiej ziemi fascynacja Francuzów „Solidarnością” bezpowrotnie minęła. Tuż po wprowadzeniu stanu wojennego przybywających do Francji Polaków witano z otwartymi rękami i udzielano wszelkiej pomocy. Po czterech miesiącach pobytu w ośrodku i bezskutecznym poszukiwaniu pracy Jerzy i Bożena Nobis uznani zostali za bezrobotnych i otrzymali zasiłek solidarnościowy dla bezrobotnych. Było tego niewiele ale na jakieś drobne wydatki wystarczało.
Po wyjeździe z ośrodka dla emigrantów Nobisowie zamieszkali w Vesinet pod Paryżem. Tam pani Bożena znalazła zatrudnienie przy sprzątaniu domu którym miał około trzystu metrów kwadratowych. W zamian za tę pracę od właściciela mieszkania otrzymali pokój z kuchnią i łazienką. W tym czasie pan Jerzy zaczął uczęszczać na kurs języka francuskiego. W kwietniu 1984 roku podjął pracę w biurze konstrukcyjnym i chociaż nie znał języka jakoś sobie radził bo przecież język techniczny jest językiem ogólnoświatowym a ten przecież znał znakomicie. Po dwóch latach biuro konstrukcyjne popadło w tarapaty i zbankrutowało. Zakład przejął syndyk i chociaż pracowało w nim już tylko zaledwie dwie osoby – właściciel biura i Jerzy Nobis – firma jakoś funkcjonowała. Po jakimś czasie biuro konstrukcyjne zaczęło odbijać się od dna i zatrudnienie wzrosło do kilkunastu osób.
W międzyczasie Jerzy Nobis próbował nawiązać współpracę z polonią i działaczami „Solidarności” którzy przybyli do Francji wcześniej od niego. Jeździł do Paryża – dojazd z miejsca zamieszkania do centrum tego miasta trwał zaledwie 20 minut – i z biura „Solidarności” przywoził książki które w paczkach z żywnością przemycał do Polski. Były to oczywiście książki w Polsce zakazane, między innymi „Archipelag Gułag” Aleksandra Sołżenicyna, paryska „Kultura” i inne. Paczki wysyłał do rodziny i między innymi do kolegi Kazimierza Koruby z Buska Zdroju. Brał udział w aukcjach organizowanych przez środowisko polonijne na których sprzedawano zebrane przedmioty a pieniądze ze sprzedaży uzyskane przeznaczano na pomoc dla „Solidarności” w kraju. Nobil chciał wykorzystać swoje umiejętności nabyte w więzieniu więc zrobił pięć krzyży które przekazał do sprzedaży na jednej z aukcji. Niestety rozczarował się bardzo bo tym co w Polsce miało dużą wartość we Francji nikt się nie zainteresował. Będąc człowiekiem energicznym chciał coś robić, coś działać. Nawiązał kontakt z Maciejem Słowińskim z Radomia i razem próbowali założyć chrześcijańskie związki zawodowe. Ale nic z tego nie wyszło bo nie było wśród polonii zainteresowania tą sprawą. Inną kwestią było że Nobis zupełnie nie rozumiał emigracyjnych działaczy „Solidarności” bo byli oni skłóceni, każdemu o coś innego chodziło, toczyli jakieś spory chociaż nie bardzo było wiadomo o co. Rozczarowywał się coraz bardziej i w końcu zaprzestał kontaktów z nimi i jakiejkolwiek działalności politycznej, opozycyjnej i związkowej. Maciej Słowiński – dziś już nieżyjący – założył Sekcję Konfederacji Polski Niepodległej i działał ale już bez Nobisa. Brak perspektyw na powrót do kraju, problemy z pracą, trudności w porozumieniu się z innymi działaczami „Solidarności” sprawiły, że Nobis załamał się i wpadł w depresję. Odbiło się to na jego zdrowiu. Przypadki załamania nerwowego nie były odosobnione bo doświadczało ich wiele osób które znalazły się w ośrodkach internowania bądź musiały udać się na emigrację. Tak płaciło się za swoje poglądy polityczne.   
Przemiany polityczne w Polsce sprawiły to, że to co wydawało się niemożliwe – to znaczy powrót z emigracji do kraju – stało się faktem. Jerzy Nobis który starał się od pewnego czasu o obywatelstwo francuskie przyjechał do Polski w 1990 roku. Gdy przebywał w kraju przyszła decyzja o nadaniu mu obywatelstwa francuskiego. Po przejściu na emeryturę Jerzy Nobis wrócił na stałe do Polski i zamieszkał w rodzinnych Seredzicach. W roku 2013 zmarła jego żona Bożena.
W roku 2005 lub na początku 2006 nawiązałem telefoniczny kontakt z przebywającym we Francji Nobisem i zaproponowałem mu przeprowadzenie z nim wywiadu na temat jego działalności związkowej, internowania i życia na emigracji. Opracowywałem wtedy książkę „Solidarność starachowicka” która w założeniu miała być zbiorem wywiadów ze starachowickimi działaczami „Solidarności”. Niezwykle trudno było mi go namówić na ten wywiad bo twierdził, że on nie jest żadnym bohaterem, że robił co do niego należało itp. Jednak po moich naleganiach zgodził się w końcu i podczas jednego z przyjazdów do Polski odwiedził biuro Komisji Międzyzakładowej NSZZ „Solidarność” w MAN Bus. Tu trzeba wyjaśnić, że obecna firma MAN Bus powstała na gruzach Fabryki Samochodów Ciężarowych w której swego czasu pracował i działał Jerzy Nobis. A biuro dzisiejszej „Solidarności” której mam zaszczyt być przewodniczącym mieści się w historycznym budynku który był siedzibą Zarządu Zakładów Starachowickich przed wojną a później siedzibą dyrekcji FSC i w którym Nobis niejednokrotnie przebywał podczas swoje działalności związkowej w latach 1980-1981. Tu bowiem były spotkania z dyrekcją i tu znajdował się radiowęzeł zakładowy przez który Jerzy Nobis i i Jazek Sadowski odczytywali komunikaty „Solidarności”. Tak więc Nobis odwiedził biuro związkowe i udzielił mi bardzo ciekawego wywiadu chociaż odbywało się to opornie bo jak powiedziałem uważał on, że niczego wielkiego nie dokonał. Książka z tym wywiadem a także z wywiadami z Edwardem Dajewskim, Zbigniewem Rafalskim, Henrykiem Miernikiewiczem, Andrzejem Markowskim, Teresą Pogódek, Adamem Krupą, Edwardem Dudkiem, Tomaszem Ofmanem, Andrzejem Garbaczem, Jackiem Sadowskim, Adamem Mazurem, Andrzejem Pryciakiem, Krzysztofem Wójtowiczem a także moimi wspomnieniami ukazała się w roku 2007.
Jest rzeczą przykrą, że losami starachowickich działaczy „Solidarności” nikt się do czasu wydania mojej książki nie interesował. Nikt nie skontaktował się ani z przebywającymi na emigracji Jackiem Sadowskim, Jerzym Nobisem, Adamem Mazurem i Waldemarem Witkowskim. Nikt nie opisał ich losów nie mówiąc o tym aby ich za działalność uhonorować. Nikt też nie podjął działań aby opisać a w ten sposób przekazać potomnym to co działo się w Starachowicach w latach 1980-1989. Najgorsze w tym wszystkim jest to że zapomniano o ludziach takich jak Jerzy Nobis. A to właśnie Nobis jest tym starachowickim działaczem „Solidarność” który za swoją działalność i postawę zapłacił najwięcej.
Ponieważ uważam, że należy pamiętać o ludziach którzy angażowali się w walkę z systemem komunistycznym i że należy ich jakoś za to co robili uhonorować postanowiłem napisać książkę Jerzemu Nobisowi poświęconą. Wcześniej zaprosiłem go na uroczystość z okazji trzydziestolecia powstania NSZZ „Solidarność” zorganizowaną przez Komisję Międzyzakładową w MAN Bus w dniu 28 sierpnia 2010 roku. Uroczystość miała miejsce przed budynkiem Biura Głównego MAN Bus. Głównymi punktami uroczystości była Msza Święta i odsłonięcie tablicy upamiętniającej działaczy „Solidarności” z lat 1980-1989. Wprawdzie na tablicy która zainstalowana została na budynku Biura Głównego nie ma nazwisk działaczy z owego okresu to tablica ta poświecona jest między innymi Jerzemu Nobisowi. Mszę odprawił ksiądz Józef Domański z parafii Wszystkich Świętych a tablicę odsłonił Jerzy Nobis. Warto wspomnieć, że ksiądz dziekan Domański udzielił zebranym błogosławieństwa krzyżem wykonanym przez Jerzego Nobisa w ośrodku internowania w Nowym Łupkowie który to krzyż został konspiracyjnie przesłany do kościoła Wszystkich Świętych w roku 1982 o czym jest mowa we wcześniej prezentowanym dokumencie.
Warto wspomnieć że po wydaniu książki „Solidarność starachowicka” czyniłem starania o nadanie Jerzemu Nobisowi odznaczenia państwowego. Niestety wnioski skierowane do instytucji państwowych pozostały bez odpowiedzi. Będąc członkiem Zarządu Regionu Świętokrzyskiego NSZZ „Solidarność” miałem możliwość uhonorowania Jerzego Nobisa pamiątkowym medalem wydanym z okazji XXX-lecia powstania „Solidarności przez Region Świętokrzyski. Dobrze się stało – chociaż szkoda że nastąpiło to tak późno – że Jerzy Nobis został w ubiegłym roku odznaczony za swoje zasługi Krzyżem Orderu Odrodzenia Polski.
Jan Seweryn   
        
        
      
 
 
 

2014-08-16T19:21:15+02:00
Sob 16 Sie 2014, 19:21
Zdjęcia
2014-08-16T19:19:41+02:00
Sob 16 Sie 2014, 19:19
Dokumenty
Otwórz
Otwórz
Otwórz
Otwórz
Otwórz
Otwórz
Otwórz
Otwórz
Otwórz
Otwórz
Otwórz
Otwórz
Otwórz
Otwórz
Otwórz
Otwórz
Otwórz
Otwórz
Otwórz
Otwórz
Otwórz
Otwórz
Otwórz
Otwórz
Otwórz
Otwórz
Otwórz
Otwórz
Otwórz
Otwórz
Otwórz
Otwórz
Otwórz
Otwórz
Otwórz
Otwórz
Otwórz
Otwórz
Otwórz
2014-08-16T19:18:34+02:00
Sob 16 Sie 2014, 19:18
Pobierz wywiad
2014-08-16T19:17:55+02:00
Sob 16 Sie 2014, 19:17
Wywiad
Wywiad
JANA SEWERYNA
z
JERZYM NOBISEM

Jerzy Nobis


Gdzie Pan pracował w 1980 roku?
Pracowałem w biurze konstrukcyjnym UK Fabryki Samochodów Ciężarowych w Starachowicach. Projektowaliśmy tam urządzenia i maszyny do produkcji części do „Starów”.

Jak wyglądał Pana pierwszy kontakt z niezależnym ruchem związkowym?
Było to już po słynnych strajkach w Gdańsku, gdzie podpisano porozumienie, które umożliwiało tworzenie nowych związków zawodowych. We wrześniu 1980 roku na terenie FSC działały już osoby, które chciały utworzyć niezależny związek. Byli to między innymi Edward Imiela i Edward Dajewski. Na wydziałach organizowane były zebrania informacyjne, na których pracownicy zgłaszali różnego rodzaju postulaty i wnioski. Dochodziło nawet do krótkich przerw w pracy. Na naszym wydziale pracownicy również wyrazili wolę utworzenia nowego związku. I wtedy właśnie włączyłem się do działania.

To znaczy, że nie brał Pan udziału w spotkaniach w PAX-ie organizowanych przez Edwarda Imielę?
Nie. Ja się w to wszystko włączyłem stosunkowo późno.

W jaki sposób znalazł się Pan w Prezydium Komisji Fabrycznej?
Na Walnym Zebraniu Delegatów FSC zostałem zgłoszony jako kandydat do Komisji Fabrycznej. Miałem poparcie delegatów, zostałem wybrany a później wybrano mnie do Prezydium.

Czy miał Pan jakieś doświadczenie w działalności związkowej?
Trochę doświadczenia miałem, bo jako student Politechniki Warszawskiej działałem w Związku Młodzieży Wiejskiej (ZMW). Była to organizacja, która nie podlegała ani po Związek Młodzieży Socjalistycznej (ZMS) ani pod PZPR i miała pewien margines niezależności. Działając w ZMW nabyłem pewnego doświadczenia organizacyjnego, które później bardzo mi się przydało w działalności związkowej.

Z tego, co wiem to już jako student miał Pan pierwsze problemy z władzą ludową.
Miałem problemy i to poważne.

Jakiego rodzaju były to problemy?

Jako studenci pracowaliśmy przy myciu szyb w halach produkcyjnych. Pracowaliśmy na umowie o dzieło. Nie wiadomo, dlaczego postawiono nam zarzut, że zawyżyliśmy kosztorys. Udowadniano nam, że mieliśmy mieć płacone z metrażu, a przecież metraż nic tu nie miał do rzeczy, ponieważ jak mówiłem mieliśmy umowę o dzieło. Sprawa została skierowana do sądu, a sąd nie uznał, że to była umowa o dzieło. W ten sposób znalazłem się w kolizji z prawem.

To znaczy, że był Pan sądzony?
Tak byłem sądzony.

Jaki pan dostał wyrok?
Pięć lat więzienia.

Coś podobnego! To, to mycie szyb to było takie wielkie przestępstwo? Wydaje mi się, że nie ma wielkiego znaczenia czy było to mycie na umowę o dzieło czy mycie z metrażu, bo jakby nie patrzeć to była to drobna sprawa. Jeżeli rzeczywiście było to jakieś przestępstwo.
No nie była to drobna sprawa, bo myliśmy kilka hal, więc był to dość duży metraż szyb do umycia, a kodeks karny stanowił, że jeżeli przestępstwo było na ponad 100 tysięcy złotych to było to poważne przestępstwo zagrożone dużo wyższym wyrokiem niż do 100 tysięcy złotych. Jeszcze podciągnęli nas pod przestępczość zorganizowaną, co nie było takie trudne, bo pracę tę wykonywaliśmy w kilka osób. Według sądu była to grupa przestępcza.

Jeżeli dobrze rozumiem to jako studenci dorabialiście sobie myciem szyb.
Tak właśnie było. Działo się to wszystko w roku 1968 w czasie słynnych protestów studenckich. W tym czasie próbowaliśmy zakładać na uczelni ZSL (Zjednoczone Stronnictwo Ludowe), ale władzom się to nie podobało.

Może to przez Pańską działalność na uczelni miał Pan problemy z wymiarem socjalistyczne sprawiedliwości?
Być może. Od wyroku nie odwoływałem się, ponieważ zanim się wyrok uprawomocnił to ja już przesiedziałem prawie pięć lat. Gdy zostałem zwolniony z więzienia przyjechałem do Starachowic i znalazłem zatrudnienie w FSC.

Czy czuł się Pan winny?
W żadnym wypadku nie czułem się winny i nie miałem sobie nic do zarzucenia.

W takim razie, dlaczego skazano Pana na więzienie?
Działo się to, jak już mówiłem, w roku 1968. W roku tym był bunt studentów i władza chciała się na nas za ten bunt odegrać i imała się różnych sposobów. Jak wyglądały wtedy sądy miałem przykład, gdy pracowaliśmy w więziennym biurze konstrukcyjnym na Służewcu. Główny oskarżony z naszej grupy zdecydował, że należy tę naszą sprawę zakończyć. Stwierdził, że niech zatwierdzą wyroki i niech nam dadzą spokój. Zadzwonił, więc do sędziego, który prowadził naszą sprawę, podał się za kogoś ważnego i polecił, aby zamknąć naszą sprawę. I sprawa wkrótce została zamknięta.

Ilu was było oskarżonych?
Pięciu studentów i dwóch pracowników zakładu.

Odsiedział Pan całe pięć lat. To znaczy, że wyszedł Pan w 1973 roku. Muszę przyznać, że nie wiedziałem o tym, że Pan tyle lat spędził w więzieniu.

Nie chwaliłem się tym. Kierownik wydziału, na którym pracowałem wiedział, ale jak już mówiłem nie opowiadałem o tym.
Jaki był Pański udział w strajkach studenckich 1968 roku?

Oczywiście brałem aktywny udział w tych wydarzeniach. Wszystko zaczęło się od zdjęcia przez cenzurę „Dziadów”. Po tych wydarzeniach na Uniwersytecie Warszawskim zaczęły się wiece, na których wznoszono hasła „Prasa kłamie”. Pod nasz akademik przyszła grupa studentów z Uniwersytetu i wiece zaczęły się także i u nas na Politechnice. O tym, kiedy u nas organizowany jest wiec dowiadywaliśmy się od naszych wykładowców, którzy mówili na przykład tak: „Słuchajcie dzisiaj o godzinie jedenastej jest wiec w auli głównej, ale proszę was abyście tam nie szli”. Po takiej wypowiedzi wiadomo było, o co chodzi i wszyscy o określonej godzinie tam szli. Pamiętam jak szliśmy od gmachu głównego Politechniki pod redakcję „Życia Warszawy”, która znajdowała się bodajże na ulicy Marszałkowskiej. Nie było to w każdym razie zbyt daleko od Politechniki. Manifestacja była bardzo duża, bo zebrało się nas kilka tysięcy studentów. Szliśmy i skandowaliśmy „Prasa kłamie, prasa kłamie!”. Szedłem w środku tej manifestacji a tu nagle ni z tego ni z owego znalazłem się na jej czele a na wprost mnie stał szpaler ZOMO-wców. I w tym momencie nastąpił ich atak na naszą manifestację. Tak się jakoś złożyło, że znajdowałem się na wprost budynku, który był akurat rozbierany. Nawet nie wiem jak znalazł się w moim ręku kamień czy cegła, którą rzuciłem w atakujących ZOMO-wców. Inni studenci też rzucali, czym kto mógł. Ale oczywiście siła była po stronie milicji i manifestacja została rozpędzona. Każdy uciekał gdzie mógł, bo milicja używała pałek i niejeden student został porządnie „spałowany”.

Pan też dostał pałą?
Ja nie dostałem, ale moi koledzy dostali. Milicja nie żartowała. Uzbrojeni byli w tarcze, długie pały na głowach mieli hełmy. Po tych manifestacjach zaczęły się strajki na uczelniach. Na Politechnice także rozpoczął się strajk, ale nie pamiętam jak długo on trwał.

Jak dużo studentów brało udział w tym strajku?
Bardzo dużo.

I jak się to wszystko skończyło?
Strajk rozwiązał się sam.

A czy za udział w strajku były jakieś represje ze strony władzy?
U nas na Politechnice chyba nikt nie został aresztowany, ale na Uniwersytecie aresztowania były.

A czy były przypadki wyrzucania ze szkoły?
Tak były, ale nie pamiętam ile osób było wyrzuconych.

Mówił Pan wcześniej, że na Politechnice próbowaliście założyć ZSL. Niech Pan powie czy wam się to udało i kiedy się to działo. Czy było to w czasie tych strajków? I jeszcze jedno pytanie, co to miało na celu?

Tak to było w czasie studenckich strajków, a cel był taki, aby nie zapisać się do PZPR-u, bo PZPR naciskała, aby członkowie Związku Młodzieży Wiejskiej, (ZMW) się zapisywali. Ale my nie chcieliśmy się zapisywać i twierdziliśmy, że nie jest to nam ideowo pokrewna partia. Dla nas partią pokrewną było właśnie ZSL. Niestety nie udało nam się ZSL-u na Politechnice założyć, bo nam nie pozwolili.

Jakie funkcje Pan pełnił na Politechnice?
Byłem przewodniczącym ZMW na jednym z wydziałów, a później zostałem także wiceprzewodniczącym zarządu uczelnianego. Byłem dosyć aktywnym działaczem a doświadczenie, które wtedy zdobyłem przydało mi się później w „Solidarności”. Jako ZMW konkurowaliśmy z ZMS-em. Ciągle były jakieś podchody do naszej organizacji a doszło nawet do tego, że próbowano ZMW usunąć z uczelni.

Na czym polegała Pańska praca jako członka Prezydium Komisji Fabrycznej?
Była to raczej taka praca papierkowa. Przygotowywałem zebrania Komisji Fabrycznej, pilnowałem, aby sprawy zgłaszane do związku były odpowiednio załatwiane. Gdy ogłaszane były strajki to ja te strajki organizowałem.

Z tego, co wiem to był Pan osobą, która wykonywała w Prezydium największą pracę. Był Pan również osobą, która starała się łagodzić konflikty, które co jakiś czas się pojawiały.
Po tych dwudziestu sześciu latach, które upłynęły od tamtego czasu to trudno mi jest krytykować tego czy innego członka Prezydium, ale faktem jest, że Imieli i Dajewskiemu wydawało się, że krzykiem narzucą swoją wolę innym członkom Prezydium albo Komisji Fabrycznej. Niejednokrotnie zdarzało się, że naskakiwali na Jacka Sadowskiego zarzucając mu, że nie pisze tak jak by oni chcieli. Bo jak pan wie Jacek prowadził gazetkę związkową „Wiadomości Związkowe”, w której pisał o tym, co się w związku dzieje. Nie zawsze dyrekcja zakładu zgadzała się z tym, co było w tej gazetce publikowane i interweniowała u Dajewskiego i Imieli, a oni z kolei atakowali Jacka. Starałem się łagodzić te konflikty, bo uważałem, że to, co Jacek robił było słuszne i pożyteczne.

Co Pan może powiedzieć o stosunkach pomiędzy dyrekcją fabryki a zarządem związku, czyli Prezydium Komisji Fabrycznej? Jak się układała współpraca?
Większych konfliktów to raczej nie było. Ale oczywiście były jakieś zadrażnienia. Na przykład, gdy ogłaszaliśmy strajk – pamiętam taki strajk o służbę zdrowia – to dyrektor Jaworski nie mógł pogodzić się z tym, że przewodniczący strajku jest najważniejszą osobą w zakładzie i to od niego zależy, co się w zakładzie dzieje. Jaworskiemu wydawało się, że on może wydawać polecenia a wszyscy inni muszą je wykonywać.

Jak się układała Pańska współpraca z innymi członkami Prezydium?
Myślę, że dobrze się nam współpracowało, chociaż z drugiej strony uważałem, że Edek Dajewski i Edek Imiela za dużo krzyczeli. Chcieli swoją wolę narzucać krzykiem. Trochę mnie to denerwowało i starałem się wpływać na nich tak, aby spory rozwiązywać nie krzykiem, ale w sposób demokratyczny, czyli przez głosowanie czy przekonywanie do swoich racji.

Udawało się to Panu?
Raczej mi się udawało.

Jak przebiegały obrady Komisji Fabrycznej, bo jak wiemy było to duże ciało, które liczyło 150 osób?
Jeżeli chodzi o Komisję Fabryczną to zawsze byłem przekonany, że popełniony został duży błąd, jeżeli chodzi o jej liczebność. Była ona po prostu za duża. Zapanowanie nad taki wielkim zgromadzeniem w tym czasie to nie była taka prosta sprawa. Doświadczenie, które zdobyłem działając w ZMW pomagało mi prowadzić tak zebrania, aby był jakiś porządek i żeby z tych obrad wychodziły jakieś konstruktywne wnioski. Pamiętam, że zasadą było, że na początku każdego posiedzenia Komisji Fabrycznej zdawaliśmy sprawozdanie, co z wniosków złożonych na poprzednim zebraniu zostało zrealizowane. Osoby, które zajmowały się rozwiązywaniem poszczególnych spraw były po prostu rozliczane z tego jak się z tych zadań wywiązały. Jak mówiłem prowadzenie zebrań Komisji Fabrycznej było trudne, ale ja jakoś dawałem sobie radę.

Wiem, że często zebrania te były bardzo burzliwe.
Tak, czasami to naprawdę trudno było nad tak wielką grupą osób zapanować. Uważam, że ktoś celowo wmanewrował nas w tak dużą Komisję Fabryczną. Propozycja stupięćdziesięcioosobowej Komisji Fabrycznej padła z ust Jerzego Głowackiego, był to członek PZPR.

Niech Pan powie, co Pan myśli o tym, że do „Solidarności” przyjmowani byli członkowie PZPR. Czy nie było to błędem?
Myślę, że każdy człowiek ma zawsze czas na nawrócenie. Jeżeli jakiś członek PZPR-u chciał się nawrócić to w tamtym czasie miał ku temu znakomitą okazję. Dlatego nie uważam, że przyjmowanie członków Partii do „Solidarności” było błędem. Powiem więcej. Działalność niektórych członków PZPR w „Solidarności” bardzo sobie ceniłem. Przykładem jest Aleksander Paniec który wiele dobrego zrobił dla związku. Olek działał również w Radzie Pracowniczej. Jego działalność oceniam pozytywnie. Ale z drugiej strony działalność Głowackiego oceniam bardzo źle.

Dlaczego?
Jakoś nie byłem przekonany do tego człowieka i do tego, co on w „Solidarności” robił. Nie chciałbym po tylu latach wracać do tamtych spraw, bo nie wiem, co Głowacki teraz robi.

Z tego, co wiem to Głowacki już nie żyje.
Powiem krótko. Uważam, że z działalności Głowackiego więcej pożytku miała PZPR niż „Solidarność”.

Pan ma na temat Głowackiego zupełnie inne zdanie niż Edward Dajewski, który w wywiadzie ze mną wystawił Głowackiemu bardzo dobrą opinię twierdzące, że był on dla „Solidarności” bardzo cenną osobą.
No nie wiem jak ocenia Głowackiego Edek Dajewski i jak oceniają go inni członkowie Prezydium, jak chociażby Jacek Sadowski. Co by nie mówić to w Prezydium był jednak pewien podział. Może nie był on zbyt wyraźny, ale był. Z jednej strony byli Imiela i Dajewski a z drugiej nieżyjący już Tadeusz Kopeć, Piotr Kępa, Jacek Sadowski i ja. Między tymi dwiema grupami dochodziło często do różnego rodzaju sporów.

Mówi Pan, że Prezydium Komisji Fabrycznej było nieformalnie podzielne na dwie grupy jedna to była grupa Imieli i Dajewskiego, a w drugiej był Jacek Sadowski, Piotr Kępa, Tadeusz Kopeć i Pan, ale w Prezydium był jeszcze jeden człowiek, którego Pan nie wymienił. Nazywał się Stanisław Zawór. Do której grupy by go Pan przypisał?
W zasadzie to on nie był po żadnej stronie. Zawór to właściwie do niczego się nie włączał i chociaż był członkiem Prezydium to nie był zbyt aktywny. Zawór był z Huty i tam miał dyżury a na Zakład Górny to przychodził tylko na zebrania Prezydium.

Nie wiem czy Pan wie, że Zawór po stanie wojennym zakładał na Hucie związek OPZZ.
No, tego to nie wiedziałem. Czy był on aktywnym działaczem?

Musiał być aktywnym działaczem skoro był jedną z osób, które ten związek tworzyły.
To ciekawe, bo jak mówiłem w „Solidarności” to on aktywny nie był. Widocznie czekał na swój czas.

Co pan może powiedzieć o Henryku Miernikiewiczu? Myślę, że go Pan zna.
Tak, oczywiście, że go znam.

Miernikiewicz twierdzi, że było od związku odsuwany. Mało tego, on uważa, że był w związku dyskryminowany.
Było w związku kilka takich osób, które bardzo często przychodziły do naszego biura związkowego. Nas w Prezydium było siedem osób i my mieliśmy etaty, ale te osoby, które często do związkowego biura przychodziły etatów nie miały. Ja się nieraz zastanawiałem jak ci ludzie pracują, bo przecież przychodzili w czasie swoich godzin pracy. Jedną z takich osób był Heniek Miernikiewicz. Nie wiem jak on godził swoje obowiązki pracownicze z częstym przebywaniem w biurze związkowym. Nie uważam, że Miernikiewicz był w związku dyskryminowany. Gdyby był przez ludzi popierany to przecież byłby wybrany do Komisji Fabrycznej, a jak wiadomo wybrany nie został. Widocznie nie miał zaufania wśród ludzi.

W wywiadzie ze mną Edward Dajewski twierdzi, że Miernikiewicz nie był członkiem „Solidarności”.
Nie pamiętam czy Miernikiewicz był członkiem „Solidarności”, ale wydaje mi się, że chyba był skoro do nas przychodził.

Miernikiewicz twierdzi, że deklaracje składał dwa albo trzy razy, ale one gdzieś ginęły.
Było to niemożliwe, aby zginęła deklaracja. Może gdzieś na wydziale się zawieruszyła, ale nie w biurze związkowym. Nie mogę z całą stanowczością powiedzieć czy Miernkiewicz formalnie był członkiem związku czy nie był. Po prostu nie pamiętam takich szczegółów. Jeszcze wrócę do tego, o czym wcześniej mówiłem. Tych ludzi, którzy w czasie pracy przychodzili do naszego biura i przesiadywali w nim całymi godzinami to ja nie bardzo ceniłem, bo uważałem, że jest to strata czasu. No, bo działalność związkowa to jedna rzecz a praca zawodowa to rzecz inna. Jest czas na pracę i jest czas na działalność związkową. Doprawdy nie mogłem zrozumieć jak oni mogli pogodzić jedno z drugim i jak mogli sobie pozwolić na przebywanie całymi godzinami w biurze związkowym.

Wrócę jeszcze do Henryka Miernikiewicza. On uparcie twierdzi, że w tym czasie był on bardzo aktywny, ale wy, to znaczy Prezydium, nie chcieliście z tej jego aktywności korzystać.
Miernikiewicz przesadza i to bardzo.

Wiem, że pomiędzy Andrzejem Markowskim a Imielą i Dajewskim dochodziło do częstych konfliktów i starć. O co w tych sporach chodziło?
Dobrze pamiętam Andrzeja Markowskiego, który był członkiem Komisji Fabrycznej i delegatem na Pierwszy Krajowy Zjazd Delegatów „Solidarności” i który mieszkał blisko mnie na ulicy Zakładowej, ale o co dochodziło do konfliktów pomiędzy nim a Dajewskim i Imielą to nie mogę sobie przypomnieć.

Z tego, co się dowiedziałem to Markowski miał bardzo radykalne poglądy, z którymi nie wszyscy się zgadzali.
Być może to w ocenie Markowskiego jego poglądy były radykalne, ale w mojej ocenie nie był on jakimś wielkim radykałem i dlatego uważam, że jego poglądy nie były szczególnie radykalne.

Czy były jakieś oznaki, że będzie wprowadzony stan wojenny?
Trzy dni przed stanem wojennym dostałem informacje, od kolegi, który się nazywał, bodajże, Siwiec, że są zrobione listy osób, które wkrótce zostaną aresztowane. Było słychać, że coś się dzieje, ale o tym, że będzie wprowadzony stan wojenny to nikt nie wiedział.

Wiem, że w FSC była powołana tajna Komisja Fabryczna „Solidarności”, która miała rozpocząć działalność w wypadku gdyby członkowie jawnej Komisji Fabrycznej zostali aresztowani.
Tak, była powołana taka tajna komisja, która miała być uruchomiona gdyby została zawieszona legalna działalność związku. Komisja ta została powołana po słynnym zebraniu Komisji Krajowej, które odbyło się w Radomiu i na którym była mowa o tym, że może dojść do walki o demokrację. Wtedy zaczęliśmy się przygotowywać na najgorsze i właśnie w ramach tych przygotowań powołaliśmy tę komisję. Niestety dzisiaj już nie pamiętam, kto wszedł w jej skład.

Szkoda, że Pan tego nie pamięta, bo byłaby to bardzo ważna informacja.
Od tego czasu minęło już tak wiele lat, że nie pamiętam wielu nazwisk, ale i wielu faktów.

Faktem jest, że ta tajna komisja się nie sprawdziła, bo wprowadzono stan wojenny, aresztowano działaczy związkowych a komisja w ogóle nie podjęła działalności.
Zgadza się.

Jak się dla Pana zaczął stan wojenny?
W tym czasie przebywałem na szkoleniu związkowym, które odbywało się w ośrodku pod Kielcami. Tuż przed północą w telewizorze pokazał się generał Jaruzelski, który mówił o wprowadzeniu stanu wojennego. Kompletnie nie wiedzieliśmy, o co chodzi. Ale nie mieliśmy czasu, aby się nad tym zastanawiać, bo ośrodek został otoczony przez milicję i do budynku wdarli się milicjanci. Na korytarzach słychać było tupot ciężkich butów. Zostaliśmy wyprowadzeni z pokoi i wsadzeni do milicyjnych samochodów. Wieźli nas przez las. Byłem wtedy w strachu, bo obawiałem się, że mogą się w tym lesie zatrzymać i nas zastrzelić. Po nich można się było wszystkiego spodziewać. Odetchnąłem dopiero wtedy, gdy przywieźli nas do więzienia do Kielc, które znajdowało się na Piaskach.

Czy podczas aresztowania zakuwano was w kajdanki?
Nie, nie zakuwali nas, bo milicjantów było bardzo dużo. Myślę, że było ich więcej niż nas.

Kto ze Starachowic był jeszcze tam aresztowany?
Razem ze mną na tym szkoleniu był jeszcze Krzysztof Nowak, który był członkiem Komisji Fabrycznej i który razem ze mną został internowany.

Zawieźli was na Piaski i co było dalej?
Przywożono wciąż nowych ludzi, którzy opowiadali, w jaki sposób zostali aresztowani. Opowiadano o włamaniach do mieszkań i o wyważaniu drzwi. W moim mieszkaniu również wyważono drzwi, ale mnie nie zastali, bo jak mówiłem byłem na szkoleniu.

Czy był Pan przesłuchiwany?
Byłem przesłuchiwany, ale nie od razu, lecz dopiero po kilku tygodniach. Żyliśmy w pełnej nieświadomości, co do naszego losu, bo nie wiedzieliśmy, co z nami zrobią.

O co Pana pytano podczas przesłuchiwania?
Przesłuchiwał mnie taki rudy SB-ek ze Starachowic. Nie bardzo pamiętam, o co mnie pytano, ale niektórzy z tych, którzy byli przesłuchiwani opowiadali, że proponowano im podpisanie zobowiązania, że nie będzie się prowadzić działalności związkowej. Gdy ktoś takie oświadczenie podpisał był zwalniany do domu.

Czy Panu też proponowano podpisanie oświadczenia o zaniechaniu działalności?
Nie, mnie czegoś takiego nie proponowano.

Jak Pan myśli, dlaczego?
Może wiedzieli, że nie podpiszę. Chociaż z drugiej strony doradzałem innym, aby podpisywali, bo nie było sensu siedzieć w więzieniu, a przecież podpis pod przymusem nie ma żadnego znaczenia. Nasza niepewna sytuacja doprowadziła do tego, że podjęliśmy strajk głodowy, podczas którego domagaliśmy się wyjaśnienia naszego losu oraz wyjaśnienia i ukarania winnych strzelania do ludzi w roku 1970 na Wybrzeżu a także pociągnięcia do odpowiedzialności za wydarzenia w Radomiu. Głodówka ta trwała dziesięć dni, bo na tyle została zaplanowana. Myślę, że oni też wiedzieli o tym jak długo zamierzamy głodować i w związku z tym nie bardzo się tym naszym protestem przejmowali.

Skąd mogli o tym wiedzieć?
A bo to mało było różnych donosicieli.

Czy namawiano Pana do współpracy?
Nie namawiali mnie do żadnej współpracy.

A czy proponowano Panu wyjazd z kraju?
Bezpośrednio mi nie proponowali, ale i nie musieli, bo ja im powiedziałem, że jeżeli wyjdę to z Polski wyjadę.

Jak przebiegało życie w kieleckim więzieniu?
Początkowo było bardzo ciężko, bo cele były zamknięte i panował dosyć duży rygor. W celach było nas po pięć albo po sześć osób. Z kolegami z innych cel można się było spotykać tylko na „spacerniku” podczas spaceru. Podczas spacerów wymienialiśmy między sobą informacje o tym, co się dzieje w kraju i w mieście. Nasza sytuacja była tak trudna i niepewna, że ludzie się załamywali. Były problemy z Michałem Pytlarzem, który dostał depresji. Wiem, że Michał już nie żyje.

Tak zmarł w tym roku.
Pytlarz się w więzieniu załamał, ale załamał się również Miernikiewicz. To tyle, jeżeli chodzi o ludzi ze Starachowic, ale było dużo więcej takich przypadków. Ludzie nie wytrzymywali tej presji, tego zamknięcia i odizolowania od rodzin.

Kiedy miał Pan pierwsze widzenie z rodziną?
Było to na pewno po Świętach Bożego Narodzenia. Żona przez dłuższy czas nie wiedziała, co się ze mną dzieje.

Nie poinformowano jej gdzie się Pan znajduje?
Nie, nikt jej nie poinformował. Był człowiek i nie ma człowieka.

Myślę, że żyjąc w takiej niepewności bardzo to przeżywała.
Na pewno bardzo to przeżywała, bo w czasie, gdy przebywałem w wiezieniu bardzo zeszczuplała.

Jak długo Pan siedział w Kielcach?
Z Kielc przewieźli nas do Załęża koło Rzeszowa, było to chyba w maju. Tu jeszcze powiem, że ta nasza głodówka spowodowała to, że do więzienia przyjechała jakaś międzynarodowa komisja do spraw praw człowieka. Po wizycie tej komisji rygory więzienne znacznie zmniejszono. Między innymi otwarto cele i można było swobodnie poruszać się po oddziale.

Kto oprócz Pana ze Starachowic był przewieziony do Załęża?
Był ze mną Jacek Sadowski. W Załężu górnicy ze Śląska, którzy też tam przebywali, zaczęli fedrować ściany cel i tak to im sprawnie poszło, że porobione były przejścia z jedne celi do drugiej na całej długości korytarza. Można było nimi przechodzić swobodnie. W zasadzie cały oddział został zrujnowany.

A co na to zarząd więzienia?
Zostały wezwane specjalne jednostki ZOMO. Załadowano nas do więźniarek i wywieźli nas do Łupkowa.

Czy podczas pobytu w więzieniu dostawał Pan jakąś pomoc z zewnątrz?
Były komitety pomocy internowanym, które organizowały wyjazdy na widzenia dla członków rodzin internowanych. Otrzymywaliśmy także paczki żywnościowe. Dostawaliśmy również odzież, ale oddawaliśmy ją na widzeniach rodzinom, bo nie była nam ona potrzebna. Dużo pomagał nam również Kościół. Była to pomoc różnego rodzaju. Jedną z form tej pomocy były msze, które rozpoczęto odprawiać od Świąt Bożego Narodzenia. Odwiedzali nas księża z Lublina z Radomia i z innych miast. Odwiedzał nas między innymi biskup Jaworski, który został biskupem w czasie, gdy byliśmy internowani. Od kościoła dostawaliśmy także paczki żywnościowe, które pochodziły z zagranicy. Pomagano także naszym rodzinom. Podczas internowania każdy z internowanych czymś się zajmował, aby wypełnić czas. Byli tacy, którzy robili stemple i znaczki, inni śpiewali w chórze i były osoby, które zajmowały się robieniem krzyży. Krzyże te zaczęli robić Urbaniak z Kielc i Krzysiek Głąb ze Skarżyska a później ja do nich dołączyłem. Gdy oni zostali z wiezienia zwolnieni to cały ten „warsztat” do robienia krzyży przeszedł na mnie. Ale podczas, „kipiszy”, które co jakiś czas były przeprowadzane w celach wszystkie te narzędzia mi konfiskowali. Wtedy ja pisałem skargi do naczelnika więzienia i powiadamiałem o tym biskupa. Krzyży i krzyżyków wykonałem bardzo dużo myślę, że co najmniej trzysta a może i czterysta sztuk. Z tego powodu koledzy zaczęli mnie nazywać „Brat Krzyżyk”. Krzyże, które robiłem wykonywane były z puszek po konserwach i były one najrozmaitszej wielkości. Jedne były wielkości trzydziestu centymetrów i te były przeważnie przeznaczone dla internowanych, ale były i takie, które były większe i przeznaczone były dla kościołów. Na moją działalność krzywo patrzył naczelnik wiezienia. Pamiętam, że gdy zostałem wylosowany w losowaniu na samochód na przedpłatę i gdy okazało się, że żona nie może go odebrać, lecz muszę to zrobić ja osobiście, żona zwróciła się do komendanta WKMO w Kielcach, aby mnie zwolnił na przepustkę dla załatwienia formalności związanych z tym samochodem. Wtedy komendant zaczął do żony krzyczeć, że jak on ma mi udzielić przepustki skoro ja zajmuję się robieniem krzyży. Przecież Polska Ludowa nie po to mnie wykształciła. Z trudnościami, ale jednak udało się żonie załatwić dla mnie przepustkę na siedemdziesiąt dwie godziny. Z przepustki tej nie wróciłem jednak w terminie, ponieważ samowolnie ją sobie przedłużyłem, ponieważ Polmozbyt w Radomiu, w którym miałem załatwiać sprawy związane z odbiorem samochodem nie był w sobotę czynny, więc nic nie mogłem załatwić. Postanowiłem, że skoro zwolniono mnie po odbiór samochodu, to wrócę dopiero gdy samochód odbiorę. Gdy wróciłem nadzór więzienny bardzo się zdziwił, że już jestem.

A co myśleli, że Pan nie wróci?
Tak pewnie myśleli.

A nie miał Pan chęci, aby nie wrócić?
Nie, ponieważ liczyłem na to, że wkrótce zostanę zwolniony, bo był już przecież sierpień i bardzo dużo kolegów zwolniono. Ale jednak się przeliczyłem, bo jeszcze kilka miesięcy mnie trzymali.

Jak długo Pan siedział?
Z Łupkowa wyszedłem w listopadzie. Siedziałem prawie rok.

Jak Pan myśli, dlaczego tak długo Pana trzymali? Dajewskiego zwolniono przed pierwszym maja 1982 roku, Imielę jeszcze wcześniej, bo na Święta Bożego Narodzenia był już w domu, a Pan ciągle siedział.
Myślę, że uznany zostałem za szczególnie groźnego z tego tytułu, że organizowałem wszystkie strajki, jakie się w FSC odbyły. Może „docenili” to, że byłem dobrym organizatorem i w związku z tym obawiali się, że jeżeli mnie wypuszczą to mogę znów zacząć coś robić. Dopiero, gdy byli pewni, że opuszczę Polskę to mnie zwolnili.

Dlaczego Pan chciał wyjechać z Polski?
Przestałem wierzyć w to, że może się tu coś zmienić. Byłem załamany i uważałem, że komunizm tak siew Polsce zakorzenił, że żadna siła go nie ruszy. Gdy wyjeżdżałem to nie wierzyłem, że jeszcze kiedykolwiek do Polski wrócę. Dostałem paszport w jedną stronę i w związku z tym drogę do Polski miałem zamkniętą. Byłem zaskoczony tymi zmianami, które nastąpiły po 1989 roku. Wprawdzie komuna nie padła całkowicie, ale w Polsce nastąpiły duże zmiany. System komunistyczny po prostu zbankrutował i to nie tylko w naszym kraju, ale w Związku Radzieckim i w innych krajach komunistycznych. To, że działacze komunistyczni nadal są przy władzy to jest tak, dlatego że niewykorzystana została okazja. Nie było pójścia za ciosem. Od razu trzeba było zrobić lustrację a nie dopiero po dwudziestu pięciu latach. Trzeba było zrobić tak, aby aktywiści partyjni nie mieli prawa wchodzić do żadnych władz. Niestety tego nie zrobiono.

W którym roku Pan wyjechał?
W lipcu 1983 roku.

Czy po wyjściu z wiezienia prowadził Pan jakąś działalność opozycyjną?
Nie włączyłem się w żadną działalność, bo w pracy zostałem przeniesiony na inny wydział i tam już nikogo nie znałem a nawet, jeżeli byli tam jacyś moi znajomi to omijali mnie bokami. Nie chcieli się narażać na jakieś przykrości z powodu kontaktów ze mną. Pamiętam takiego sąsiada, który też był w naszej Komisji Fabrycznej i pracował na wydziale remontowym, na który zostałem przeniesiony. Udawał, że mnie nie zna.

W jakim zawodzie Pan tam pracował?
Po skończeniu kursu hydrauliki zajmowałem się diagnozowaniem, co było uszkodzone w maszynach, które wydział przyjmował do remontu. Nie byłem, już jak poprzednio konstruktorem, ale osobą, która zajmowała się wyszukiwaniem usterek w danej maszynie.

Czy miał Pan problemy z powrotem do pracy?
Nie, żadnych problemów nie miałem z tym zastrzeżeniem, że nie wróciłem do tej samej pracy, co przed internowaniem, ale skierowano mnie na zupełnie inne stanowisko.

Czy, gdy wrócił Pan do pracy po internowaniu, kontaktował się Pan z innymi członkami Prezydium Komisji Fabrycznej, między innymi z Dajewskim i Imielą?
Jakichś takich specjalnych kontaktów to nie było. Nie spotykaliśmy się ze sobą i nie planowaliśmy żadnej działalności opozycyjnej. Spotykałem się jedynie, i to nie zbyt często, z Edwardem Dudkiem i Krzysztofem Muzyką. Ale z Imielą i z Dajewskim nie spotykałem się.
Mówi Pan, że w żadnej działalności opozycyjnej Pan nie uczestniczył, ale z pewnych źródeł wiem, że brał Pan udział w tajnym spotkaniu z Wałęsą.
Wiedziałem, że Wałęsa miał być w Skarżysku, więc z Krzyśkiem Muzyką pojechaliśmy na to spotkanie. Było również spotkanie w Wąchocku, na którym było również Edek Dudek.

Dlaczego na emigrację wybrał Pan akurat Francję?
Bo Stany Zjednoczone nie chciały mnie przyjąć.

Dlaczego?
Byłem w ambasadzie amerykańskiej i na wniosku, który tam musiałem wypełnić napisałem zgodnie z prawdą, że byłem karany i to od razu mnie zdyskredytowało. Oni tych, którzy byli karani do siebie nie wpuszczali. Gdy mój wniosek został przez Stany Zjednoczone odrzucony, złożyłem następny wniosek do Francji. I z Francji otrzymałem pozytywną odpowiedź.

Jak Pan przyjęto we Francji?
W pierwszym okresie zostaliśmy zgrupowani w ośrodkach dla uchodźców politycznych, który znajdował się w Laon. Był to ośrodek dla uchodźców, w którym przebywali ludzie z różnych krajów, między innymi z Wietnamu, Kambodży, byli Cyganie z Rumunii no i byli także Polacy. Zapewniono nam tam zakwaterowanie i wyżywienie na koszt państwa. Ale jakiejś specjalnej pomocy to nie otrzymywaliśmy. Na przykład przy poszukiwaniu pracy czy pomocy finansowej. W ośrodku tym przebywałem pół roku, chociaż normalnie można tam było przebywać do trzech miesięcy. Ale podczas mojego wyjazdu do Jacka Sadowskiego, do Tuluzy, na dworcu ukradziono mi wszystkie dokumenty. Musiałem wyrabiać nowe, a ponieważ to trwało, przedłużono mi pobyt w ośrodku o dalsze trzy miesiące. W poszukiwaniu pracy nie pomagała ani „Solidarność” z Paryża, do którego trzeba było pociągiem ponad dwie godziny, ani władze francuskie. Trzeba sobie było radzić samemu.

To nie było wesoło.
No, nie było. Ten okres fascynacji Francuzów „Solidarnością” już dawno minął. Tuż po wprowadzeniu stanu wojennego, Polaków przyjmowano we Francji z otwartymi rękami, ale gdy ja przyjechałem, to ten okres fascynacji już minął. Muszę powiedzieć, że inaczej to sobie wyobrażałem, liczyłem, że gdy przyjadę otrzymam konkretną pomoc. A tu nie było prawie żadnej pomocy. Jedynie po czterech miesiącach pobytu w ośrodku, gdy zostaliśmy uznani za bezrobotnych, otrzymaliśmy z żoną zasiłek solidarnościowy dla bezrobotnych. Było to niedużo, ale jednak na jakieś drobne wydatki coś mieliśmy.

Musiał więc Pan szukać pracy na własną rękę.
Z ośrodka w Laon przeprowadziliśmy się pod Paryż do Vesinet. Do centrum Paryża było dwadzieścia minut drogi. Najpierw zacząłem chodzić na kursy języka francuskiego. Dopiero w kwietniu zacząłem pracować w pewnym biurze konstrukcyjnym. Chociaż nie znałem jeszcze języka, właściciel biura przyjął mnie gdyż jak mówił język techniczny jest językiem ogólnoświatowym. A ten przecież dobrze znałem. I rzeczywiście jakoś sobie dałem radę. Pracowałem prawie cały czas w tym samym miejscu, chociaż po jakichś dwóch latach biuro zbankrutowało to właściciel zaproponował mi abym u niego został. Myślę, że między innymi, dlatego, że najmniej ze wszystkich zarabiałem. Zakład przejął syndyk i biuro dalej działało, chociaż pracowało nas tam tylko dwóch. Po jakimś czasie biuro znów zaczęło dobrze prosperować i zatrudnienie wzrosło do trzynastu czy czternastu osób.

Gdzie Pan mieszkał?
Po wyjeździe z ośrodka dla emigrantów zamieszkaliśmy u właściciela domu, u którego zatrudnienie znalazła moja żona przy sprzątaniu jego trzystumetrowego mieszkania. W zamian za to sprzątanie otrzymaliśmy pokój z kuchnią i łazienką i tam mieszkaliśmy. Dopiero, gdy zacząłem zarabiać, rozpocząłem poszukiwanie samodzielnego mieszkania. Przy pomocy merostwa dostałem mieszkanie niedaleko mojego miejsca pracy.

Czy Pańskim losem interesowała się „Solidarność”?
Nikt się mną nie interesował, chociaż często tam jeździłem, bo brałem książki, aby je wysłać do kraju. Były to oczywiście książki w Polsce zakazane.

W jaki sposób dostarczał Pan te książki do Polski?
Robiło się paczkę z żywnością a pomiędzy tę żywność wkładało się książki.

Do kogo Pan wysyłał paczki?
Do rodziny i do kolegi Kazimierza Koruby z Buska Zdroju.

Co to były za książki?
Był między innymi „Archipelag Gułag”, „Paryska Kultura” i inne, które w Polsce były zakazane.

To znaczy, że Pan wspomagał „Solidarność” a nie „Solidarność” Pana.
„Solidarność” w niczym mi nie pomogła. A zresztą jak już mówiłem „Solidarność” wtedy, gdy ja przyjechałem do Francji to już nie była „na fali”. Próbowaliśmy z pochodzącym z Radomia (nieżyjącym już) Maciejem Słotwińskim wrócić do działalności i planowaliśmy założyć chrześcijańskie związki zawodowe, ale nic z tego nie wyszło, bo nie było zainteresowania polonii francuskiej. Działacze „Solidarności” byli jacyś tacy skłóceni, każdemu o coś innego chodziło, ale właściwie nie bardzo wiadomo było, o co. Ja ich po prostu nie mogłem zrozumieć.

Czy utrzymywał Pan kontakty z innymi działaczami „Solidarności?.
Początkowo utrzymywałem i jak mówiłem próbowaliśmy założyć związki zawodowe, ale gdy nic z tego nie wyszło zwątpiłem w sens tych kontaktów i przestałem się w to wszystko angażować. Maciek Słotwiński był bardziej zaangażowany, bo założył Sekcję Konfederacji Polski Niepodległej (KPN) i cały czas prowadził jakąś działalność. Ale ja się wyłączyłem i nie brałem w niczym udziału.

Kiedy Pan po raz pierwszy przyjechał do Polski?
Przyjechałem dopiero w 1990 roku. Wtedy jeszcze nie miałem obywatelstwa francuskiego, lecz miałem status uchodźcy politycznego. Dokumenty o przyznanie obywatelstwa francuskiego miałem już złożone i gdy przebywaliśmy w Polsce przyszła decyzja o nadaniu mi obywatelstwa francuskiego.

Niech Pan powie czy po zmianach politycznych, jakie nastąpiły w Polsce po 1989 roku, ktoś się interesował Pańskim losem? Chodzi mi na przykład o rząd polski i o „Solidarność”.
Nie, nikt się do mnie nie zwrócił, ani rząd ani „Solidarność”. Może mieli bardziej zasłużonych niż ja.

No wie Pan, odsiedział Pan prawie rok w wiezieniu, musiał pan wyjechać z kraju, więc myślę, że za działalność w „Solidarności” zapłacił Pan wysoką cenę. Dzisiaj wielu osobom przyznaje się medale i odznaczenia, więc może i Panu coś się należy.
Wydaje mi się, że moja działalność odbywała się na niskim szczeblu i dlatego nikt specjalnie nie zwraca na mnie uwagi. Podczas moich poprzednich wizyt w Polsce byłem chyba ze dwa razy w Delegaturze „Solidarności” w Starachowicach. Pogadaliśmy sobie z Adamem Krupą, który był wtedy szefem Delegatury i na tym się właściwie skończyło. Byłem także w Delegaturze, gdy jej szefem był Rafalski i też sobie porozmawialiśmy.

Jak Pan myśli, czy w waszej Komisji Fabrycznej byli agenci Służby Bezpieczeństwa, bo jak Pan wie SB miało wszędzie swoich szpicli?
Ja myślę, że byli, ale nie chciałbym o tym mówić.

Ale pewnie Pan podejrzewał, kto to mógł być.
Podejrzewałem. Ale posiedzenia Komisji Fabrycznej były jawne i każdy mógł w nich uczestniczyć, więc taki szpicel nie mógł się dowiedzieć niczego, co by nie było wszystkim wiadomo.

A czy posiedzenia Prezydium też były otwarte?
Nie. W posiedzeniach Prezydium uczestniczyli tylko członkowie Prezydium.

A czy w Prezydium Komisji Fabrycznej mógł być agent?
Może i był.

Mówi Pan, że niektórych podejrzewał Pan o to, że mogą być agentami, niech więc Pan powie jak się Pan w stosunku do takiej osoby zachowywał.
Trzeba się było liczyć ze słowami.

Jak Pan ocenia to, co się działo w latach 1980-1981?
Lata te oceniam bardzo pozytywnie. To było coś takiego jak powstanie. Było to zanegowanie przewodniej roli PZPR. Dla mnie był to zryw przeciwko komunie, zryw niepodległościowy. Chociaż trzeba to było trochę kamuflować, aby nie narazić się Związkowi Radzieckiemu.

Jak Pan ocenia działalność Lecha Wałęsy w latach 1980-1981 i później?
Czasami mnie zaskakiwał tym, że nie podejmował decyzji demokratycznie, lecz narzucał swoją wolę. Pomimo tego oceniałem go bardzo pozytywnie. Ale później, gdy dostał nagrodę Nobla i gdy został prezydentem to chyba mu uderzyła do głowy woda sodowa. Zaczął wygadywać, że to on sam obalił komunizm. Gdyby nie zaangażowanie wielu ludzi to on by sobie mógł obalać. Uważam, że to, co wygadywał i to, co robił, gdy był prezydentem całkowicie przekreśla jego wcześniejsze zasługi. Czy sprawdził się jako prezydent? Myślę, że nie i tak myśli bardzo wielu ludzi. Wtedy, gdy był prezydentem trzeba było zrobić lustrację i skończyć z tą komuną raz na zawsze. Niestety nie było rozliczenia komuny.

Jak Pan ocenia stan wojenny?
Dla mnie to było zaskoczenie. PZPR znów pokazała, czym naprawdę jest i do czego się może posunąć w obronie komunizmu.
Jak Pan myśli czy ze strony komuny była jakaś chęć do porozumienia się z „Solidarnością”?
Nie wiem, ale pamiętam, że o wszystko trzeba było walczyć. Ciągle gdzieś trwały strajki i pogotowia strajkowe. Z perspektywy czasu wydaje mi się, że oni już wtedy wiedzieli, że są przegrani, ale chcieli się jak najdłużej utrzymać przy władzy. Wprowadzając stan wojenny chcieli mieć czas, aby przygotować sobie „miękkie lądowanie”.

No i miękko wylądowali. Nic im się nie stało a na dodatek dobrze się urządzili.
Oczywiście. Ileż oni przejęli zakładów, które były bogactwem narodowym. Oni to przejmowali za bezcen a później sprzedawali albo doprowadzali do ruiny. Weźmy na przykład tę prywatyzację. Pieniądze, które były pożyczane za granicą były inwestowane w maszyny i urządzenia, wszystko to miało jakąś wartość, więc jak się dany zakład prywatyzowało to należało go sprzedać za konkretną cenę a nie oddawać za bezcen.

Co Pan robi obecnie i jakie są Pańskie plany na przyszłość?
O jakichś wielkich planach na przyszłość to trudno mówić. Jedyne, co planuję to wrócić do Polski, gdy przejdę na emeryturę. Obecnie jestem osobą bezrobotną i przebywam na zasiłku. Zostałem zwolniony, bo firma, w której pracowałem nie zdołała podpisać umów z Polską, gdyż były kraje takie jak Turcja czy Słowacja, które gwarantowały niższe ceny niż firmy w Polsce, a ponieważ ja zajmowałem się kontaktami z Polską, więc w związku z tą sytuacją nie było dla mnie pracy.

Nie wiedziałem, że we Francji jest takie prawo, że można zwolnić człowieka na krótko przed emeryturą.
Można zwolnić, ale człowiek nie pozostaje bez środków do życia, ponieważ okres pobierania zasiłku uzależniony jest od stażu pracy. Ja na przykład będę przebywał na zasiłku ponad pięć lat, do czasu, kiedy przejdę na emeryturę. A gdy wrócę do Polski to zajmę się pracą na działce, którą posiadam i domkiem, który sobie wybudowałem. Nie planuję jednak już powrotu do pracy zawodowej. Z drugiej strony po depresji, którą przeżyłem nie jestem już tym samym człowiekiem, co kiedyś.

O jakiej depresji Pan mówi?
Depresja dopadła mnie we Francji, bodajże w roku 1986, a spowodowana była sytuacją, w jakiej się znalazłem. Ta beznadzieja i brak perspektyw było powodem tego, że się po prostu załamałem. Jak mówiłem wiele osób wpadło w depresję, gdy przebywali w wiezieniu a ja to przeszedłem później. Byłem odporny, ale do czasu.

Miałem Panu tego nie mówić, ale jednak powiem. Mam zamiar wystąpić do prezydenta Kaczyńskiego o nadanie Panu odznaczenia państwowego za Pańską działalność na rzecz niepodległej Polski.
Jestem tym, co pan mówi zaskoczony. Ale jeżeli pan uważa, że coś mi się należy to przecież nie mogę panu zabronić. Jako ciekawostkę powiem, że mam zamiar wystąpić do IPN o udostępnienie mi dokumentów dotyczących mojej osoby.

Co by Pan chciał powiedzieć na zakończenie naszej rozmowy?
Jestem już czwarty miesiąc w Polsce i obserwuję to, co się dzieje w kraju, w Sejmie, w rządzie i wydaje mi się, że wyciąganie teraz spraw agentury to się mija z celem. Trzeba było nie kłaść „grubej kreski” w 1989 roku, lecz dokonać rozliczeń właśnie wtedy. Myślę, że wracanie do tych spraw po dwudziestu sześciu latach nie ma sensu, jest już na to po prostu za późno. Teraz trzeba się wziąć za budowanie Polski.
Dziękuję za rozmowę.
 
Sierpień 2006r.